Parę godzin później obudziłem się obok Julii.
- Hej - ścisnąłem lekko ramię dziewczyny, a ona burknęła coś niewyraźnie - Wstawaj - powiedziałem.
- Nie... Daj mi spać... - powiedziała, zakrywając twarz poduszką.
- No weź - ułożyłem twarz przy jej szyi i wtuliłem się w nią.
Julia po chwili podniosła głowę i odgarnęła do tyłu roztrzepane włosy.
- Co chcesz? - zapytała nieprzytomnie.
- Przejdziemy się gdzieś? - zapytałem.
- Chyba cię pogrzało - dziewczyna znów opadła głową na poduszkę.
Usiadłem nad Julią i pocałowałem w usta, obejmując ją w talii. Kiedy już skończyłem, otworzyła oczy i spojrzała na mnie z miłością.
- Nie odpuścisz, co? - zaśmiała się i podniosła z łóżka.
Szybko się odświerzyliśmy i zjedliśmy coś, po czym wyszliśmy.
- Gdzie idziemy? - zapytała Julia.
- Umówiłem się z chłopakami i Leą. Możemy im powiedzieć o dziecku - odparłem.
- Kiedyś musimy to zrobić - westchnęła.* * *
Lea czekała na nas na przystanku. Po chwili przyszli też Szymon i Karol, potem poszliśmy po Olafa i Oskara.
Szliśmy sobie do willi, kolejnej starej, dobrej miejscówki.
- Hej, dziubdziaski wy moje kochane - powiedziała nagle Julia - Skoro wszyscy już tu jesteście, muszę wam coś powiedzieć.
- Jakby co, to nie jest żart - dodałem z powagą.
- Co est? - zapytał Oskar, głosem pijaka.
- Ogólnie to... Pamiętacie jak poszliśmy na domówkę do Maksa po zakończeniu. No i pewnie Maks już wam mówił...
- No Marcel w ciebie wszedł. I co dalej? - przerwał jej Karol.
- I ogólnie to... Zaszłam w ciążę - powiedziała dziewczyna.
Z początku nikt nie uwierzył i wszyscy się śmiali. Dopiero po naszych wytłumaczeniach, że to nie żarty i po naszych poważnych minach, dotarło do nich, że nie żartujemy. Wszyscy wytrzeszczyli oczy.
- Marcel, pierdoło, zabezpieczać się nie umiesz? - zapytał Karol.
- Albo gumka pękła - powiedział Oskar.
- Chłopaki, to nie jest śmieszne - odezwała się Lea - Ale jesteś pewna? - zapytała mnie ze strachem.
- No tak - odparłam zirytowana - JESTEM w ciąży.
- To grubo - odparł Szymon z poważną miną.
- Noo... - dodała Lea - Macie już imię? - zapytała po chwili.
- Jasne, że nie - odparłam - Jeszcze się nawet nie pogodziliśmy z tą myślą.
- Dostaliście opiernicz od rodziców? - zwrócił się do nas Karol.
- Jeszcze nie - odparłem niechętnie.
- Wiecie co? Trzeba to oblać. Marcel i Julia właśnie rozwalili sobie życie - powiedział Oskar z entuzjazmem, a ja i Julia wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ale Julia nie pije - ostrzegła Lea z powagą.
- Marcel też nie pije - powiedziała Julia, patrząc na mnie ze słodkim uśmiechem.
- Słucham? - spojrzałem na nią zdziwiony.
- Solidarność, mój drogi - odparła - Jako przyszły ojciec nie możesz dawać naszemu dziecku złego przykładu - tu pogłaskała swój brzuch, a wszyscy inni parsknęli śmiechem.
Tak więc poszliśmy do domu Maksa ( bo u niego pije się najlepiej ). Chłopak z chęcią nas przyjął, a gdy powiedzieliśmy mu o ciąży, śmiał się, że mógł nas wtedy zatrzymać.Perspektywa Julii
Usiedliśmy sobie na kanapie, Marcel z zazdrością patrzył na pijących kolegów.
- Nawet łyka, kochanie? - zapytał, robiąc maślane oczy.
- Łyka, bo cię kocham - odparłam, całując go w nos, a on wyszedł do kuchni.
- Więc, jak się czuje przyszła mama? - zapytała Lea i usiadła obok mnie na kanapie.
- Nawet nie wspominaj - westchnęłam.
- Wiesz co? Musimy sobie zrobić wieczór tylko dla nas. Jak za dawnych lat. Zjemy hot-dogi, obejrzymy film i pośpiewamy na całe gardło, żeby wkurzyć sąsiadów. A do tego przejrzymy sobie imiona i coś sobie wybierzesz - zaproponowała.
- Super pomysł - odparłam ochoczo.
- Wpadnij do mnie w piątek - powiedziała Lea.
Nagle usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, tak głośny, że aż podskoczyłam.
Ja i Lea w mgnieniu oka wstałyśmy i popędziłyśmy do kuchni, skąd dobiegał hałas. A tam, wśród potłuczonego szkła, stali Olaf i Marcel, przepychając się z całej siły.
- Marcel, przestań! - krzyknęłam, ale chłopak mnie nie słuchał.
Próbował zwalić Olafa z nóg, ale nie było to dla niego proste.
Postanowiłam działać. Podeszłam do chłopaków i złapałam Marcela, próbując odciągnąć go od przeciwnika.
- Pomóżcie mi! - krzyknęłam do reszty, która stała, patrząc na to oniemiała.
Pierwszy podbiegł Maks. Złapał Olafa od tyłu i odciągnął wyrywającego się dziko chłopaka. Tak samo postąpił Karol z Marcelem. Najpierw on także próbował się wyrywać z gróźnym błyskiem w oczach, ale po chwili już odpuścił.
Podeszłam do chłopaka, który wciąż wydawał się zły, ale nie tak bardzo, jak wcześniej.
- O co poszło? - zapytałam.
- Nieważne - odparł oschle i poszedł do korytarza, gdzie założył buty i wyszedł na zewnątrz.
- Przepraszam za niego - powiedziałam do reszty, ubrałam się szybko i wybiegłam za chłopakiem.
Szedł wolno, więc bez problemu go dogoniłam.
- Nie wychodź tak - powiedziałam do niego, łapiąc go za ramię, żeby się zatrzymał.
- Przepraszam - odparł obojętnie, nie patrząc na mnie.
- Powiedz co się stało. Dlaczego się biliście? - zapytałam spokojnie.
- Nie chcesz wiedzieć - powiedział.
- Właśnie chcę. Dlatego pytam.
- Olaf mnie wkurzył - wytłumaczył.
- Jak cię wkurzył? - dopytywałam.
- Powiedział o tobie różne, okropne rzeczy. Powiedział mi je prosto w twarz! - krzyknął zbulwersowany.
- Co? Mówił o mnie? - zdziwiłam się.
Olaf nigdy wcześniej niczego do mnie nie miał. Był moim przyjacielem.
- Co o mnie mówił? - zapytałam.
- Okropne rzeczy - powiedział Marcel.
- Konkretniej? - poprosiłam.
- Że jesteś dziecinna, że kiedyś chciał z tobą chodzić tylko dlatego, że masz fajną dupę i cycki i różne gorsze rzeczy, o których nie chcę nawet mówić - odparł ze złością na twarzy.
- Słucham? - w moich oczach zaszkliły łzy.
Jak można tak rzeczowo traktować człowieka? Przecież się przyjaźniliśmy. Zawsze był dla mnie miły, a tak naprawdę myślał o mnie takie rzeczy...?
- Hej, nie wierz mu. Jesteś najwspanialszą osobą na świecie i strasznie się cieszę, że cię mam - chłopak przytulił mnie, a ja starłam łzy z policzków.
- Kocham cię... - wtuliłam się w Marcela.
- Wracajmy do domu - powiedział i ruszyliśmy na przystanek.* * *
Perspektywa Marcela
Kiedy weszliśmy do domu, tata stał w korytarzu, jakby na nas czekał. Jak zdjąłem buty, podszedł do mnie i objął delikatnie. Nie spodziewałem się tego, ale odwzajemniłem uścisk.
- Przepraszam cię, synu - powiedział, kiedy już mnie puścił - Chciałem cię chronić, dlatego byłem zły. Aneta urodziła się, jak miałem 17 lat. Nie chciałem, żebyś tak szybko dorastał... To, co wtedy przeżywałem było bardzo ciężkie - wytłumaczył, a ja stałem oniemiały.
- Eee... Dzięki, tato - powiedziałem po chwili.
- Pamiętajcie, zawsze zwracajcie się do mnie o pomoc. Jak tylko coś się stanie, powiedzcie, dobrze? - poprosił.
- Jasne, dzięki - odparłem z wdzięcznością.
- Jestem z was dumny... Będziecie świetnymi rodzicami.
