Rozdział 6: Złamane serca i złamane kończyny

531 83 11
                                    

Donghyuck przeklina pod nosem, stojąc przed wejściem na boisko. Jak zwykle jego przyjaciel nie przychodzi czas i każe na siebie czekać. To była jedna z rzeczy, których czerwonowłosy absolutnie w nim nienawidził. Na Jaemina można było oczekiwać godzinami, bez absolutnie żadnej gwarancji, że w ogóle się zjawi.

Z braku innego zajęcia chłopak postanawia wejść w środek boiska i zrobić kilka kółek wokół niego, aby nieco się rozruszać po tylu dniach spędzonych w łóżku.

Gdy jest w trakcie spokojnego spaceru, pogrążony w rozmyślaniu nad tym, co powinien zjeść na kolację, gdy już wreszcie będzie wolny od zachcianek Na słyszy nagle skrzypnięcie drzwi, prowadzących do miejsca, w którym się znajduje. Podwójne wejście otwiera się, a za nim stoi osoba, której Donghyuck jednocześnie chciał i nie chciał widzieć.

— Co ty tu robisz? — syczy.

— Ja-

Mark nie kończy zdania, ponieważ właśnie w tym momencie drzwi zamykają się z hukiem, a miotła, którą wcześniej trzymał znika z jego rąk.

— Miłej zabawy! — krzyczą równocześnie dwa głosy, które znali zbyt dobrze.

Jeno oraz Jaemin stoją za wrotami, śmiejąc się głupkowato. Na składa swoją pelerynę niewidkę, po czym dołącza do drugiego chłopaka, przykładając ucho do pomalowanego ciemną farbą drewna, aby słyszeć jak najwięcej z rozmowy skłóconej pary.

— Możesz się odsunąć? To moja połowa boiska — oświadcza Donghyuck tonem pełnym pretensji.

— Tak? Nie widzę żeby była podpisana — odgryza się zirytowany Mark.

Wymiana zdań trwa jeszcze dobrą chwilę, z każdą sekundą coraz bardziej tracąc jakikolwiek sens. Brzmi po prostu, jakby obaj usilnie starali się znaleźć jakikolwiek powód, aby nie zgodzić się z tym drugim. Ślizgon i Gryfon schowani za bezpieczną barykadą zaczynali już powoli nudzić się przekomarzankami, ale już na początku zdecydowali, iż ich przyjaciele wyjdą z boiska cali w skowronkach, bądź nie wyjdą wcale.

W pewnym momencie Mark wzdycha ciężko, prawdopodobnie łapiąc się za głowę.

— Donghyuck- — zaczyna, jednak czerwonowłosy momentalnie mu przerywa.

— Nie mów do mnie.

Potem słychać odgłosy szarpaniny, które po chwili ustają, więc chłopcy wnioskują, iż najstarszemu udało się złapać swojego chłopaka i właśnie teraz trzyma go w ramionach.

— Posłuchaj mnie przez chwilę — próbuje znów Gryfon. — Jeśli chodzi o tę miksturę...

— Jaką miksturę? — pyta szeptem Jaemin, nie chcąc, aby tamci zdawali sobie sprawę z jego obecności.

— Chwila to ty nie wiesz? — mówi zdziwiony Jeno, jednak nie zdąża powiedzieć nic więcej, gdyż wtedy odzywa się Donghyuck.

— No dalej, nawrzeszcz na mnie. Wyrzuć to z siebie.

— Nie zamierzam na ciebie krzyczeć — oświadcza spokojnie Mark. — Chcę cię przeprosić. Wiem, że zareagowałem impulsywnie, wiem, że popełniłem błąd. I naprawdę przepraszam, że ci nie uwierzyłem. Byłem zazdrosny i teraz nawet nie wiem o kogo, ale to dlatego, że sama myśl o tym, że mógłbym cię stracić sprawia, że czuję jakbym miał zemdleć. Hyuckie, proszę, zrozum mnie.

Przez chwilę młodszy nic nie odpowiada, jakby próbował przetrawić to, co właśnie usłyszał. Jednakże chwilę później z jego strony dochodzi ich szloch.

— Ja też cię przepraszam. Za to, że byłem takim kretynem. Nie bądź o mnie zazdrosny, bo nie masz powodów. Nie chcę nikogo innego tylko ciebie. Ten eliksir miłosny naprawdę był tylko po to, żeby pogodzić Nanę i Jeno-

Hate Me, Date Me | NominOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz