Jesienna bryza spokojnie smaga wieże starego zamczyska, czasem nieumyślnie otwierając wiekowe, drewniane okiennice, z których grubymi płatami schodzi farba nieokreślonego koloru, już dawno przez ugryzienie zębem czasu pozbawiona swojego oryginalnego zabarwienia. Jedynym słyszalnym dźwiękiem jest świst lekkiego wiatru, zostawiającego za sobą rozrzucone kupki kolorowych liści. Podwórze budowli nieskalane jest ludzką obecnością, najpewniej dzięki pogodzie, zachęcającej do pozostania w ciepłym pokoju, z kubkiem owocowej herbaty w ręku. Na terenie całej magicznej akademii panuje spokój i melancholia. No, prawie całej.— JAK MOGŁEŚ UKRAŚĆ MI KOTA CHOLERNY KRETNIE?!
— Mówię ci już tysięczny raz, nie mam pojęcia gdzie jest twój pchlarz i średnio mnie to interesuje.
Dwa chłopięce głosy przekrzykiwały się nawzajem wykłócając się, w akompaniamencie innego, usiłującego złagodzić napiętą sytuację.
— Jaemin, nie denerwuj się, jestem pewien, że gdzieś jest. Może po prostu za słabo szukałeś? Chowa się teraz po kątach albo-
— Zamknij się, Mark! — Właściciel zaginionego kota urywa wypowiedź skonfundowanego Gryfona. — To nie jest twoja sprawa.
Czarnowłosy posłusznie nie kontynuuje zaczętego wcześniej zdania, w myślach uśmiercając najpierw Jaemina, następnie swojego przyjaciela, a na sam koniec siebie samego, zachowując przy tym kamienny wyraz twarzy.
— Za każdym razem, kiedy dzieje mi się coś złego, to jest to twoja wina, Lee Jeno — wyrzuca z siebie Jaemin, akcentując nazwisko wroga głosem przesączonym jadem do tego stopnia, że nie potrzeba było zmysłu wzroku, aby wyczuć, że pochodzi z Domu Węża.
— Moim zdaniem po prostu masz pecha, ale wmawiaj sobie co chcesz — zaczyna wspomniany Gryfon. — Aczkolwiek nie wiedziałem, że uważasz mnie za tak istotną postać w twoim życiu, Na — dodaje nonszlancko.
Ślizgon momentalnie gotuje się w środku, jego lewa dłoń zaciska się w pięść, a prawa sięga do kieszeni powłóczystej szaty, gotowa chwycić za różdżkę i poczęstować chłopaka jednym z wyjątkowo nieprzyjemnych uroków, które Jaemin chowa w zanadrzu. Zważając jednak na konsekwencje czynu cofa bladą dłoń, decydując się na walkę jedynie słowami. Już ma zamiar odgryźć się kąśliwą uwagą, których rzucanie wychodzi mu równie dobrze jak zaklęć, gdy drzwi pokoju wspólnego Gryffindoru otwierają się na oścież, ukazując drobnego, czerwonowłosego chłopaka w czarnej szacie z zielonymi oraz srebrnymi emblantami, trzymającego w ramionach puchatego kociaka.
— Znalazłem go! — krzyczy, dysząc ciężko, wyraźnie zmęczony po długim biegu. — Możesz już zbierać manatki Jae, wychodzimy.
— Donghyuck, ale... — zaczyna młodszy Ślizgon, chcąc zaprotestować, samemu nie bardzo wiedząc przeciwko czemu.
— Żadnych ale — wypowiada stanowczo Donghyuck, przekazując niebieskookiego ragdolla właścicielowi. Zwierzak posłusznie daje się przenieść z jednych rąk do drugich, po czym przytula się do Jaemina, pazurkami przytrzymując się szaty na ramieniu i co jakiś czas podskubując jego kosmyki koloru miodowego brązu.
— Wybacz Markie, Nana po prostu nie umie trzymać nerwów na wodzy. Zwłaszcza jeśli chodzi o Puszka — mówi czerwonowłosy, wzdychajac ciężko, a następnie podchodzi do chłopaka. Daje mu buziaka w policzek, po czym żegna się, praktycznie siłą wyciągając przyjaciela z pokoju wspólnego, w którym wciąż przebywała dwójka Gryfonów, jeden śledzący wzrokiem lekko nieproszonych gości aż do wyjścia i drugi, siedzący na kanapie z wymalowaną na twarzy obojętnością.
***
CZYTASZ
Hate Me, Date Me | Nomin
FanfictionHogwarts!AU Lee Jeno i Na Jaemin zdecydowanie nie wpasowują się w definicję "dobranego duetu". W zasadzie nie potrafią wytrzymać w swojej obecności dłużej niż kilku minut i każdy w Hogwarcie zdążył się już o tym przekonać, mniej lub bardziej boleśni...