Rozdział 1 cz. 3

50 0 0
                                    

Z zajęć z Kwiatkowską wyszłam przeszczęśliwa! Pochwaliła mój plakat i zarobiłam szóstkę. Do tego całe zajęcia malowaliśmy do muzyki. Mogliśmy założyć słuchawki i malować do czegoś, co lubimy, a mogliśmy zainspirować się muzyką zaproponowana przez nauczycielkę. Na początku chciałam założyć słuchawki i zatopić się w ulubionych dźwiękach, ale kiedy usłyszałam pierwsze takty piosenki włączonej przez Kwiatkowską poczułam, jakby mój mózg eksplodował tysiącem pomysłów. To było coś niesamowitego. Całe zajęcia pracowałam, nawet nie pogadałam z Klaudią, co miałyśmy raczej w zwyczaju na luźniejszych zajęciach. Dzwonek wybudził mnie jakby z transu. Dumna spojrzałam z dystansu na swoje dzieło.

– No, no, niezłe – powiedziała Kwiatkowska zaglądając mi przez ramię.

– Farciara z ciebie. Mi wyszły jakieś bohomazy – Marcel nie należał do utalentowanych. Jego kartka była upstrzona dziwnymi kolorowymi plamami uzupełnionymi rysunkami ołówkiem.

– No, Marceli, głowa do góry! To świetna abstrakcja! – Zaśmiała się Kwiatkowska wpisując mu czwórkę do dziennika, a przy moim nazwisku postawiła już drugą dziś szóstkę. Nie wierzyłam w swoje szczęście!

Byłam tak przepełniona energią i radością, że polski przeleciał mi jak mgnienie oka. Matuszewska, nasza najwspanialsza nauczycielka i wychowawczyni z zaciętością godną pochwały próbowała wbić nam do głowy zasady interpretacji wiersza i podstawowe środki stylistyczne. Jak zwykle pogroziła zbliżającymi się egzaminami i zapowiedziała kartkówkę. Miała swój mały zwyczaj, tydzień bez męczenia nas jakąś pracą pisemną, był tygodniem straconym. Do tego stwierdziła, że czas ruszyć nasze leniwe umysły i zaplanowała maraton powtórek. Każdy z nas miał zająć się jakimś zagadnieniem omawianym od pierwszej klasy. Ja, na całe szczęście, złapałam temat o „Małym Księciu". Cieszyłam się, bo poza nim została już tylko nudna gramatyka. Nienawidziłam rozbioru zdań porównywalnie z fizyką czy biologią. Uwielbiałam ten niesamowity świat Małego Księcia. Zawsze sobie wyobrażałam, co by było, gdybym mogła kiedyś kogoś takiego spotkać. Kogoś, dla kogo byłabym jak Róża dla Małego Księcia... Nigdy nie miałam chłopaka, nawet nie kumplowałam się z żadnym z chłopców z naszej klasy czy w ogóle ze szkoły. Kiedyś spotykaliśmy się na osiedlu, ale teraz pochłaniała mnie nauka i rysowanie. Ledwo wciskałam w kalendarz spotkania z Klaudią, co by było, gdybym jeszcze musiała coś dodać do planu dnia! Jednak myśl o byciu dla kogoś ważnym pojawiała się w mojej głowie jak natarczywa mucha. Łapałam się coraz częściej na tym, że odpływałam na nudniejszych lekcjach wyobrażając sobie siebie z jakimś chłopakiem. Nawet nie miał konkretnego wyglądu. Po prostu był i wiedziałam, że w moich marzeniach jest kimś, komu na mnie zależy i kto lubi mnie taką, jaką jestem. Nie to, jak wyglądam czy jaką mam średnią. Lubi mnie tak po prostu. Tak, jak lubi się czekoladę.

Pamiętnik GrubaskiWhere stories live. Discover now