V 6 V

1.2K 115 45
                                    

Na swoją obronę musiał dodać, że to nie on zaczął. Naprawdę, Lance był bardziej zainteresowany tym, że Keith się pochylił, żeby sprawdzić czy z resztą więźniów było wszystko w porządku.

Szybko jednak okazało się, że Qrisha, bo tak miała na imię kosmitka, była zdecydowanie zainteresowana biletem do Lancey-landu. I chociaż zdecydowanie wolałby flirtować z pewnym członkiem ostrza, Keith zdawał się być... nawet zazdrosny i Lance umiał bez bicia przyznać, że dawało mu to dziką satysfakcję.

Oczywiście nie przyszło mu do głowy pomyśleć, dlaczego Keith mógłby tą zazdrość czuć. Na to nie było czasu.

- Więc Lance, opowiesz mi trochę o Voltronie? Wszystko, co słyszałam na mojej planecie to były tylko legendy - dopytywała się gładkim jak aksamit, ale nieco syczącym wzrokiem. Jednocześnie wyraźnie pilnowała, by w każdym możliwym momencie trzymać mu rękę na ramieniu.

Następny droid, który się pojawił został brutalnie zniszczony przez Keitha. Reszta więźniów spojrzała na niego z niepokojem i Lance był przez chwilę pewien, że oczy byłego paladyna błysnęły na żółto.

Decydując się o tym nie wspominać, pozwolił sobie zacząć opowiadać o kilku ostatnich misjach. Może trochę przesadzał z niektórymi detalami, ale Qrisha wyglądała na oczarowaną jego osiągnięciami, a i Keith zdawał się odpuścić trochę swojego niezadowolonego grymasu i słuchać uważniej.

Lance nie mógł sobie przypomnieć, czy już mu o tym opowiadał.

- A jak jest na zamku? - zapytała, patrząc na niego z wyczekiwaniem.

Już miał proponować, że ją oprowadzi i zerknąć na reakcję Keitha, gdy przypomniał sobie... właśnie, że Keith miał teraz wolne i Lance naprawdę chciał spędzić z nim trochę czasu, zanim będzie musiał wrócić do kwatery głównej Ostrza.

- Poczujesz się tam jak w domu! Będziesz mogła kogoś poprosić, żeby cię oprowadził - odpowiedział. Chciał uniknąć proponowania czegokolwiek.

- Oh, a... A ty nie mógł byś mnie... - urwała z wyraźnie rozczarowaną miną i jakiś czas temu, stanąłby na głowie, żeby to jakoś odkręcić.

- Uh.. Niestety, mam... inne plany.

Spojrzał się na idącego dwa metry dalej Keitha z nadzieją, że drugi chłopak zrozumie, co dokładnie miał znaczyć jego uśmiech.

Keith jednak nie umiał załapać subtelnego chcę uderzyć twoją twarz moimi ustami, bo zmarszczył tylko brwi i odwrócił głowę.

W końcu, niestety w niezbyt dogodnym momencie, bo w trakcie kolejnych zalotów Qrishy i niewyjaśnionej irytacji Keitha, postanowił pojawić się strażnik.

- Kogo my tu mamy? Paladyn Voltrona i zdrajca własnej rasy - wysoki, barczysty galra pokazał na Keitha z twarzą pełną pogardy. Następnie, nie dając żadnego ostrzeżenia, ani nawet wykładu typowego złoczyńcy, zaatakował.

Posługiwał się wielkim toporem wojennym. Wyglądał na tak ciężki, że po trafnym zamachu nie byłoby czego ratować.

Keith, jak to Keith, od razu rzucił się przed szereg z aktywowanym mieczem ostrza w ręce.

- Lance, chroń więźniów i staraj się mnie kryć! - krzyknął, jednocześnie uchylając się przed ciosem.

W innych okolicznościach, obserwowanie go w walce byłoby co najmniej hipnotyzujące, ale na szczęście na polu bitwy nagły skok adrenaliny zawsze utrzymywał skupienie Lance'a na rzeczach dużo rozsądniejszych.

Z zabójczą precyzją strzelił w stronę przeciwnika, tak aby zrobił unik i nie mógł zaatakować aktualnie odsłoniętego Keitha. Ten, widząc lukę w obronie natychmiast zadał cios i wytrącając topór z reki strażnika.

Chwilę później Lance stanął przy Keithie, patrząc z lekkim niedowierzaniem na pokonanego strażnika. Nie to, żeby nie wierzył w ich możliwości, ale nie sądził, że pójdzie im tak szybko.

- Huh... - przeleciał wzrokiem po złamanym w pół toporze. - Udało się... Jesteśmy całkiem dobrym zespołem. (wE aRe A gOoD TeAm)

Gdy zerknął na Keitha, ten już się na niego patrzył z zaczerwienioną twarzą.

- Co powiedziałeś?

- Um.. Że niezła z nas drużyna? - o co mu chodziło, przecież Lance nie powiedział nic wyjątkowego. - Keith?

Po długim czasie, w którym żaden z nich się nie odezwał, Keith najwyraźniej zaakceptował jego odpowiedź.

- Też tak myślę - odwrócił wzrok i schował miecz, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Misja, czy nie, Lance chciał wgapiać się w tą ładną buzię tak długo, jak tylko się dało.

- Nie, żebym chciała przerywać romantyczny moment, ale... - usłyszeli za sobą głos Qrishy. W swoich pokrytych łuskami rękach trzymała broń, w którą były wyposażone drony. Musiała ją zabrać jednemu z pokonanych wcześniej robotów, gdy oni walczyli.

Celowała w resztę więźniów.

- Wiedziałem, żeby jej nie ufać - warknął pod nosem stojący obok niego Keith. - Rzuć broń.

- Nie sądzę, żebyście byli w pozycji do stawiania warunków - celowo strzeliła w ziemię przy ich stopach.

- Czego chcesz?!

- Nic wielkiego. Naprawdę nie mam ochoty być przesłuchiwana przez księżniczkę, a wiem, że po to tu jesteście - ciągnęła. - Chcę żebyście mnie puścili wolno i pozwolili odlecieć jednym z waszych statków.

Były paladyn zdawał się jeszcze bardziej zdenerwować i Lance miał tylko nadzieję, że tym razem nie zrobi niczego głupiego.

- Blefujesz, nic im nie zrobisz - wypalił, jako jedyne ostrzeżenie przed aktywowaniem ostrza.

- Im może nie - zaśmiała się. - Z tobą to inna sprawa.

Trochę jak w filmach, Lance widział wtedy wszystko w zwolnionym tempie. W ostatniej chwili wypchnął Keitha z lini ognia, po tym jak Qrisha gwałtownie zmieniła cel i pociagnęła za spust.

- LANCE!

~~~~

Musiałam obejrzeć polskie tłumaczenie, żeby ogarnąć THE BONDING MOMENT

A, no i wielkie dzięki dla polyester_, do której desperacko pisałam z zapytaniem czy scena walki nie ssie

luvciam was 💙❤️

W kosmosie nie ma zasięgu /KLANCE/ skończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz