V 1 V

2.3K 151 39
                                    

Ostatnią osobą, po której Keith spodziewałby się próby kontaktu z nim, był Lance.

Oczywiście doskonale wiedział, że ich jednostronna rywalizacja wcale nie musiała oznaczać nienawiści ze strony niebieskiego, to znaczy..., teraz już czerwonego paladyna.

Poza tym zdawało mu się, że gdy Keith objął tymczasowo pozycję lidera, doszli do porozumienia.

Odkąd dołączył na stałe do Ostrza Marmory, nie miał zbyt dużo okazji, by pogadać ze swoimi przyjaciółmi i była to poniekąd jego wina. Sam ich przecież zostawił i zasługiwał na samotność, która z tego wynikła.

Poza tym oni też najwyraźniej nie potrzebowali jego towarzystwa, skoro sami nie próbowali zadzwonić... Aż do teraz.

Na ekranie wbudowanego w kostium komunikatora, ku jego zdziwieniu, wyświetlał się informacja o przychodzącym połączeniu.

I to od Lance'a.

Czy to nawyk, by najpierw robić a potem myśleć, czy może lekki szok popchnął go do odebrania, do dziś nie wiedział. Po chwili jednak w jego małej kabinie sypialnianej, rozległ się głos drugiego chłopaka.

– Keith! Jak widzę nadal ta sama czarująca fryzura! – oh nie, znowu się zaczyna...– Nie macie tan w ostrzu jakiegoś fryzjera? Karnetu członkowskiego do spa?

– Uh.. Że co? – zapytał z godną pozazdroszczenia elokwencją.

Lance przechylił lekko głowę, jakby w zamyśleniu i zmrużył te oczy, które przypominały Keithowi o niebieskim niebie... To znaczy. Um. Uh. Nieważne!

Nie miał czasu na.. Cokolwiek to było. Stado ciem, które zamieszkało ostatnimi czasy w jego żołądku, jak zwykle budziło się, gdy tylko myślał zbyt długo o pewnym brunecie w niebieskiej zbroi.

Było to o wiele bardziej irytujące, niż w magazynach dla nastolatek, które znalazł kiedyś u Shiro pod łóżkiem.

Nie, żeby jego dolegliwość miała cokolwiek z tamtymi artykułami. Po prostu nie.

– No jakieś przywileje chyba musicie tam mieć – zauważył Lance. – Na pewno nie jest to dobry zasięg, bo połączenie się z tobą zajęło wieki. – gadał, jakby ktoś mu za to płacił. Jak zwykle zresztą. – Naprawdę, technologia zaawansowana na tyle, żeby stworzyć gigantyczne, latające lwy, ale porządnego, kosmicznego messengera już nie łaska?

Keith przewrócił oczami. Co prawda nie przyznałby się do tego, ale ta cała paplanina wcale mu aż tak bardzo nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, nawet miło było wypełnić grobową ciszę, panującą na statku.

– Lance, – zaczął, chociaż nie wiedział, co dokładnie chciał powiedzieć. – Po co zadzwoniłeś..?

Chłopak na moment zamarł, najwyraźniej nie przygotowany na to pytanie. Dość szybko jednak otrząsnął się i ponownie ożywił.

– Aww, nie cieszysz się, że mnie widzisz? – zapytał żartobliwie. Keith jakimś cudem zauważył w tym pytaniu niepewność, która była w przypadku Lance'a przecież tak niecodzienna. – Naprawdę, ranisz mnie. Zawsze mogę się rozłączyć..~

– Wiesz, że nie o tym mówię – westchnął i postanowił zignorować ledwo słyszalny pomruk, który brzmiał jak może nie wiem.

Nie było cię kilka ostatnich razy, gdy Kolivan się z nami kontaktował, więc pomyślałem, że sprawdzę, czy z jakiegoś powodu może nie chcesz z nami rozmawiać..

Było w tym zdaniu tyle rzeczy, na których możne by się było zatrzymać. Zadecydował, że najważniejszą z nich była...

– Kolivan do was dzwonił?! – poderwał się z miejsca z takim impetem, że obraz wyświetlany przez komunikator na chwilę się załamał i przypominał ekran starego telewizora.

– Chwila, to ty nie wiedziałeś? – Lance wyglądał na szczerze zdziwionego. – Przecież był raz nawet w zamku, żeby omówić...

– Nikt mi nie powiedział – przerwał mu i z powrotem opadł ciężko na twarde łóżko.

W jego pokoju na zamku było wygodniejsze. Nawet na pustyni było wygodniej. Miało to jakiś sens. Jak jest ci zbyt niewygodnie, by się porządnie wyspać, to zawsze jesteś czujny, jak prawdziwy żołnierz.

– To brzmi jak dramat z tych telenoweli, które lubiła oglądać moja siostra – obraz ponownie się zamazał i Keith wywnioskował, że Lance też musiał pójść gdzieś usiąść. Nie było widać gdzie. – Boże drogi, jak one się ciągnęły w nieskończoność! Tasiemce w czystej postaci – zamilkł na chwilę. – Ciekawe czy nadal je ogląda – dodał ciszej.

Nie miał pojęcia, jak na to zareagować, ani tym bardziej jak poradzić sobie z tą przygaszoną wersją Lance'a.

Odrobinę spanikował i idąc za pierwszym instynktem wypalił – przyznaj się, ty też je oglądałeś.

Drugi chłopak natychmiast poczerwieniał, a na jego twarzy pojawiło się teatralne wręcz oburzenie.

– A żebyś wiedział, że tak! I jestem z tego dumny – wykrzyknął.

Wpadli w znajomy rytm, towarzyszący każdej z ich sprzeczek i rzucali w siebie mniej, lub bardziej błyskotliwymi ripostami.

Zanim Keith się obejrzał, w jego 'pokoju' zaczęły powoli gasnąć światła, co sygnalizowało ciszę nocną w kwaterze.

W dużo lepszym humorze niż godzinę wcześniej, pozwolił sobie zapytać..

– Lance?

– Hmm..? – mruknął brunet, po czym zakrył usta ręką i głośno ziewnął.

– Zadzwonisz jeszcze? – czy mu się zdawało, czy w pomieszczeniu było jakby gorąco...

– Jeśli będzie zasięg – rzucił Lance, po czym rozłączył się.

Co za dramatyzm.

Po raz pierwszy od dołączenia do Ostrza, a może nawet i wcześniej, Keith poszedł spać z uśmiechem na ustach.

------

Oke, więc wiem, że w Polsce oficjalnie wyszły dopiero dwa sezony, a ja oglądałam wszystko po angielsku, więc niektóre nazwy będą po prostu tłumaczone przeze mnie.

Jakiekolwiek błędy, bądź niezgodności z polską wersją zgłaszajcie w komentarzach albo na priv, a ja postaram się je na bieżąco poprawiać.

~Suze, wasza sugar momma

W kosmosie nie ma zasięgu /KLANCE/ skończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz