NOAH
Przez ponad tydzień zdążyłem znienawidzić Paryż. Naprawdę. Nie dość, że nie miałem z kim porozmawiać, to strasznie się nudziłem. Nigdy nie kręciło mnie oglądanie budynków czy innej architektury, krajobrazów. To po prostu strata czasu. Od dzieciaka wolałem bardziej działać. To znaczy, kochałem coś robić. Na przykład grać w gry. Wiem, słaby przykład. Uwielbiałem też dużo gadać. Z rodzicami, ze znajomymi czy kimkolwiek innym. Nie wiem, czy ma to w ogóle sens. Nieważne.
Byłem w drodze do pobliskiej kawiarni, jedynej, jaką tu kojarzyłem. Cóż, nie zapuszczałem się za daleko, bo po pierwsze, kompletnie nie znałem tego miejsca, a po drugie, nie uśmiechało mi się szukanie jakiegoś miłego miejsca do spędzania czasu.
Kiedy w końcu doszedłem do celu, usiłowałem zamówić kawę, co było trudne, ze względu na to, że kelnerce nie było dane rozumieć angielskiego. Kabaret. W końcu udało mi się to zrobić, więc po chwili usiadłem przy pierwszym lepszym stoliku i czekałem na swoje zamówienie.
- Hejka, mogę się przysiąść? - tuż obok pojawiła się wysoka blondynka, która, szczerze, tylko mi przeszkadzała swoją obecnością.
- Nie za bardzo - oznajmiłem szczerze. Jeszcze tego mi brakowało, żeby jakaś dziewczyna próbowała do mnie zagadywać.
- No weź, nie daj się prosić - posłała mi uśmiech. Bleh.
- Przepraszam, ale jestem zajęty - odwzajemniłem gest, chociaż nie miałem na to najmniejszej ochoty.
Blendery są super, naprawdę. Albo miksery. Wsadzasz jakieś owoce, zamykasz górę, po czym włączasz i czekasz aż się wszystko zmiksuje. Kocham teraźniejszą technologię.
Ale o wiele lepszy byłby pilot, który potrafiłby znikać osoby. Puff, i już cię nie ma.
- Proszę? - uniosła brwi. Ej, daj sobie spokój, okej?
- Niestety, obiecałem swojej cudownej dziewczynie, że nawet nie spojrzę na inną, przepraszam - podniosłem się z krzesła.
Chyba musiałem zrezygnować z kawy, bo nie zamierzałem pić jej w niefajnym towarzystwie.
- Dziewczyna nie ściana, da się przesunąć - dorównała mi kroku i tak jakby razem zmierzaliśmy ku wyjścia. - Zresztą, już na mnie spojrzałeś.
Whoa, whoa, whoa.
- Chyba nie skorzystam, na razie - machnąłem ręką od niechcenia na pożegnanie i czym prędzej oddaliłem się od budynku.
Jak ja nie nawidziłem takich osób! Zbyt natrętnych lasek, które mają w głowie tylko poderwać jakiegoś chłopaka. Ugh, nie cierpię.
Wszedłem do domu zatrzaskując za sobą drzwi. Od razu usłyszałem głos małej Jasmine, śpiewającej na cały regulator.
Boże, za co?
- Och, już wróciłeś! - zawołała ciotka pojawiając się w kuchni. Jej akcent był dość zabawny.
- Tak, ciociu - podszedłem do niej i pocałowałem w czoło.
Usłyszałem, jak westchnęła.
- Zaprowadziłbyś Jas na zajęcia? - spojrzała na mnie z dołu.
Odpowiedziałem krótkim skinięciem głową.
Młoda miała mieć o szesnastej lekcje baletu, więc zostały mi trzy godziny do wyjścia. Chyba powinienem zadzwonić do Nell. Nie. Ja chciałem zadzwonić do niej już wcześniej, ale o dziesiątej w Toronto była czwarta nad ranem, więc to raczej nie za dobry czas na rozmowę z drugą połówką. A że teraz wybiła szesnasta, mogłem na spokojnie wybrać jej numer, bo byłem pewien, że już nie spała.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Niecałe pięć minut później siedziałem z laptopem na kolanach w tymczasowym pokoju. Pragnąłem wrócić do rodzinnego miasta...
Dziewczyna dość szybko odebrała, ale nie znajdowała się w swoim domu. Czyżby znowu sąsiedzi?
- Hej, słońce - wyszczerzyłem się do mojego skarba.
- Cześć - odwzajemniła uśmiech rozciągając się.
Dziwne. Zwykle budziła się w okolicach ósmej, a z tego, co wiedziałem, tam dochodziła dziesiąta.
- Widzę, że ci się pospało - zagaiłem.
- Troszeczkę - mruknęła mrużąc oczy. - Oglądałam z Aly i Shawnem filmy do późna. Straciliśmy poczucie czasu.
Czyli zgadłem. Znowu ci Mendesowie. Chyba robiłem się zazdrosny.
***
- Fineasz! - usłyszałem męski krzyk, który stłumiony był przez prawdopodobnie drzwi.- Daj mi chwilę, Ferb! - odkrzyknęła moja dziewczyna.
- Fineasz i Ferb? - zaśmiałem się.
Ja i Nell nigdy nie wymyśliliśmy dla siebie pseudonimów czy czegoś takiego. Trochę mnie ukłuło, że z Shawnem takowe mają.
- Hm, tak jakoś wyszło - zarumieniła się. - Muszę już kończyć.
- Jasne, baw się dobrze.
- Pa - rzuciła i rozłączyła się.
Cholera, cholera, cholera.
Po co wyjeżdżałem? Przecież gdybym bardziej się upierał przy zostaniu w Kanadzie, pewnie Nelly spędzałaby ze mną czas w tej chwili. Ale nie, po kilku prośbach dałem ojcu za wygraną i byłem skazany na nudę, podczas gdy mój skarb nawet o mnie nie myśli. Jestem idiotą. Największym idiotą na całym świecie.
Miałem nadzieję, że o mnie nie zapomni, bo przecież przed nami jeszcze ponad dwa miesiące rozłąki. Ona to wytrzyma, ale obawiam się, że ja nie. Mógłbym się założyć, że mnie zostawi, ale przez tą jebaną nadzieję nie zamierzałem tego nawet do siebie dopuszczać.
Kochałem ją. Naprawdę ją, kurwa, kochałem. Zrozumiem, jeżeli będzie chciała być z Shawnem, ale to nie znaczy, że nie złamie mi serca. W końcu jak ono może być całe po odejściu najbliższej osoby?
Stop, Noah. Nie zapędzaj się.
Prawie dwa tygodnie minęły, odkąd tu przybyłem, a już miałem kompletnie dość. Nawet pogoda mnie wkurzała. Lato w Kanadzie jest chłodniejsze. Ile ja bym teraz dał, żeby wrócić do domu.
Niestety musiałem wytrzymać jeszcze dwa i pół miesiąca. Ratunku.
CZYTASZ
Do you love? || Shawn Mendes Fanfiction
FanfictionDanielle i Noah. Noah i Danielle. Prawda, że brzmi świetnie? Ale czy po trzymiesięcznej rozłące nadal tak będzie? Noah wyjeżdża do miasta miłości - Paryża. Nelly zostaje w kraju klonowego liścia. Czy nowy, uroczy sąsiad z domu naprzeciwko może posta...