04

8 1 2
                                    

~William~

Jedzenie pizzy o drugiej w nocy to zły pomysł. Już będę pamiętał. Szczególnie, gdy popijesz to litrem coli.

Gdy wstałem rano, pierwsze co zrobiłem, to pobiegłem do łazienki zwrócić cały posiłek, który spożyłem o bardzo nieprzyzwoitej godzinie. Myślałem, że nie będę w stanie wstać z łóżka. Piłem cały czas wodę i jadłem suche chlebki.

Na nogi stanąłem dopiero potem, miałem świadomość, że zostały mi dwie lekcje i postanowiłem je odpuścić. Ale niestety mam trening. A na niego nie zamierzam nie przychodzić, chcę jeszcze żyć.

Dlatego idę pieszo i docieram do szkoły idealnie przed treningiem. Witam się z chłopakami i zaczynam się przebierać. Mój humor psuje Rayan, który wchodzi z tym swoim uśmieszkiem. Nie wiem co sprawiło, że ma taki dobry humor, ale czy może przestać?

Związuję buty i przewracam oczami. Nie cierpię typa.

– Panowie, każdy piłeczkę i rozgrzejcie się trochę. Potem rozegramy meczyk.

Czyli ma dobry humor, skoro nie daje nam wycisku. Gdy wychodzę, zauważam, że cheerleaderki też mają próby. Będą chyba musiały potem zmienić miejsce, bo tak trochę nie będzie gdzie tego meczyku rozegrać.

Kozłuję sobie i gadam z Carlem, gdy nagle obrywam w plecy piłką. Od tego debila.

– Jak jeszcze raz spróbujesz, to ci wpierdolę Carter – warczę.

Rayan uśmiecha się złośliwie. Ktoś zwraca mu piłkę, a dalej kozłuje. Biorę głęboki wdech i staram się nikogo nie zabić. Steven podchodzi do mnie ze zmartwioną miną. Wiem co powie.

– Przecież nic nie robię – zaczynam. – To on cały czas się, kurwa, dopierdala do mnie.

Kręci zrezygnowany głową i patrzy na mnie błagalnie. Wiem, że na pewno nie jest łatwo być kapitanem drużyny i szczerze mu współczuję.

– Musisz postarać się pamietać, że to wciąż nasza drużyna. Jeśli gralibyście w jednej połowie, muszę mieć pewność, że będziecie mieli wspólny cel.

Nagle rozlega się gwizdek trenera, który już przepędził panią trener i jej drużynę na drugi koniec sali. Dlatego podchodzimy, a on mówi kto z kim gra. Zawsze to robi, bo zmienia wybór i sprawdza, kto z kim dobrze gra.

Bądź co bądź to gra zespołowa.

Ląduję w grupie ze Stephenem, niestety w tej co Rayan. Przysięgam, że jeszcze chwila a przywalę mu tak mocno, że przez tydzień będzie tańczył bez muzyki.

– Pamiętajcie o podaniach, nie chcę do cholery widzieć, że ktoś próbuje przebiec w pojedynkę całe boisko. To jak szybko biegacie nie równa się z taktycznymi i sprawnymi podaniami. Ty pamiętaj o dwutaktach, ty nie rób kroków pod koszem! Odwalisz taką akcję jak na ostatnim meczu, masz jak w banku sto pompek po treningu.

Po jego klasycznej gadce, zaczynamy. Moja drużyna ma piłkę, więc pędzę na drugą połowę. Stephen podaje do Luka, a on do mnie. Kozłuję piłkę i jestem gotowy do rzutu, ale ten debil we mnie wbiega. Piłka wypada mi z rąk a ja lecę na posadzkę. Kurwa mać.

Wstaję wściekły, widzę, że jest zadowolony. Trener nie reaguje, bo patrzy w swój zeszyt, więc sięgam po piłkę. Mam w dupie, że jesteśmy w jednej drużynie, ten gościu ma nauczyć się porządku. Gdy znowu gramy, kozłuję, zamiast jednak podać do chłopaków, mocno się zamachuję.

– Wright, co ty odpierdalasz!? – Krzyk Luka zwraca uwagę innych zawodników.

Piłka jednak leci w kierunku blondyna bardzo szybko, ale w ostatniej chwili dostrzega on moje działanie i się gwałtownie pochyla. Jednak piłka zamiast trafić w trybuny, uderza jakąś dziewczynę w głowę.

Dlaczego, pytam się, stoi ona przy boisku?!

Tak czy inaczej, dziewczyna zatacza się i chwyta za miejsce uderzenia. Podchodzę, żeby ją przeprosić, bo opadły emocje. Kurde, mam nadzieję, że nic jej nie jest.

Jednak gdy jestem jakieś dwa metry od niej, odwraca się w moim kierunku i staję jak wryty. Nie mogę w to uwierzyć.

Urosła, ale niewiele. Ma na sobie flanelową koszulę w różnych kolorach. Jedna dłoń leży na jej czarnych włosach, a druga zwisa bezwładnie wzdłuż jej boku. Patrzy na mnie, jest w szoku, ja również. Ma szeroko otwarte oczy i mam wrażenie, że wcale nie oddycha.

Jej włosy są krótsze.

– Will.

Jej głos wyrywa mnie z amoku. Jest cichy i niepewny, jakby nie wiedziała, czy naprawdę przed nią stoję. Wraz z jej barwą głosu, powracają do mnie wspomnienia.

I wkurwienie.

Czuję, że moja twarz tężeje, nie dam po sobie niczego poznać. Podnoszę piłkę z ziemi i odwracam się na pięcie od niej. Jestem pewien, że dalej tam stoi i na mnie patrzy, ale mam to gdzieś.

– Gramy dalej – warczę, nikt się nie sprzeciwia.

Ani razu nie patrzę na tamtą stronę trybun.

~~~

Trzaskam drzwiami od mieszkania i rzucam plecak na podłogę w korytarzu. Głośno tupię i wchodzę do salonu, gdzie rzucam się na kanapę. Jay, który już na mnie czekał, patrzy na mnie pytająco.

Zapomniałem, że dałem mu drugie klucze, by przyszedł. Mieliśmy pograć na konsoli.

– A tobie co znowu? – Widzę, że ma dobry humor.

Mruczę coś pod nosem i ściągam buty. Rzucam je niedbale i kładę nogi na meblu. Chcę wziąć sprzęt, ale mój przyjaciel mnie wyprzedza.

– Nie drażnij mnie.

– Co jest, Will? – Marszczy brwi i nie ma zamiaru oddać mi konsoli.

Wzdycham, siadam i patrzę na niego. Dalej to do mnie nie dociera. Wiem, że jak nic nie powiem, to jeszcze przed kolacją przekonam samego siebie, że to co się dzisiaj działo to sen lub halucynacje. Po prostu mi się wydawało.

– Spotkałem kogoś w szkole - mówię szybko, zanim postanowię milczeć.

– Ja też. Jest taka nowa...– mówi odkładając sprzęt.

Rzucam mu niedowierzające spojrzenie. Błagam, niech on sobie ze mnie żartuje.

– Chodzi nam o tę samą dziewczynę, prawda? Średni wzrost, czarne loczki do ramion i kolczyk w nosie?

Kładę się twarzą w poduszkę i wydaję stłumiony, sfrustrowany krzyk. Teraz już na pewno nie przekonam się, że mi się wydawało. Nie kiedy Jay ją widział. Pewnie z nią rozmawiał.

– Stary, wiesz, że możesz ze mną pogadać, nie?

Podnoszę się i sięgam po konsolę. Czuję na sobie jego wzrok, widzę, że nie sięga po swoją. Czeka na moją odpowiedź, co jeszcze bardziej mnie irytuje.

– To twoja ex czy coś?

– Nie!

Podnosi ręce w obronnym geście, ale widzę po jego oczach, że jest trochę rozbawiony. Błagam Jay, nie dzisiaj.

– Wiesz, że dwa lata temu kumplowaliśmy się z innymi ludźmi kompletnie. Nie mam pojęcia kim ona jest, tym bardziej jeśli wy się znacie.

Znaliśmy. To mało powiedziane.

– Ona jest dla mnie nikim. I zanim cokolwiek powiesz, lepiej zacznij grać, bo nie ręczę za siebie.

Po mieszkaniu rozchodzi się jego głośny śmiech.

Hej, mam nadzieję, że wszystko u Was dobrze, a jeśli nie, przesyłam Wam wsparcie. 

Mam nadzieję, że spodoba się rozdział, w końcu jest pierwsze/niepierwsze spotkanie!

To ciężki czas, ale będzie lepiej, trzymajcie się, Mordki!

Same Old ShoesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz