Nie dam Ci wyboru

18 1 0
                                    

Rose

Zaczęłam pakować swoje rzeczy do torebki. Tak naprawdę? Miałam już dość... Rozejrzałam się po sali wzdychając ciężko. Kochałam swoją pracę mimo tego, że każdy mówił mi, iż jestem głupia. Nie zgadzałam się z ich zdaniem. Odkąd zaczęłam pracować w przedszkolu słyszałam tylko "marna praca za marne pieniądze". Nie mogłam zaprzeczyć, że wypłata nie należała do największych. Ale czy w życiu liczą się tylko pieniądze? Każdego dnia cieszyłam się na możliwość pracy z dziećmi. One nie były jeszcze aż tak zniszczone tym światem. Umiały cieszyć się i mówić wprost to co myślą. Były bezpośrednie i niezaprzeczalnie kochane. A ja kochałam pracę z nimi. Dawała mi satysfakcję i szczęście. Jedyny minus? Ewidentnie współpraca z rodzicami. Właśnie skończyło się zebranie a ja czułam jakby te pijawki wyssały że mnie całą chęć do życia. To jednak prawda co mówili. "Boże chroń mnie przed rodzicami, bo z dziećmi sobie poradzę."
Popatrzyłam na zegarek który wskazywał godzinę 19.07.
-Cudownie... - powiedziałam sama do siebie. - Znowu wyrabiam nadgodziny.
Pogłaskałam się po brzuchu i uśmiechnęłam się.
-Już wracamy do domu. Chyba jesteś równie głodny co mama. - zaśmiałam się cicho. Po chwili jednak posmutniałam. Nie znałam jeszcze płci maleństwa, ale wiedziałam jedno. Ono nie będzie miało taty. Jego ojciec zostawił mnie dwa miesiące temu. Jakakolwiek próba skontaktowania się z nim kończyła się niepowodzeniem. W końcu przestałam próbować. Nie miałam okazji nawet powiedzieć mu, że jestem w ciąży. Cóż. Kiedy mnie zostawiał jeszcze tego nie wiedziałam.
Nie wiedziałam też dlaczego podjął taką decyzję. Wiedziałam jedno . Złamał mi serce. Kochałam go najmocniej jak potrafiłam ale widocznie to było za mało. Zebrałam resztę swoich rzeczy i skierowałam się do wyjścia. Kiedy tylko opuściłam budynek poczułam przyjemny powiew lekkiego wiosennego wiatru. Uśmiechnęłam się wzdychając głęboko świeże powietrze kiedy nagle do moich uszu dotarł znajomy głos.
-Rose... Znalazłem cię.
Otworzyłam szeroko oczy napotykając tak dobrze znane mi szaro-niebieskie tęczówki. Nie... To jest jakiś żart...
- Co ty tu robisz do jasnej... - zaczęłam zszokowana jego widokiem. Coś się w nim zmieniło. Jego blond włosy sterczały na wszystkie strony. Widać było, że od dobrych kilku tygodni się nie golił. Jego ubranie było pomięte jakby nigdy nie miało styczności z żelaskiem. Mimo to moje serce, jak zwykle, mocno zabiło na jego widok.
- Rose... Szukałem cię. Błagam... Błagam daj mi wyjaśnić. Daj mi to naprawić... - powiedział podchodząc do mnie. Dopiero teraz zauważyłam w jego dłoniach bukiet z pięknych róż oraz goździków. Dobrze mnie znał...
- Idź stąd... Miałeś swoją szansę - powiedziałam stanowczo.
- Nie. Nie odejdę... Nie popełnię drugi raz tego samego błędu.
- Miesiąc próbowałam się z tobą skontaktować ... Miesiąc. Każdy telefon... SMS... Mój przyjazd... Wszystko... To nic dla ciebie nie znaczyło.- jęknęłam odwracając wzrok. Od razu przypomniałam sobie jak stałam pod jego domem błagając o rozmowę.
-Rose... Wiem, że zjebałem ale błagam cię daj mi wyjaśnić...
- Nie... Po prostu nie.... - powiedziałam stanowczo próbując go wyminąć. Złapał mnie za rękę patrząc mi prosto w oczy.
-Kocham cię.... - powiedział stanowczo. Słysząc te słowa od razu mu się wyrałam idąc w stronę domu. Nie zdążyłam ujść 10-ciu kroków kiedy znowu zagrodził mi drogę.
- Rose nie odejdę. Nie dam ci spokoju dopóki że mną nie porozmawiasz.
- Miałeś mnie gdzieś przez dwa miesiące! A teraz nagle co?! Przychodzisz i myślisz, że znowu możesz mieszać mi w życiu?- krzyknęłam czując jak emocje przejmują nade mną kontrolę.
- Rose... Przyznaję, że przez miesiąc zachowywałem się jak dupek. Ale później... Tak strasznie chciałem to naprawić, ale... Zniknęłaś. Ludzie mówili, że przeprowadziłaś się do innego miasta ale nikt nie wiedział gdzie. Szukam cię od miesiąca i...
- Skoro się wyprowadziłam to znaczyło, że chce być daleko od ciebie. Chcę zamknąć ten rozdział! Nie chciałam, żebyś mnie znalazł!
- Wiem, że nadal mnie kochasz. - powiedział odrzucając kwiaty na bok. Nie wiedziałam co się dzieje kiedy nagle ujął moją twarz w dłonie i zaczął zachłannie całować. Przez chwilę nie rozumiałam co się dzieje. Jego usta były dokładnie takie jak zapamiętałam. Poczułam znajomy smak mięty pomieszanej z cynamonem. Zaczęłam się wyrywać lecz uwięził mnie w swoim uścisku.
- Błagam.... - szepnął mi w usta. - Nie uciekaj. Potrzebuję cię.
Moje serce przeszył ogromny ból. Nie umiałam się odsunąć widząc jak cierpi. W końcu oddałam pocałunek chcąc dzięki niemu pozbyć się całego bólu jakie przepełniało jego ciało. Nie potrafiłam inaczej. On zawsze był moją słabością. I moją jedyną miłością. Po chwili nasze usta znalazły się kilka milimetrów od siebie a on popatrzył mi w oczy.
- Proszę... Pozwól mi z tobą porozmawiać...
- Ja... Ja naprawdę... To nie jest... Dobry pomysł...
- Rose ja.... - zaczął kiedy nagle usłyszałam za sobą szyderczy głos jednej z moich "koleżanek z pracy".
-Tatuś się znalazł? A może znalazłaś naiwnego żeby wychować nie swoje dziecko?
-Odwal się Lisa - syknęłam wściekła. Kobieta zaśmiała się tylko. Wsiadła do auta i odjechała z piskiem opon.
Przygryzłam dolną wargę patrząc na Philippe. Od razu wyczytałam w jego spojrzeniu szok.
-Jakie dziecko? O czym ona mówiła Rose?!
Westchnęłam cicho wiedząc, że nie ma sensu go okłamywać. Skoro już się pojawił niech chociaż maleństwo ma możliwość posiadania ojca.
- Chodź porozmawiamy u mnie. - powiedziałam cicho idąc w stronę mieszkania. Na szczęście nie było to daleko. Kiedy tylko zajęliśmy miejsce w moim salonie mężczyzna zaczął naciskać.
-Co ona miała na myśli?
- Nie domyślasz się? - zapytałam cicho widząc w jego oczach, że chce usłyszeć to ode mnie. - Jestem w ciąży... - szepnęłam.
Od razu zobaczyłam na jego twarzy mieszankę zdziwienia i strachu.
- Ono... Czy ono... Jest moje? - zapytał w końcu.
-Oczywiście, że twoje kretynie... - powiedziałam urażona jego pytaniem.
-Wybacz... Ja... Ja nie miałem nic. Złego na myśli po prostu... Ty... Nosisz w sobie... Moje dziecko...
-Nasze jeśli już... - powiedziałam stanowczo.
-Nasze... - przytaknął patrząc na mój brzuch. - Mo... Mogę?
Po chwili zastanowienia rozpiełam bluzę i podniosłam koszulkę pokazując lakko zaokrąglony brzuszek.
-To dopiero 3 miesiąc... - powiedziałam cicho.
-Więc wtedy... Ty już...
-Tak... - odpowiedziałam cicho. - byłam już w ciąży ale o tym nie wiedziałam... W sumie dlatego próbowałam się z tobą skontaktować. Chciałam, żeby maleństwo miało ojca.
Dotknął delikatnie mojego brzucha głaszcząc go niemal niewyczuwalnie. Odwróciłam wzrok czując lekkie ukłucie w sercu.
- Nie musisz mnie kochać. Ale kochaj przynajmniej dziecko... - szepnęłam że łzami w oczach.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 03, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Historie różneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz