V 7 V

1.2K 115 97
                                    

Jest tu wspomniana krew, taki mały warning
~~~~

Keith wiedział, że koniec końców to była jego wina. Wiedział, że ta Krysia, Qrisha, czy jak jej tam było, pasowała do opisu osoby, którą mieli znaleźć.

I wiedział, że nie powinni byli jej ufać, ale oczywiście nic nie powiedział, bo jeszcze Lance by się wkurzył, że mu przerywa podryw życia, akurat gdy dziewczyna była zainteresowana.

Z tym, że teraz ta dziewczyna uciekła... a Lance był ranny.

- Lance? Trzymaj się, zaraz wezwę wsparcie - powiedział, patrząc z niejaką paniką na krew powoli sączącą się spod zbroi chłopaka.

- Nie! - ten szybko zaprzeczył. - To znaczy.. Uh, mogę iść.. Tak myślę.

Myśląc logicznie, wiedział, że to pewnie prawda. Z drugiej strony poczucie winy i potrzeba ochronienia Lance'a przed całym światem walczyła z logiką.

- Jesteś pewien? - zapytał, przygryzając wargę. W odpowiedzi Lance skinął i na jego twarzy pojawiła się nowa determinacja.

Keith pomógł mu wstać i gdy upewnił się, że wsparty na nim paladyn rzeczywiście może iść, skinął do pozostałych więźniów, by szli za nimi.

Jeden raz na drodze stanął im ostatni oddział botów i musiał zostawić paladyna opartego o ścianę, podczas gdy on zrobił przejście.

Idąc dalej, pozwolił sobie przez moment wyobrazić, że kiedyś będzie miał okazję być tak blisko z Lance'm w innych okolicznościach.

Bo jak na chwilę obecną, oba razy gdy udało mu się zbliżyć wystarczająco, by czuć ciepło chłopaka, zdarzyły się w sytuacjach kryzysowych, w drodze do komory leczniczej (pomocy jak jest healing pod).

Oglądał się co jakiś czas, żeby sprawdzić, czy żaden z więźniów nie został w tyle. No i jeszcze, żeby odwrócić swoją uwagę od płytkiego oddechu Lance'a, który raz po raz czuł na swojej szyi.

Przy wyjściu polecił jednemu z kosmitów, żeby wziął wynalazek Pidge. Nigdy nie wiadomo, czy mały gremlin nie chciał go z powrotem.

- Hej, Keith? - usłyszał. - Opowiedzieć ci żart?

No cóż, jeżeli miał energię na żarty, to chyba jeszcze mieli dużo czasu zanim się wykrawi. Taka jasna strona tej przeklętek sytuacji.

- Dobra dawaj - westchnął.

- Gdzie homoseksualiści spędzają karnawał? - chwila przerwy. - W Rio de Gayneiro! (przepraszam)

Więzień z szarymi mackami i jednym okiem zapytał się, o co w tym żarcie chodzi. Lance tylko zaczął chichotać, po czym przerwał, żeby jęknąć z bólu.

Jakieś dziesięć sekund później ugieły się pod nim nogi i Keith zaczął go nieść. Czuł jak krew zaczyna wsiąkać mu w kostium.

- Wiesz, czuję się teraz trochę jak dama w opałach... Taka niesiona przez odważnego rycerza - zaśmiał się, powtarzając sytuację sprzed chwili.

Dotarli w końcu do Czerwonego Lwa, którego bariera ochronna była wzniesiona. Statku Ostrza, którym przybył Keith nie było nigdzie widać.

W kosmosie nie ma zasięgu /KLANCE/ skończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz