Poślubienie Harry'ego było naprawdę najlepszą rzeczą, którą Louis kiedykolwiek zrobił, tak jak obiecał Cameron. To zadziwiające jak miał rację co do wszystkiego w swoim sławnym liście, razem z tym jak bolesne i niesprawiedliwe mogą być pożegnania, kiedy przychodzą znacznie za wcześnie.
~~~~~~*~~~~~~
Na początku Louis nie był nawet pewien, że już nie spał. Jego umysł wciąż był pełen obrazów ze snu o Liamie i Niallu, którzy zaskoczyli go słoniem na urodziny, jego mąż płakał, bo dopiero co wymienili panele w domu i ich dzieci radośnie krzyczały, bo od miesięcy prosiły o zwierzaka. Zdawało się to całkiem prawdopodobne, zważając na naturę przyjaciół Louisa, którzy zawsze coś kombinowali i obsesję jego męża, który chciał utrzymać ich dom tak pięknym, jaki był sześć lat temu, gdy go kupili. I oczywiście dzieci. Cała trójka krzyczała na całe gardło z podekscytowania, bo słoń był znacznie lepszy od psa, czy kota. Te wszystkie powody, głównie wrzaski, sprawiały, że było to całkiem możliwe, że wielki słoń stał właśnie w salonie. To, albo był to po prostu typowy, sobotni poranek w ich domu i Louis już tak właściwie nie spał.
Poczuł powiew ciepłego powietrza na swojej klatce piersiowej i znajomy ciężar, który zawsze na niej spoczywał poruszył się, by oprzeć się na ramieniu Louisa. Otworzył swoje oczy, stawiając czoła porannemu światłu, by wyłapać wzrokiem dzikie, ciemne loki, które pachniały kokosem i lekkie zmarszczenie brwi, które się pogłębiło na dźwięk pisków, które zamieniły się w śmiech pochodzący gdzieś spoza ich sypialni. Prawdopodobnie tuż spod ich drzwi przez to, jak głośni byli.
- Nie śpią. – Wyszeptał Louis. – I są głodni.
Zaspane usta jego męża wykrzywiły się w uśmiechu. – Shhh. Może jeśli będziemy leżeć bez ruchu to pójdą i położą się dalej spać.
Louis parsknął na jego dziki optymizm, bo coś takiego nie zdarzyło się nigdy. I teraz również się nie wydarzy, zdał sobie z tego sprawę, kiedy drzwi od ich sypialni się otworzyły i słychać było zdławiony chichot.
- Są tutaj. – Ostrzegł Louis.
- Przestań. Usłyszą nas i będą wiedzieć, że żyjemy.
- Nadchodzą. – Zanucił, słysząc jak dwie pary nóg czterolatków zbliżają się do ich łóżka. – Pogódź się z tym. Stanie się żywą trampoliną to wszystko, co nam zostało. Nadciąga atak łaskotek za pięć... cztery...
- Nie! – Narzekanie Harry'ego mimo tego, że się uśmiechał było wszystkim, tylko nie rozpaczliwym na myśl, że ich dzieci zbombardują ich uczuciem.
- Trzy... dwa... - Kontynuował Louis, czując jak jego mąż zacieśnia uścisk wokół jego talii, kiedy przygotowywał się na cios, który nadszedł przed tym, zanim Louis skończył odliczanie.
Louis zaśmiał się i zasłaniał się najlepiej jak mógł dłonią, która nie trzymała Harry'ego, przybliżając do niego swoją twarz, gdy bliźniaki żądały, żeby wszyscy wstali. Był dołeczkami i pomarszczonymi, zielonymi oczami i był tak samo piękny jak tej nocy, kiedy się poznali niemalże dziewięć lat temu, kiedy Louisowi skończyła się pasta do zębów, Harry'emu skończyły się miętowe lody z czekoladą i przeznaczenie zdecydowało umieścić ich w tym samym sklepie na rogu. Było czuć jakby to było wczoraj, nawet z tą całą miłością, latami i wspomnieniami pomiędzy nimi. W tym czasie ukochane osoby pojawiły się w ich świecie i niestety, również też odeszły. Ale nawet jeśli tych osób już nie było, mieli siebie. To była jedna z rzeczy, która się nie zmieniła. Nigdy się nie zmieni.
CZYTASZ
You Might Want to Marry My Husband /larry tłumaczenie pl/
FanficKiedy mąż Harry'ego umiera, prosi go o jedną rzecz; by ponownie znalazł miłość i szczęście. To prośba, którą Harry lekceważy, dopóki nie spotyka jednej osoby, której nie potrafi zignorować. Oryginał: http://archiveofourown.org/works/12439032/chapter...