V 5 V

1.1K 121 36
                                    

Jeśli Lance miał powiedzieć nowo poznanej osobie coś o sobie, to pomijając jego zniewalającą przystojność i nieziemskie metody podrywu... Znalazłyby się trzy ważne rzeczy.

Po pierwsze, nie lubił wyciągać pochopnych wniosków, ani czytać między wierszami. Skoro Pidge początkowo przedstawiła się jako chłopak, to dopóki nie powiedziała inaczej, w jego głowie nim była. Osobiście uważał, że nieświadomość była w tym wypadku dużo lepsza, niż gdyby ubzdurał sobie coś, co mogłoby sprawić jego przyjaciółce przykrość.

Drugą rzeczą było to, że naturalnie przychodziło mu wypełnianie niezręcznych ciszy albo luk w rozmowie. Okazało się to przydatne na początku znajomości z Keithem, który poza sprzeczkami nie umiał podtrzymać rozmowy. Z czasem to się zmieniło, może wystarczyło poczekać aż się otworzy...

W każdym razie, obie te rzeczy wprawił w życie podczas misji z nieznanym mu członkiem Ostrza.

Dobra, musiał przyznać, że był... albo była niska jak na galrę, ale z drugiej strony Keith i część haremu Lotora też nie grzeszyła wzrostem. Dlatego akceptując ten fakt równie szybko, co komunikat o awarii łączy z tym oto kosmitą, począł długi i zupełnie niepotrzebny wywód o Keithie.

W końcu nic tak nie łączy ludzi, jak wspólni znajomi. Skoro ta osoba mieszkała w bazie głównej ostrza, to musiała przynajmniej go spotkać.

Poza tym, Lance lubił o nim rozmawiać. Keith był stałą częścią jego życia dłużej, niż byłby gotów przyznać. Od gapienia się na jego głupie włosy w klasie, przez bycie razem w drużynie, aż do ich nocnych rozmów.

W międzyczasie, Keith stał się pierwszą osobą, o której myślał, gdy zobaczył coś interesującego na planecie, którą wyzwolili albo, gdy jeszcze był na zamku, pierwszą osobą, którą wybrałby na partnera misji.

Lance nie był głupi, wiedział co to znaczy, ale że Keith zdawał się czuć miętę tylko do noży, mieczy i innych ostrych narzędzi, postanowił nic z tym nie zrobić.

Hunk o tym wiedział, Pidge o tym wiedziała. Wszyscy na zamku i lwy o tym wiedziały. Dios mio, zapewne idący przed nim członek Ostrza o tym wiedział.

Tylko Keith był głuchy i ślepy na wszystkie sygnały z jego strony. Lance nawet nie mógł mu się dziwić, chłopak spędził prawie rok na pustyni, odizolowany od społeczeństwa!

Kiedy doszli do budynku więzienia wyglądającego jak letnia posiadłość Draculi, Lance przyczepił do drzwi nowy wynalazek Pidge. Z tego co mówiła, miał on niwelować pole magnetyczne drzwi i odcinać dopływ energii na dystans około stu metrów.

Abrakadabra i cały ten jazz, którego nie ogarniał. Przynajmniej w środku było wystarczająco tlenu, więc mógł dezaktywować sztuczny dopływ ze swojej zbroi. Sztuczna wersja ziemskiego powietrza zawsze pachniała chemikaliami, trochę jak środki czyszczące.

Przed nim, członek ostrza także zdjął swoją maskę i... Oh.

OH.

- KeItH?! - tysiąc różnych myśli przeleciało przez jego głowę tak szybko, że nie zdążył nawet zarejestrować żadnej z nich.

Były paladyn zawahał się i niezręcznie do niego pomachał.

- Um.. Cześć? - naprawdę, Lance nie wiedział, czy chce go przytulić, czy na niego nakrzyczeć.

Oczywiście druga opcja wygrała.

(kurde lance jesteś bi ikoną, to nie czas na no homo)

- Ja... Ty... Co, jak?! - nie wiedział co powiedzieć. Zaczynałem do niego docierać, że Keith to wszystko słyszał. - Czemu nic nie powiedziałeś?!

- Mam zepsuty komunikator? - chłopak tylko wzruszył ramionami.

- Mogłeś.. Nie wiem, dać jakiś sygnał! Napisać na ziemi - zaczął wyliczać.

- To, że mnie nie poznałeś było zbyt zabawne, żeby zepsuć moment - i tu pojawił się ten irytujący, ale nadal atrakcyjny uśmieszek.

Powinien był wiedzieć, że na żywo od razu zaczną się kłócić.

- Skąd miałem wiedzieć, że to ty? Kolivan mógł wysłać każdego.

- Lance. Wskaż mi galrę z metr siedemdziesiąt wzrostu. Poczekam.

Normalnie potraktowałby to jako wyzwanie, znalazł osobę pasującą do opisu, ale Keith był tutaj. Nie lata świetle od niego, tylko na wyciągnięcie ręki i była to jedna z najlepszych rzeczy, które go w ostatnim czasie spotkały.

- To trochę sobie będziesz musiał poczekać, bo jak Allura nie dostanie tego więźnia na wczoraj to Zarkon będzie najmniejszym z naszych problemów - zmienił temat i zaczął szukać schematu tego dziwnego więzienia. W ogóle wszystko tu jakoś wzbudzało jego podejrzenia.

Czemu więzienie było na powierzchni planety, a nie na statku poza atmosferą? Coś mu tu nie grało.

Cała ta sprawa na tyle pochłonęła jego myśli, że przez dłuższy czas się nie odzywał. Skręcali właśnie w któryś z kolei korytarz, gdy o dotychczasowej ciszy uświadomił go nikt inny jak Keith.

- Jesteś na mnie zły, że nie powiedziałem, kim jestem wcześniej?

- Co? - zdziwił się. - Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?

- Uh.. Nie ważne - umilkł na moment. - Więc to, co mówiłeś, gdy myślałeś, że jestem...

- Nic takiego nie pamiętam - przerwał mu, odwracając głowę w drugą stronę.

- Nie możesz mówić, że czegoś nie pamiętasz za każdym razem, gdy jest ci tak wygodniej! - zirytował się Keith.

- To nic takiego! Po prostu długo cię nie widziałem, a rozmowa o wspólnych znajomych zbliża do siebie ludzi, a twoje włosy.. Uh.

- Czy próbujesz powiedzieć, że się za mną stęskniłeś?

- Może - ta rozmowa była dla niego bardziej stresująca niż większość bitew. Naprawdę, wolałby pójść i pobić się teraz na pięści z Lotorem i jefo generałami, a przecież takie akcje to nie była nawet jego działka!

- Um.. Ja też. Stęskniłem się za tobą, mam na myśli - były paladyn poczerwieniał w sposób, który powinien był chociaż trochę uruchomić alarm w głowie Lance'a, ale istniała zasada zera pochopnych wniosków i zamierzał się jej trzymać.

Poza tym, za bardzo skupił się na przeklinaniu faktu, że skoro nie mają teraz między sobą ekranu, nie mógł zrobić screena... Kolejnego do kolekcji. Jeżeli nadużywał trochę ich dziwnej bitwy na zrzuty ekranu, to nikt mu nie mógł zabronić.

O dziwo po drodze, spędzonej w dość niezręcznej ciszy, napotkali jedynie kilka botów, które z łatwością zestrzelił, zanim zdążyły się zbytnio zbliżyć.

Szybko przemyślał info od Pidge. Co prawda mówiła, że ochrona miała nie być za duża, bo przełożeni polegali tu na zaawansowanej technologii przy wejściu.

Tyle, że technologia, którą im dała wyłączyła systemy obronne, a wyglądało na to, że ktokolwiek miał być tu strażnikiem nawet się nie starał ich zatrzymać.

W końcu dotarli do dość małej celi, w której gnieździła się gromada więźniów. Lance szybko zdecydował, że zabiorą ich wszystkich, a Allura sobie wybierze, kto jest jej potrzebny.

Jedna kosmitka w sumie pasowała do opisu. Miała bladopomarańczowe łuski, które błyszczały ładnie w świetle lamp korytarzy więziennych i długie, trochę przypominające węże różowe włosy. Przywodziła mu na myśl Nymę, co nie było wcale takim miłym wspomnieniem.

W każdym razie, nie miał nic przeciwko niej.

Tylko wszystko zaczęło iść źle od momentu, w którym wyszła z celi.

A zaczęło się od flirtowania.

~~~~

nadal w miarę regularnie jest o matko... Ale to głównie dlatego, że szukam wymówki, żeby się do egzaminów nie uczyć 😥😶

w ogóle to dzięki za tak pozytywny odbiór tej pracy, nie macie zielonego pojęcia jakiego fangirlingu dostaję teraz przy każdym powiadomieniu z wattpada 💖❤️💕💗

W kosmosie nie ma zasięgu /KLANCE/ skończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz