1

46 2 2
                                    

- mamo ! - krzyknął przerażony chłopak.
- mamusiu nie umieraj ! - jego płaczliwy głos odbijał się o ściany wąskiej uliczki. Rozejrzał się za kimkolwiek, lecz jedyne co dojrzał to cienie. Z jednej strony nie dziwił się, był już wieczór a miejsce, gdzie aktualnie przebywał jest nieuczęszczane po zmroku. Z drugiej zaś, modlił się aby ktoś; dzisiaj konkretnie tędy; przeszedł choćby na sekundę. Liczył się jednak, że to niemożliwe i nikt mu nie pomoże, mimo to co chwilę oglądał się za jakąkolwiek duszą. „Ktokolwiek kto pomoże moim rodzicom... mojej mamie...bo tata nie wygląda na żywego.." pomyślał.
Na bruku, niedaleko niego, leżał martwy już ojciec; został postrzelony w głowę; cały we krwi, z pustymi oczami gapiącymi się w niebo. Dziecku, ten widok pozostanie na długo w pamięci. Wszystko rozumiał, jedyne czego nie umiał pojąć to dlaczego ci ludzie zaatakowali jego rodziców.
„Dlaczego akurat oni?" zastanawiał się.
Czuł strach. Cholerny strach przed samotnością. Nie chciał zostać sam. Nie kiedy jest jeszcze mały.
-kochanie... uciekaj- wyszeptała kobieta, wyrywając go z rozmyślań.
- uciekaj dopóki możesz i nie wracaj tutaj, jakby nie wiem co się działo...obiecaj to mamusi i tatusiowi- dodała, a zaraz po tym zakaszlała krwią. Rana była trochę poniżej lewego płuca, która z sekundy na sekundę mocniej krwawiła. Chwiejąc się coraz bardziej, straciła w końcu równowagę i dołączyła do leżącego na ziemi męża. Z jej rany wytoczyło się jeszcze więcej krwi, która połączyła się z krwią jej małżonka. Bezsilna utkwiła oczy na gwieździstym niebie i uśmiechnęła spoglądając na swojego syna, próbując powiedzieć „kocham cię" na otuchę. Lecz zamiast dwóch pięknych słów, wytoczyła się okropna krew. Zakaszlała, odetchnęła po raz ostatni oraz przymknęła lekko oczy, pogrążając się w wiecznym śnie. Chłopak ukucnął, lekko potrząsając ramieniem swojej matki; na darmo. Kobieta poruszała się wraz z szturchnięciami jej syna, nie dając oznak życia. Dziecko pomyślało tylko o dwóch słowach, których nie chciał nigdy powiedzieć czy nawet pomyśleć.
Nie żyje.
Gdyby nie było krwi, mógłby pomyśleć, że śpi. Lecz prawda była bolesna.
Łzy napłynęły do jego oczu, jakby szykowały deszcz dla ceglanej powierzchni. Gdy uzbierał się ich nadmiar, opuściły jego oczy i zaczęły spływać najpierw po policzkach, następnie po brodzie, kończąc na zimnym i zakrwawionym bruku. Chłopak nie odstępował rodziców na ani jeden krok, bojąc się co będzie dalej. Wiedział, że powinien uciekać, ale nie miał serca opuścić rodzinę, którą tak bardzo kochał. W pewnym momencie, nie wiedział jak długo tkwił przy rodzicach, usłyszał kolejny strzał; ten sam co zabił jego rodziców. Dobiegło to dwie uliczki z tąd. Dźwięk przeraził go i przeciw swojej woli uciekł; nie chciał skończyć jak jego rodzice, nie wybaczyliby mu tego. Płacząc, biegł jak najdalej od miejsca gdzie leżeli jego rodzice. Z bolącym sercem i wyrzutami sumienia, uciekał dopóki nie zatrzymała go rodzina wracająca z miasta. Z pytaniem dlaczego biegnie oraz jak się po chwili okazało, dlaczego jest umazane w krwi. Chłopak, ponieważ to dziecko, odpowiedział zgodnie z prawdą. Źli ludzie zabili jego rodziców. A rodzice opuścili świat żywych. Na początku małżeństwo było przerażone, lecz po wysłuchaniu chłopaka przerażenie zamieniło się miejscem z żalem. Ponieważ jechali z małym dzieckiem z tyłu, powiedzieli chłopakowi by siadł na przednim siedzeniu. Poprzednio upewniając się że siedzi na siedzisku oraz jest porządnie zapięty pasami. Małżeństwo nie zastanawiało się długo co począć z małym. Postanowili odwieźć go w bezpieczne miejsce. Chłopak wciąż płakał. Dalej nie mógł uwierzyć w to co się działo. Został sam bez mamy, bez taty całkowicie sam. Nikogo nie znał nie licząc rodziców. Czy miał inną rodzinę oprócz nich? Nie wiedział. Gdy dotarli na miejsce, rozpięli go i prowadzili za rękę do miejsca docelowego, jakby martwili się że wyparuje. Chłopak nie wiedział co się dzieje, gdzie jedzie albo co z nim poczną. Wciąż przed oczyma miał wizje martwych rodziców. Miejscem docelowym okazał się dom dziecka co było nowością dla chłopaka; nigdy tam nie był. Małżeństwo obgadało sytuację chłopczyka z opiekunami. Niestety mieli już czwórkę swoich dzieci, więc nie mogli pozwolić sobie na kolejne, dlatego postanowili go tutaj zostawić. Chłopaka mimo wszystko, nie obchodziło już nic. Nie obchodziło go czy będzie miał rodzinę a tak naprawdę, nie chciał żadnej. Już nie chciał nikogo. Jeden raz stracił rodzinę, nie potrzebuje innej. Nic go nie interesowało, mimo to nie przestawał płakać. Małżeństwo musiało już wracać do dzieci, więc z żalem pożegnali się życząc mu jak najlepiej i poszli. Kobieta wychodząc łkała. Opiekunowie oznajmili, że zadzwonią na policję jutro z rana, po czym zaczęli się wypytywać czy zna kogoś do kogo mógłby się zwrócić o pomoc. Chłopak nie znał nikogo, więc tak im odpowiedział. Opiekunce aż poleciała łza. Młody wiedział, że nie mógłby powiedzieć nawet gdyby miał taką osobę. Mama mu kiedyś powiedziała, żeby nikomu nie mówił o jego pochodzeniu choćby nie wiem co się działo. Opiekunowie postanawiając dać mu spokój nakarmili go, napoili i położyli spać. Mimo to chłopak nie umiał zasnąć. Cały czas rozmyślał o wcześniejszych wydarzeniach, nadal nie umiejąc w nie uwierzyć. Któryś z opiekunów co jakiś czas zaglądał do dziecka zobaczyć jak śpi, czy nie śniło mu się coś złego, nie krzyczał bądź lunatykował. Widocznie zależało im na nim. Kiedy opiekun był w pokoju, chłopak zamykał oczy i udawał że śpi. Lecz zaraz po tym jak opuścił pomieszczenie, chłopak otwierał oczy i rozmyślał o mordercach, a było ich dwóch. Dlaczego go nie zabili ? Dlaczego zastrzelili tylko jego rodziców ? Co w ogóle jego rodzice mają z tym wspólnego ? Takie i inne pytania nasuwały się do jego małej główki. Mimo to żadna odpowiedź nie nadeszła. Myślał o tym do samego świtu.
Następnego dnia z rana usłyszał w radiu o brutalnym morderstwie piętnastu ważnych osób, w tym kilku miliarderów. Nie wymienili imion i nazwisk, ponieważ były zastrzeżone. Ci co mieli wiedzieć to wiedzieli. Co dziwniejsze, nie znaleziono ciał, lecz same inicjały. Wiele spraw zostało też zatajonych, w co weszła sprawa podpalenia jego domu. O której dowiedział się przypadkowo, podsłuchując przechodniów po pięciu latach. Według tych plotek rodzina nie żyje, wliczając chłopaka.
Jak skończył śniadanie, policja już była by zająć się sprawą chłopaka, ale nic im nie powiedział ze względu na dawno zawartą przysięgę z rodzicami. Policja widząc, że dziecko nie chce współpracować dali mu spokój, nie mogli tracić czasu na bezczelnego dzieciaka. Chłopczyk w tamtych czasach nie miał pojęcia co się dzieje ze względu, że był zagubiony i przerażony, nie wiedział komu może ufać. Z czasem, zaczął pojmować tą sytuacje, ale wtedy było za późno. Może gdyby nie posłuchał się rodziców, jego życie poszłoby w inną stronę ? Nigdy nie określili dlaczego musiał trzymać swoją tożsamość w tajemnicy, jedyne co powiedzieli to żeby nikomu nigdy nie podawać swojego prawdziwego nazwiska, jeśli kiedyś za wcześnie ich zabraknie; mama przy tej rozmowie płakała.
Na początku dzieci się z niego śmiały, lecz nie pokazywał jak obelgi niesione w jego stronę na niego oddziaływały; chłopak bronił się ciszą. Lecz z czasem miarka się przebrała, miał dosyć obelg i wyżywania się na nim. Wówczas gdy skończył trzynaście lat, zaczął być postrachem ulic. Z ubiegiem lat, miał na swoim koncie coraz to więcej przestępstw oraz wyrzuceń. Wywalono go z najmniej pięciu sierocińców za bycie agresywnym a każda rodzina w jakiej miał okazję być, oddawała go z powrotem, za tą samą przyczynę. Chłopaka bolało to wszystko, mimo to nigdy nie pokazał jak bardzo. Zawsze, będąc sam cicho łkał w poduszkę mając dosyć  świata i ludzi.

No więc, proszę przyjmijcie mnie na lekko proszę. Mam nadzieje, że polubicie mój styl pisania. To raczej wszystko... widzimy się za dwa tygodnie !

ZemstaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz