ROZDZIAŁ 2

11 1 1
                                    

Kolejne dwa tygodnie wakacji spędziłem grając w gry i włócząc się z chłopakami po mieście. Od jakiegoś tygodnia nie widziałem Julii, bo była chora i nie chciała, żebym do niej przyjeżdżał. 
Pewnego dnia obudziłem się w południe i sprawdziłem telefon.
Kilkanaście nieodebranych połączeń od Julii i mnóstwo wiadomości, że mam oddzwonić i że to pilne.
Zadzwoniłem do dziewczyny, jednocześnie przebierając się w dżinsowe spodnie do kolan i szary T-shirt.
- Siema - przywitałem się, kiedy już odebrała.
- Marcel, ty dzbanie, odbieraj telefon! - wykrzyczała do słuchawki.
- Ja ciebie też - odparłem.
- Musimy się spotkać - powiedziała.
- Kiedy? - zapytałem, myjąc twarz zimną wodą.
- Natychmiast - odparła z powagą.
- Gdzie?
- Przyjedź do mnie - powiedziała i rozłączyła się.
Była bardzo poważna i jednocześnie jakby wystraszona, a ona nie jest typem dziewczyny, która dzwoni do chłopaka jak tylko zobaczy pająka.
Pobiegłem do kuchni, a tam wepchnąłem sobie do ust kromkę chleba, popiłem wodą i w biegu założyłem buty, wrzucając jednocześnie do ust dwie gumy do żucia. 
Pobiegłem na przystanek. W autobusie przestępowałem z nogi na nogę i co minutę dostawałem kolejnego Sms-a od Julii, żebym się pospieszył.
Kiedy już wreszcie dobiegłem do jej mieszkania, wszedłem do środka, nawet nie pukając. Oparłem się o ścianę, dysząc ciężko.
- Jesteś już - nie zdążyłem nawet spojrzeć na dziewczynę, bo ta z prędkością światła podbiegła i rzuciła mi się na szyję.
- To... Co się... Właściwie... Stało? - wydyszałem.
- Zaraz - powiedziała zmęczonym głosem.
Poszliśmy do jej pokoju. Łóżko było niepościelone, ubrania porozrzucane po podłodze i na biurku, a zasłony szczelnie zasłonięte, żeby do pokoju dostawało się jak najmniej światła.
Przyjrzałem się Julii, która wciąż na mnie wisiała. Miała na sobie piżamę, roztrzepane włosy i podkrążone od zmęczenia oczy.
- Co jest, misia? - zapytałem spokojnie, bo widać po niej było, że jest zmęczona i smutna.
- Zaraz. Usiądźmy - powiedziała, siadając na łóżku.
Zrobiłem to samo. Czekałem aż sama się odezwie, bo nie chciałem, żeby czuła się pod presją.
- No bo... Kurczę, chce mi się płakać jak o tym wszystkim myślę. Od paru tygodni byłam chora i w końcu poszłam z tym do lekarza. On powiedział, żebym zrobiła test ciążowy - zaczęła opowiadać.
Uśmiech powoli znikał mi z twarzy, kiedy docierał do mnie jasny przekaz ukryty w jej słowach.
- Powiedziałam mu, że na pewno nie jestem w ciąży. Stwierdziłam, że to głupie i niemożliwe. Ale potem... Potem nie dostałam okresu i stwierdziłam, że może pójdę do ginekologa. No i poszłam... I... Jestem w ciąży! - ostatnie słowa wyszlochała, rzucając się na poduszkę z płaczem.
- O kurr... czę - powiedziałem, wpatrując się w pustą przestrzeń.
- No właśnie! - krzyknęła dziewczyna, podnosząc się i ocierając łzy z twarzy.
- Ale... No jak?!
- Nie wiem! Przecież to był nasz pierwszy raz! Zawsze myślałam, że od pierwszego razu nie da się zaciążyć!
- No widzisz! To najwyraźniej oboje żyliśmy w błędzie! - wrzasnąłem z wyrzutem.
- Ty teraz masz do mnie pretensje? - spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Mam pretensje do świata!
- Przestań! Nie możemy się kłócić! Musimy się zachować jak dojrzali ludzie - powiedziała, choć sama nie była przekonana do swoich słów.
- Nie jesteśmy dojrzałymi ludźmi! Jak mamy zostać rodzicami?!
- Myślisz, że ja wiem?!
- A może... No wiesz... Nie da się jakoś usunąć tego dziecka? - zaproponowałem, choć spodziewałem się jej reakcji.
- Oszalałeś?! W życiu! Jak jesteś taki mądry, to się wykastruj, przynajmniej już nie będziemy mieli takich problemów! - oburzyła się.
- I tak nie będziemy mogli tego robić przez następne dziewięć miesięcy! - krzyknąłem.
- I tylko o to ci chodzi?! To nie ty będziesz musiał nosić dziecko przez dziewięć miesięcy w brzuchu, a potem wypchnąć je ze swojej macicy! - wrzasnęła.
- Może i nie - przyznałem  - Ale... No dlaczego?!
- Dlatego, że byliśmy głupi, byliśmy pijani i byliśmy nieostrożni. Nie zabezpieczyliśmy się odpowiednio i mamy - próbowała brzmieć poważnie, ale w jej oczach łatwo było dostrzec przerażenie.
- Wiesz jak nasze życie się teraz zmieni? Nie ma imprez ani picia. Musimy znaleźć pracę i mieszkanie - powiedziała, załamując ręce.
- Mieszkanie...? Nie mamy tyle pieniędzy... - zacząłem.
- Więc musimy zarobić - odparła dziewczyna, udając dziarski głos.
- No... Na pewno twój tata nam pomoże. I mój też... Jak już się dowie - powiedziałem, wzdrygając się lekko na myśl o jego reakcji.
- Ach... Mój tata jeszcze nie wie - wytłumaczyła Julia, unikając mojego wzroku.
- Ale czemu mu nie powiedziałaś? - zapytałem.
- Pomyśl. Mam osiemnaście lat. Zrobi mi wykład i do tego wkurzy się na mnie, a na ciebie jeszcze bardziej - powiedziała, patrząc na mnie ze współczuciem.
Gdybym był w filmie, pewnie teraz przełknąłbym głośno ślinę, ale w rzeczywistości tylko stłumiłem w sobie lekki strach.
- Możemy powiedzieć mu razem - zaproponowałem, niestety wiedząc na co się piszę.
- Naprawdę? Super, będzie o wiele prościej! - Julia wyglądała, jakby mocno jej ulżyło.
- Kiedy? - zapytałem, wzdychając.
- Można dzisiaj...
- Okej - rzuciłem się na plecy na łóżku.
- Nie martw się - powiedziała wciskając się między moje ramię.
- No ciekawe jak? - odparłem załamany.
- Jakoś przecież damy radę. I tak w końcu by do tego doszło, po prostu stało się o kilka lat za wcześnie.
- Ale nie uważasz, że to jest dla nas za ciężkie? - zapytałem.
- Kocham cię i szczerze mówiąc w przyszłości chciałam mieć z tobą dziecko - odparła, patrząc mi w oczy.
- Ale... Nie w tak bliskiej przyszłości - powiedziałem - Dzieci wychowujące dziecko...
- A mówiłeś, że jesteś już dorosły - zaśmiała się lekko.
- Ale nie jestem dojrzały. Sama mi to ciągle powtarzasz.
W tym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Oboje spojrzeliśmy po sobie przerażeni.
- Idziemy? - zapytałem, wstając.
- Już? - zdziwiła się.
- Będziemy mieć to za sobą.
Wyszliśmy z pokoju. W korytarzu stał tata Julki, zdejmując buty.
- Cześć, gamonie - przywitał się z nami żartobliwie.
- Dzień dobry - odparłem z uśmiechem.
- Tato, musimy ci coś powiedzieć - dziewczyna od razu przeszła do sedna.
- Jasne, mówcie - odparł spokojnie.
- Ale lepiej usiądź - dodała.
- Bo może pan upaść z wrażenia - ostrzegłem.
- Zaczynam się bać... - odparł, idąc do kuchni i siadając na krześle.
Poszliśmy za nim i usiedliśmy naprzeciwko.
- No więc... Najpierw obiecaj, że nie będziesz zły... - zaczęła Julia.
- Mówcie, bo macie takie miny, że zaraz tu na zawał zejdę - rozkazał.
- Na zawał pan zejdzie, jak już powiemy - mruknąłem cicho, a Julia kopnęła mnie w kostkę pod stołem.
- No bo widzi pan... My nie chcieliśmy, żeby tak wyszło... - dodałem.
- Ale już po fakcie... Jestem w ciąży - wydusiła dziewczyna.
Wygląd jej ojca zmieniał się stopniowo. Najpierw patrzył na nas oboje, jakby oczekiwał aż powiemy ,,It's a prank, bro!". Potem, kiedy nie doczekał się tych słów, jego twarz zmieniała kolor na różne odcienie czerwieni, o których istnieniu wcześniej nie miałem nawet pojęcia. A następnie nadszedł ten najgorszy moment. Dotarło do niego, że to ja zapłodniłem jego małą, słodką córeczkę i patrzył na mnie na zmianę lodowatym i piorunującym spojrzeniem.
- S-słucham? - aż dziwne, że tak szybko udało mu się wypowiedzieć jakiekolwiek słowo.
- Eee... No, Julia jest w ciąży - wytłumaczyłem, choć wiedziałem, że to zbędne.
- Wiem o tym! - spojrzał na mnie ze złością.
Nastała chwila milczenia. Mężczyzna nadal patrzył na mnie z nienawiścią, a ja myślałem, że zaraz nie wytrzymam.
- Przepraszam, no! - jęknąłem, spuszczając wzrok.
- Marcel, to nie twoja wina - Julia pochyliła się nade mną i przytuliła delikatnie - Oboje zachowaliśmy się nieodpowiedzialnie - zwróciła się do taty, ze łzami w oczach.
- Nie płacz, słońce - mężczyzna podszedł do nas i przytulił córkę.
Po chwili podszedł także do mnie.
Odchrząknął i zaczął mówić:
- Cieszę się, że... Że to ty będziesz ojcem dziecka... - objął mnie na chwilę.
- Dziękuję - odparłem lekko zdziwiony.
- Tylko... - dodałem po chwili - Proszę na razie nie mówić nic mojemu tacie. Sam mu powiem.
- Dobrze - odpowiedział.

Quiet Voice 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz