Chapitre 2

41 9 7
                                    

Farles zatrzymał się w końcu na jakimś uboczu. Postawił Sama, który natychmiast rzucił się ku Ivy, nie mogącej ustać na nogach. Dziewczynka miała czerwoną, napuchniętą od płaczu twarz, przekrwione oczy, z których wciąż płynęły łzy. Nie zareagowała, gdy ciepłe ramiona brata zamknęły ją w bezpiecznej przystani, stawiając grubą krechę pomiędzy światem rzeczywistym, a fikcją.

Ruda siedziała właśnie na parapecie, obserwując walkę na mąkę mamy i Sama. Kobieta ledwie mogła się otrzepać, a zaraz znów została ubrudzona. Chłopak ewidentnie wygrywał.

Ivy obserwowała tę scenę z rosnącym sercem, nie zdając sobie sprawy, co dzieje się w realnym świecie. Całkiem się wyłączyła.

- Ivy, kochanie, prawda, że ja wygrałam? – zapytała roześmiana mama, poprawiając włosy.

Ruda wzruszyła ramieniem, uśmiechając się delikatnie.

- No nie wiem, mamo. Sam totalnie cię rozniósł.

Brunetka zaśmiała się, po czym podeszła do córki. Otoczyła ją matczynymi ramionami, na co dziewczynka przymknęła powieki. Mogłaby zostać w nich na zawsze.

- Kocham cię – szepnęła kobieta.

A następnie jej nogi odpadły od tułowia, zaś twarz wykrzywiła się w grymasie ogromnego bólu.

Ivy zamrugała, ledwie mogąc oddychać w ramionach Sama. Do jej głowy masowo zaczęły wpadać wspomnienia i wszystkie emocje. Ból rozsadzał ją od środka. Rozejrzała się po okolicy, jednak w chwili, kiedy ujrzała czuprynę Farlesa, cały gniew trzymany w sobie od kilku lat wybuchł i zaczął oplatać się wokół jej żył, niczym czekająca na uwolnienie siła.

Sam zaskoczony upadł na pośladki od popchnięcia jedenastolatki. Spojrzał na nią wręcz przerażony. Patrzyła na mężczyznę wzrokiem tak morderczym, że mogłaby go nim po prostu zamordować. Boleśnie i długo, byleby cierpiał.

Nie zdążył chwycić siostry za rękę i uspokoić, bo ta lawina bólu, rozpaczy i najprawdziwszej wściekłości właśnie zamierzała w stronę Farlesa.

- Ivy, ja... – Zaczął ze łzami w oczach, aczkolwiek uderzenie w lewy policzek mu przerwało.

Później dostał w drugi – i jeszcze, i jeszcze. Ivy w końcu nie wytrzymała i rzuciła się na niego. Mężczyzna nie bronił się, nawet, jak dziewczynka chwyciła nieduży kamień i najprawdopodobniej złamała mu nim dwa palce lewej ręki. Potem uderzyła go w skroń, a rany na dłoni znów się otworzyły, przypominając tamtą okrutną chwilę.

W ostatniej chwili Ivy pochwycił brat, z trudem odciągając ją od zakrwawionego podoficera. Jedenastolatka wierzgała się, jakby od tego zależało jej życie. Niestety, chłopak był o wiele silniejszy, niż ona.

- Puszczaj mnie, ty durny idioto! – wrzeszczała.

Sam poczuł delikatny ból w klatce piersiowej.

- Ivy, uspokój się, musisz ochłonąć, inaczej zrobisz coś, czego będziesz żałować przez dłu...

Chłopak wytrzeszczył oczy, czując piekący ból na policzku. Automatycznie puścił siostrę, nie mogąc uwierzyć, że go uderzyła.

- Nigdy nie żałowałabym zabicia takiego śmiecia! – wykrzyczała bratu prosto w twarz, po czym odwróciła się, by patrzeć na załamanego mężczyznę. – To on powinien tam zginąć, nie ona! Niczym nie zawiniła! Ten cholerny robak nawet nie spróbował jej pomóc, tylko stchórzył! Tfu! – splunęła na niego i odrzuciła zakrwawiony kamień.

Sam zacisnął pięść.

- Ivy, masz się natychmiast uspokoić, bo inaczej...

- Inaczej co!? – fuknęła. – Nawet nie jesteś moim bratem! Jedynie odwróciłeś głowę, gdy on uciekał! Nie spojrzałeś na mamę ani razu, gdy ten potwór ją zjadał!

Pomiędzy kałużą krwi | SnK Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz