Chapitre 1

113 8 2
                                    

Sam rzucił kolejną belkę drewna na swoje plecy, po czym otarł pot z czoła. Tego dnia było naprawdę ciepło, a ci nieszczęśni rolnicy musieli jeszcze pracować w polu. Naprawdę im współczuł.

Idąc z powrotem pod drzewo, zastanawiał się co złośliwego powinien zrobić dziewczynie. Mama wysłała ich nazbierać drewna na opał, aczkolwiek ona po prostu zasnęła w cieniu. Rzucała się przez sen i coś jęczała. Przez chwilę chciał ją obudzić i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Szybko porzucił ten pomysł, kiedy przypominał sobie o stercie czekających belek.

Uklęknął obok śpiącej jedenastolatki i przez chwilę wpatrywał się w jej twarz, na której aktualnie malowało się lekkie spięcie. Miała lekko rozchylone brzoskwiniowe usta i naprawdę długie rzęsy. Prawie tak długie jak i jego. Uśmiechnął się lekko i już chciał ją obudzić, jednak dziewczynka zaczęła się rzucać, aż w końcu z rozszerzonymi oczami uniosła się gwałtownie do siadu. Przy okazji zderzyła się czołem z twarzą brata, na co oboje stęknęli.

- Sam! – pomasowała swoje czoło. – Co ty robisz?

Chłopak ze skrzywioną miną wstał i wystawił dłoń siostrze. Dziewczynka bez zawahania dała sobie pomóc. Otrzepała krótkie, rude włosy z resztek zieleniny i kichnęła, ponieważ jeden z listków opadł na jej nos.

- Na zdrowie – zachichotał Sam i chwycił siostrę za rączkę. – Wszystko w porządku?

- Tak, czemu pytasz?

Odebrała od niego część drewna i oboje ostrożnie zeszli z niewielkiej góry, oddalając się od cienia drzewa.

- Kiedy spałaś, rzucałaś się na boki. Nie był to miły sen, nie? – posłał jej łagodne spojrzenie.

Natychmiast przypomniała sobie głęboką kałużę krwi. Topiła się w niej, a maź była zbyt gęsta, by pływać. Automatycznie podrapała się w rękę, chcąc sprawdzić, czy aby na pewno to wszystko tylko jej się śniło.

- Nie pamiętam. Pewnie masz rację.

W ciszy kroczyli do bram miasta. Było ono największym z trzech. Oddzielono je od siebie wielkimi murami, które powstały ponad sto pięćdziesiąt lat temu. Chroniły one mieszkańców przed olbrzymimi tytanami. Cały czas słyszała ich jęki i czuła, jak ziemia drży za każdym uderzeniem w mur Stella. Tytanów przyciągał ludzki zapach. Zjedliby każdego człowieka. Nie wiadomo, skąd się wzięły i dlaczego akurat ich głównym daniem dnia jest ludzkie ciało.

Ruda spojrzała automatycznie na wysoki na ponad pięćdziesiąt metrów mur Stella i zgrzytnęła zębami. Nienawidziła tych pokrak.

- Ivy? – zagaił chłopak. – Nie czujesz się ostatnio... jakoś niekomfortowo? Nieprzyjemnie?

Jedenastolatka zmusiła się, by zdjąć pełen nienawiści wzrok z muru. Nie raz myślała o tym, co by się stało, gdyby niespodziewanie się zawalił. Przed oczami wtedy widziała morze czerwonej mazi, a także w uszach słyszała krzyki bezbronnych ludzi. Obrony Różane niby miały bronić miast od środka, ale za każdym razem, kiedy Ivy patrzyła na ich zabawy, śmiechy, popijawy i brak jakiegokolwiek zainteresowania tytanami po przeciwnej stronie muru, zaczynała wierzyć w krwawe obrazy swojej podświadomości.

- Co? – zmarszczyła lekko brwi. – Nie... może. Dlaczego pytasz?

Chłopak zarumienił się. Był aż cztery lata starszy od swojej siostry, miał pojęcie o wielu rzeczach, jak na przykład dorastaniu, dojrzewaniu. Sam wciąż był w takim wieku, kiedy jego ciało się zmieniało.

Im bardziej o tym myślał, tym trudniej rozmawiało się o tym z młodszą dziewczynką.

- T-tak tylko – mruknął cicho. – Jeśli cokolwiek się dzieje, m-możesz do mnie przyjść. Pamiętaj.

Pomiędzy kałużą krwi | SnK Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz