Częś 3

170 24 37
                                    

Długo już chodziłam. Jeszcze raz udało mi się natrafić na energon i go ukraść. Usłyszałam jakieś dziwne dźwięki i mimo strachu poszłam w tamtą stronę. Zobaczyłam, że las się kończy. Wyjrzałam i zobaczyłam coś, co mnie zszokowało i przeraziło jednocześnie. Jakieś ogromne, metalowe przedmioty różnej wysokości i szerokości, część sięgająca chmur, do których wchodziły i z krórych wychodziły transformery. Byli więksi, średni i mniejsi. Nawet stąd widziałam, że to mechy, femme oraz dzieci. Niektóre biegały razem, inne szły obok albo za rękę ze starszymi, zapewe rodzicami. Różnorakie pojazdy jeździły po jakiejś chyba wygładzonej ziemi, wiele latało. Pojazdy także były wszelakich kształtów i kolorów. Niektóre ciężkie i masywne, inne małe i płaskie. Drugie były szybsze i miały lepszą zwrotność od pierwszych. To było straszne, ale też niesamowite. Przyglądałam się temu, ale pamiętałam, żeby ciągle być skryta w cieniu wśród drzew i kamieni, bo każdy z nich mógłby mnie chcieć zabić, jakby wiedział, że tu jestem. Po chwili zobaczyłam jakieś zbiorowisko i weszłam ostrożnie i powoli wysoko na drzewo, żeby lepiej widzieć. Zobaczyłam, wokół czego się zebrali i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Stali wokół znanego mi już srebrnego bota w maskującym lakierze, czyli Killera. Najskuteczniejszego łowcę i zabójcę naszego podgatunku. Przy nim był wbity w ziemię pal, a na nim... nabita głowa.

- Mamo - wyszeptałam i łzy mi napłynęły do optyk, gdyż głowa należała do niej. Byłam tego pewna mimo odległości. Zbyt dobrze znałam te rysy. Twarz była wykrzywiona w bólu i przerażeniu. Patrzyłam jeszcze chwilę zszokowana, a później ruszyłam szybkim biegiem w głąb lasu. Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. 

Nie wiedziałam gdzie i jak długo biegłam, ale w końcu opadłam wyczerpana na kolana wśród jakichś skał. Wcisnęłam się w nie i skulona dalej płakałam. To było już dla mnie za dużo. Gdy skończyły mi się łzy, po prostu leżałam. Leżałam i patrzyłam przed siebie. Na skałę. Nawet się nie zoriętowałam, kiedy zasnęłam.

***

Kiedy się obudziłam, wszystko mnie bolało. Optyki, gardło, a w szczególności iskra, ale jakoś inaczej, ciężej. Znowu się rozpłakałam, lecz po chwili zabrakło mi łez. Czułam głód i osłabienie, ale także duże zmęczenie. Inne, niż nawet po długim biegu. Nie miałam ochoty się ruszać z miejsca. Czy to miałoby jakikolwiek sens? Zabili tatę, zabili mamę. Pewnie i mne kiedyś zabiją. Jest po co się starać? Jest po co próbować przeżyć?

Dręczyły mnie te myśli przez kilka minut czy godzin. Nie byłabym w stanie tego określić. W końcu pomyślałam o tym, co rodzice by na to powiedzieli. Pewnie to, żebym się nie poddawała i że dam radę. Musiałam przezwyciężyć słabość już nawet nie dla siebie. Dla nich. Bardziej skuliłam się w sobie, ale później wstałam i ruszyłam na poszukiwanie energonu.

***

Chodziłam i szukałam, lecz nagle wychodząc zza skały w coś wderzyłam. Popatrzyłam na przed siebie i zamarłam, to był Transformer, normalny bot. Był kilka razy wyższy ode mnie. Miał szerokie barki i dobrze rozbudowaną klatkę piersiową. Jego lakier był mieszanką żółci, zieleni i błękitu. Nasze spojrzenia się spotkały. Miał niebieskie optyki. Przeraziłam się, szybko, odruchowo splunęłam na ile umiałam mocno kwasem ze dwa razy i odskoczyłam. On krzyknął przerażająco, po czym zaczął charczeć i się miotać łapiąc za szyję, na której cała substancja wylądowała. Przewrócił się z hukiem wijąc się, lecz po chwili przestał wydawać jakiekolwiek dźwięki. Na ziemi błyskawicznie rosła plama jego energonu. Bałam się, byłam wręcz przerażona. Nie wiedziałam, co się dzieje i co robić. Wdrapałam się na któreś z bliższych drzew i z niego patrzyłam. Po jakimś czasie przestał się ruszać, a plama energonu była ogromna. Patrzyłam w ciszy i bezruchu, po czym zeskoczyłam z drzewa. Powoli i ostrożnie zaczęłam podchodzić. Obawiałam się, że to pułpka, że może na mnie nagle skoczyć i spróbować zabić. Popatrzyłam na jego twarz. Zdziwiłam się. Optyki nie świeciły, a ona była wykrzywiona w bólu i przerażeniu. Zupełnie jak twarz mamy, kiedy zobaczyłam ją na palu...

Spojrzałam na niego jeszcze raz, ale już bez strachu. Czułam rosnącą złość, wręcz wściekłość. Dlaczego my mamy bezkarnie być mordowani i umierać z głodu czy osłabienia, a oni nie?! Dlaczego mamy żyć w ciągłym strachu, a oni nie?! Spojrzałam ja jego szyję i tam jeszcze raz splunęłam kwasem i jeszcze. Głowa odpadła od ciała. Wzięłam ją do ręki i się rozejrzałam. Splunęłam na gałąź drzewa i ją wzięłam, odłamałam część nogą i nabiłam na nią głowę. Teraz i ja miałam trofeum. Ruszyłam z nim szybko w kierunku miejsca, skąd widziałam tamto zbiegowisko. Trupem się nie przejmowałam i zostawiłam go tak, jak leżał.

Kiedy dotarłam, była już noc i o wiele mniej poruszających się pojazdów oraz osób. Wyszłam nieco poza las i wbiłam pal z głową tego mecha w podłoże. Później odwróciłam się i uciekłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję wam za czytanie i za wszystkie komentarze. Proszę też i ich pisanie. Naprawdę motywują. Podoba wam się forma, w której piszę? Jeżeli macie jakieś uwagi czy wychwycicie jakieś błędy, śmiało piszcie. Jestem osobą, u której w komentarzach możecie pisać wszystko. Naprawdę wszystko. ;-)

Chciałam jeszcze wyjaśnić, że rozdziały nie będą pojawiały się regularnie. Piszę je na takiej zasadzie, że kiedy wena mnie najdzie, to wtedy. Do niczego się nie zmuszm i tego nie będę robić wprowadzając sobie ramy czasowe jak na przykład rozdział na tydzień. Mogę wstawiać rzadziej, mogę wstawiać częściej.

To chyba tyle. Miłego dnia 

Zła z natury czy środowiska?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz