Słońce niezwykle grzało tego dnia. Ciemnoskóry mężczyzna z wściekłością patrzył na wszystkich gówniarzy, stojących w nienagannym rzędzie. Każdy z nich spinał się jak kamień, a po skroni ciekły im kropelki potu. Niektórym po prostu z ciepła, innym z przerażenia.
Smith, oficer sto siódmego Korpusu Treningowego znany był z bardzo kontrowersyjnego, acz skutecznego zachowania. Dopuszczał się aż niemożliwych dla człowieka zasad, byleby jego podwładni nie zginęli w pierwszej minucie spędzonej na misji. Po ich twarzach już wiedział, że ponad siedemdziesiąt pięć procent chciało przejść do Broni Królewskiej. Smith splunął któremuś z żołnierzy prawie na buty lecz tamten nawet nie drgnął, by cokolwiek sprawdzić.
- Słuchajcie, gówniarze! – wrzasnął tak głośno, iż jego głos rozszedł się echem po skałach za nimi. – Jesteście teraz częścią mojego oddziału. Nie wyczekujcie żadnych torcików, różyczek, czy pierdolonej wygody, jak mają te marne imitacje w Broni Królewskiej! – wystraszył większość. – Tutaj będę przez pięć lat trenował was na żołnierzy! Albo przetrwasz, albo zginiesz! Albo jesteście dziewicami, albo jesteście najlepszymi dupkami w naszej stolicy! Inaczej nie tylko ja, ale i tytan rozerwę wasze jelita własnymi zębami, jasne!?
Rozległ się krzyk „Tak jest, sir!”
Mężczyzna zaczął przechodzić pomiędzy swoimi nowymi uczniami. Na widok niektórych wręcz pragnął parsknąć śmiechem i odesłać ich z kwitkiem. Nauczył się nie patrzeć po pozorach, dlatego tego nie robił. Stanął tuż przed spokojną, szczęśliwą mimiką jakiegoś nastolatka, a jego twarz przybrała przerażający wyraz.
- Dlaczego tu jesteś, żołnierzu!? – wrzasnął mu w twarz.
Chłopak uśmiechnął się.
- Marco Bodt! By trafić do Broni Królewskiej, sir! By bronić króla, sir!
- Zdejmij ten durny uśmieszek z twarzy, żołnierzu! Zginiesz prędzej, niż ja zdążę dobiec do łazienki, żołnierzu!
Odszedł od zdezorientowanego chłopaka, podchodząc do Sarah. Kolana blondynki całe dygotały, aczkolwiek stała dzielnie i wytrwale. Kropelka potu spłynęła po jej skroni, a oczy natychmiast zwęziły, widząc Smitha przed swoją twarzą.
- Dlaczego tu jesteś, żołnierzu!?
Sarah przełknęła ślinę.
- Sarah Arlelt! B-by walczyć za moją rodzinę, sir! – zadrżała.
- Tu nie ma rodziny, żołnierzu! Będziesz już zawsze sama, żołnierzu! – krzyknął niemal natychmiast, a dziewczyna podskoczyła. – Twoja rodzina została dawno wyżygana przez jednego z tytanów, a twoim obowiązkiem będzie je zabijać!
Dowódca prychnął i podszedł do jakiegoś niższego, łysego chłopaczka. Miał wielkie, złote oczy. Smith chwycił go za twarz i uniósł, rozciągając powieki jeszcze bardziej.
- Cholerny śmieć! – wrzasnął. – Jak ty masz cokolwiek widzieć przez te gały!?
Puścił chłopaka, który upadł na ziemię i niczym tytan podszedł prosto przed zimną twarz Ivy. W jej oczach nie zauważył nic, prócz chęci mordu i masie niewypowiedzianych słów. Trzymała w sobie potężny gniew.
- Dlaczego tu jesteś, żołnierzu!? – niemalże opluł jej twarz.
Ruda jednak ani drgnęła, tylko wciąż wpatrywała się przed siebie kamiennym wzrokiem.
- Ivy Stellaire! By wymordować każdego śmiecia-tytana, sir! – krzyknęła pewnym siebie głosem.
Sam, stojący gdzieś z tyłu, nie mógł widzieć co się tam dzieje. Słysząc głos Ivy, spiął się.
CZYTASZ
Pomiędzy kałużą krwi | SnK
Fanfiction,,Dalej, przyjaciele! Tutaj naszym jest teraz zwycięstwo. Pierwszą jest niniejsza Gloria. Dalej, przyjaciele! Cieszmy się z tego zwycięstwa, aż do niewątpliwej walki... Wróg jest okrutny. Przynosimy... Skrzydła wolności!" ~ Jiyuu no Tsubasa Od stu p...