¿ 3 ?

97 8 2
                                    

Zaczynając od kul, dziewczyny w ciągu godziny posprzątały całą przestrzeń przeznaczoną na sklep. Jeszcze tylko słoik z oczami na ladę...

— Koniec! — zawołała Luna, z dumą oglądając pomieszczenie.

Fakt, dobrze się uwinęły: półki nie odstraszały już kurzem, szyba automatu z przekąskami w końcu została porządnie wyczyszczona, natomiast podłoga miejscami wciąż lśniła.
W trakcie sprzątania dowiedziały się o sobie dość sporo: Luna między innymi uwielbiała lasy i pochodziła z małego miasteczka nieopodal Nowego Yorku.

Mabel z kolei opowiedziała znajomej o swoim zamiłowaniu do tworzenia sweterków i właściwie wszystkich tych rzeczy, z których my ją znamy.

Dipper w tym czasie był zajęty Dziennikiem. Zauważył, że takowy opisuje głównie nadprzyrodzone istoty jak feniksy czy centaury, ale żadne z takowych nie przykuło jego uwagi tak bardzo, jak opis pewnego miejsca.

Rzeka Znaków jest jedyna w swoim rodzaju. Znajduje się na północnym krańcu lasu, gdzie kamienna ściana zatrzymuje strumyk. Wokół nie ma wielu drzew. Jest to jedyne miejsce występowania Zodiaków - dwanaście odpowiedników znaków zodiaku wiedzie tu spokojne, nieśmiertelne życie. Z czego słyną? A chociażby z tego, że gdy już znajdziesz się w ich domu, to odpowiednik Twojego przepowie Ci przyszłość.

Chłopak nie zastanawiał się dłużej. Szybko chwycił kamerę i już chciał wyjść, gdy zobaczył Wendy, która również zamierzała właśnie opuścić Chatę.

— Cześć, Dipper — zawołała, zauważywszy go. — Razem z ekipą wybieramy się nad jezioro, jedziesz z nami?

— Ja? Jasne! — uśmiechnął się radośnie, po czym wyszedł z nią z budynku i wskoczył do auta ekipy.

Trudno, Rzekę Znaków musi zostawić na jutro.

Siedział właśnie przy lewym oknie, z prawej strony sasiadując z Mabel. Oczywiście podczas jazdy uściskom, przywitaniom i pogawędkom nie było końca.

— Jesteśmy! — zawołał nagle kierowca, którym okazał się być Thompson.

Wszyscy wysiedli z auta i zaczęli się rozpakowywać. Wyżej wspomniany zabrał grilla, Lee i Nate nadmuchiwane materace, Wendy leżaki, a pozostałej czwórce zostało jedzenie, to jest głównie chipsy, kiełbaski i napoje.

Dopiero teraz bliźniacy zaczęli podziwiać piękno miejsca, w którym się znaleźli. Czyste, prawie że przeźroczyste, dość niewielkie jezioro było otoczone plażą niemal na całej długości granicy wodno - lądowej. Niedaleko miejsca, które wybrała ekipa w jeziorko wpadał mostek, a po jego lewej stronie rosło trochę roślinności, takiej, jak chociażby pałki wodne. To piękne miejsce znajdowało się w lesie, o czym wskazywały drzewa, które zewsząd otaczały powierzchnię.

Gdy się już rozłożyli, Nate, Lee i Wendy postanowili zrobić konkurs pływania, Thom rozpalił grilla, Mabel zbierała rosnące nieopodal kwiaty, za to Robbie i Tambry zaczęli słuchać muzyki. Tylko Dipper nie miał co robić, więc postanowił dopingować Wendy w wyścigach. No co? Chyba najlepiej pływała, a poza tym najbardziej ją lubił.

Jego obstawienia były słuszne - do półmetka, to jest zostawionego wcześniej materaca, nastolatka dopłynęła jako pierwsza, a zaraz za nią Lee. Ostatni chłopak również nie był zbytnio w tyle. Jeszcze z powrotem... W tę stronę wygrał właśnie Nate, druga była faworytka sztyna. Trzeciej osoby można się już domyślić, prawda?

— Grill gotowy! — krzyknął po jakichś dwóch godzinach znany głos z okolic takowego. Ekipa momentalnie zebrała się w miejscu rozpakunku, nakładając sobie karkówkę, kaszankę czy kiełbasę. Gdy już większość wzięła przekąski, Mabel dopiero zauważyła zgromadzenie. Co ciekawe, miała na sobie kwiaciany wianek. Biegnąc w stronę reszty potknęła się o coś i przewróciła się.

— Ej, tu coś jest! — krzyknęła, przyglądając się przedmiotowi, przez który upadła. Był to dość niewielki kamień, wielkości dłoni. Obok niego była, po części przez niego przygnieciona karteczka, na której było napisane "nie podnoś!".

— To co, Thomoson? Podnosisz? — mruknął Robbie, co reszta doskonale podchwyciła.

— Podnoś, podnoś! — krzyczeli rytmicznie, patrząc na poczynania chłopaka.

Ten powoli skierował dłoń ku głazowi, po czym chwycił i podniósł go. Pod spodem znajdował się drugi kawałek kartki, tyle, że na nim pisało "było nie podnosić..."...

Przez chwilę nic się nie działo, ale to, co się wydarzyło potem, hojnie zrekompensowało ten spokój. Mianowicie wokół ekipy jakaś niewidzialna siła narysowała koło, z którego zaczęły wychodzić dziwne istoty. Wyglądały jak małe, czerwone rozgwiazdy. Tworzyły coś w stylu ściany, która łączyła się na górze, robiąc coś w rodzaju bańki.

Wszyscy zaczęli panikować. No, z wyjątkiem naszego wiecznie myślącego bohatera. Bez sarkazmu. Sarkazm.

Tak czy siak, Dipper zaczął kartkować swój Dziennik, a część osób już zaczęła walić w ściany, bez skutku.

Nie, nie, nie... jest, agresywne rozgwiazdy! By je pokonać, potrzeba... wody!

Tylko skąd mieli wziąć wodę, skoro jezioro było jakieś dziesięć metrów od najbliższej mu czerwonej ściany? Chłopak zaczął się zastanawiać podczas, gdy "bańka" zaczęła się kurczyć. W takowej był jeszcze grill, ręczniki, napoje... chwila, napoje! Nastolatek w ostatniej chwili złapał jedną z butelek, po czym ją otworzył i polał trochę istoty. Te, które zostały dosięgnięte przez sok pomarańczowy natychmiast spadły, wijąc się w konwulsjach.

— To działa! — uśmiechnął się, "wylewając" im drogę ucieczki. — Tędy!

— Czyli Dipper nas uratował — uśmiechnęła się Wendy. — Jak zawsze — dodała i szturchnęła go w bok, przez co ten prawie niezauważalnie się zarumienił.

— Nie wiem jak wy, ale mi wystarczy już wypoczynku — odparł nagle Thom. Jako, że reszta myślała podobnie, już po chwili byli w drodze do domu.

Było już około dwudziestej pierwszej, gdy wrócili do Tajemniczej Chaty. Mimo dość wczesnej pory rodzeństwo było na tyle zmęczone, że od razu oddało się w objęcia Morfeusza, ledwo się wcześniej przebierając.

Gravity Falls 2: Przygoda z Powrotem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz