DAY 2

8 0 0
                                    

Jakoś o 5 rano czyli 11 rano polskiego czasu obudziłyśmy się z Girl. Widok z okna to Toronto i jego piękne wysokie budynki. Wyciągnęłam zeszyt spisałam poprzedni dzień i poszłam z powrotem spać. Tak by o 10 już przestawiona zjeść śniadanie.

Pierwszy meeting. Anetka nas pouczyła i nakierowała co mam robić, co będziemy robić i jak mam mówić. Pierwszy i najwalniejszy speaker przyjechał do nas by zabrać nas na obóz. W swoim zapracowanym grafiku znalazł czas by pojechać z nami w las i przygotować nas mentalnie do wyzwań jakie będą nas czekały w Kandzie. Ian. To jego prawdziwe imię, gdybym dał mu przezwisko nie czułabym się z tym dobrze. Jest na tyle ważną postacią iż naprawdę nie powinnam. Zabrał nas busem, w którym powiem wam ledwo zmieściły się nasze bagaże, na obóz. Obóz trochę przetrwania ponieważ 6'C na zewnątrz to było 6'C w domku. Domek na 14 dziewczyn czy nawet więcej był dla nas 4.

Domki letniskowe, okna nie dotykały ścian z drewna a grzejnik no cóż on nic nie dawał. Na obozie za to poznaliśmy super opiekunkę Wariatkę. Lekko stukniętą w pozytywnym znaczeniu kanadyjkę która sowimi emocjami potrafiła wykrzyczeć alfabet w 30 sekund. Chodzi mi o jej energie 2x większą niż Anetki. Taką prawdziwie kanadyjską.

Na obozie robiliśmy dużo rzeczy i takich integracyjnych i takich na wysokościach.

Poznaliśmy się lepiej dzięki zabawom, wpinaliśmy się też po parku linowym gdzie oczywiście ja szłam pierwsza jako i że uwielbiam to robić. Antka była zaskoczona ze ja taka malutka a taka sprawna. Byłam w swoim żywiole i na linach i zaskakując Anetkę moimi umiejętnościami.

Działo się. Nasza kochana Wariatka wszystko nam tłumaczyła i czasem utrudniała zadania gdy widziała że dawaliśmy sobie za dobrze radę. Nauczyła nas krzyczeć. To znaczy gdy pierwszy raz kazała nam krzyczeć byliśmy zaskoczeni i wg nie wiedzieliśmy o co jej chodzi. Jednak nauczyliśmy się iż Kanadyjczycy są na tyle dziwni iż głośno krzyczą śpiewają i wg jakoś dużo dziwnych rzeczy robią.

Najważniejsza sprawa. Jedzenie. Znacie to dobre jedzenie obozowe prawda? Papki których się nie da przełknąć i jeden plasterek szynki z jednym plasterkiem pomidora? Pamiętacie smak za słodkiej herbaty lub przesolonych ziemniaków? TAK? To dobrze.. W kandzie jedzenie na obozach to pyszności! Na obiad biegniesz z uśmiechem a bez dokładni nie odchodzisz od stołu, bo masz na nią ochotę. Jesz jak najwięcej się da. Pyszne naleśniki z syropem klonowym na śniadanie, na lunch kurczak jak z KFC z frytkami z McDonalda, obiadokolacja i słodka przekąska przed spaniem.

Tego dnia było ognisko z innymi Kanadyjczykami. Nie powiem było to bardziej show niż ognisko. Każdy opiekun miał własną wymyśloną piosenkę.

Jedyny minus to stopnie celsjusza chodź nie schodziły poniżej zera było mi bardzo zimno w 6 warstwach ubrań, ciepłej zimowej kurtce oraz skarpetach narciarskich. To była masakra. A czekała nas 1 noc... Nie poszłyśmy się myć. Nie dałyśmy rady zdjąć z sobie żadnej warstwy jedynie Biegaczka która miała ze sobą bieliznę termiczną i wiele warstw ciepłych bluz do biegania umyła się pierwszej nocy. Spałam w czapce, rękawiczka, śpiworze i 2 kocach. Było mi zimno.

Przy kawieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz