Poranek był duszny i pochmurny. Zapowiadało się na burzę. Wstałem z łóżka i przetarłem oczy.
To już dziś. Ten dzień, w którym wszystko się zaczyna. Oficjalnie skończę liceum i, choć mam już 19 lat, dopiero teraz poczuję prawdziwy powiew wolności.
Poszedłem do łazienki, gdzie umyłem twarz i przebrałem się w czarne dżinsy i białą koszulę. Ani myślałem ułożyć swoje włosy. Skierowałem się do kuchni, gdzie przy stole siedział już tata.
- Jak się czuje mój dorosły synek? - zapytał rozentuzjazmowany, kiedy się z nim przywitałem.
- Spoko - wzruszyłem ramionami, choć szczerze mówiąc byłem dość podekscytowany.
Zjadłem śniadanie i kiedy myłem zęby, przyszła Aneta.
- Hej - przywitałem się z siostrą ze szczoteczką w buzi.
- Cześć, dorosły braciszku! - krzyknęła, rzucając mi się w ramiona - Mały Marceli już kończy szkołę... One tak szybko dorastają - zaśmiała się.
- Idziesz do szkoły zobaczyć jak wręczą mu dyplom? - zapytał tata, a ja zacząłem się trochę obawiać.
Nie zrozumcie mnie źle. Kocham swoją siostrę, ale czasami potrafi przegiąć, jak za bardzo się czymś podjara.
- Nie mogę - odparła ze smutkiem, a ja poczułem ulgę - Aurelia jest chora. Teraz Gracek z nią siedzi, ale później musi wracać do pracy, więc niestety mnie to ominie. A ty idziesz?
- Nie. Mam ważne spotkanie, ale na pewno ktoś to nagra. Później obejrzymy naszego małego Marcelka - oboje spojrzeli na mnie z czułością, a ja wyjąłem szczoteczkę z buzi i, wciąż z pianą w ustach, posłałem im sztuczny uśmiech, po czym szybko czmychnąłem do łazienki.* * *
- Siema - krzyknął do mnie Kasjan, który już stał przed szkołą.
- Elo, widziałeś Julię? - zapytałem, rozglądając się w poszukiwaniu dziewczyny.
- Kurde, a ty ciągle tylko Julia, Julia, Julia - spojrzał na mnie rozbawiony - A tak zmieniając temat, robiliście to już kiedyś? - zapytał niespodziewanie.
- Co? Aaa... No jasne - skłamałem - Kto w naszym wieku tego nie robił?
Tak naprawdę to nie. Ja chciałem, ale Julka już nie. Zawsze mówiła, że ktoś może nas przyłapać, nigdy nie było odpowiedniego momentu i jakoś tak wyszło.
- Hej chłopaki - Julia podeszła do nas z uśmiechem.
- Witam piękną panią - przywitałem się, udając dżentelmena.
- Ekhe ekhem... pantofel... Ekhe ekhe - Kasjan udał, że kaszle i odszedł ze śmiechem w stronę Matiego.
Dziewczyna spojrzała na niego rozbawiona, a po chwili znów popatrzyła na mnie.
- Co tam? - zapytała.
- Nic takiego. Tata i Aneta szaleją, bo mały Marcelek kończy szkołę - zaśmiałem się - A co u ciebie?
- Podobnie. Tata chciał przyjechać, ale szef mu nie pozwala.
- Jakbyście chcieli wiedzieć, to zaraz się zacznie - powiedziała Wiki, przechodząc obok i patrząc na nas z wyższością ( jak zawsze ).
Weszliśmy do środka, a po kilku minutach zaczęła się ceremonia.
- Czuję się inaczej. Wreszcie żegnam się z tą głupią szkołą i z jeszcze głupszą dyrektorką - westchnęła Julia, kiedy przekroczyliśmy już mury szkoły.
- To co teraz? - zapytałem ochoczo.
- Teraz mój drogi... Studia... Studia... I studia - powiedziała niechętnie.
- Nie wybiegaj tak daleko w przyszłość. Dzisiaj jeszcze nigdzie cię nie puszczę - zaśmiałem się i pociągnąłem dziewczynę do ziomków z równoległej klasy. Przywitaliśmy się z nimi.
- Idziecie z nami się napić? - zapytał Karol.
- No raczej - odparłem.
- A potem pójdziemy do Maksa - dodała Oliwia.
Poszliśmy wszyscy i kupiliśmy duuużo piw, jeszcze kilka setek i parę wód.
Poszliśmy do naszej starej miejscówki, czyli do starej nieużywanej szopy, do której chyba od dawna nikt nie przychodzi, oprócz nas. Chłopacy spalają tam wszystko, co mają, a ja najczęściej chodzę tam z nimi się napić. Przychodzimy tam już od trzech lat.
Weszliśmy do miejsca, które nazywamy szopką.
Każdy dostał po piwie. Tylko Julka i Oliwia wzięły sobie jedno na pół, żeby na razie nas pilnować.
- Jesteśmy dorośli - przypomniał Oskar.
- Ale i bardzo głupi - odparła dziewczyna.
Kiedy już wypiliśmy, Oliwia stwierdziła, że trzeba stąd iść.
- Spohojnie... Wszysho gra... - odparł Kuba, który ma dość słabą głowę, obijając się o ściany starej szopy.
- Chłopaki, idziemy - zawołała Julia, a my poszliśmy za dziewczynami do wyjścia.
Skierowaliśmy się do domu Maksa. Jego rodzice wyjechali na weekend, więc miał wolną chatę.
- O, siema - kiedy otwierał nam drzwi, wyglądał na zdziwionego.
- Przyszliśmy pić... Wchozimy luzie! - zaczął bełkotać Kuba, po czym wszedł do środka.
Maks wpuścił wszystkich do mieszkania i zaczęliśmy pić. Po piątym piwie zaczęło kręcić mi się w głowie.