Rozdział 5. Maybe it will work.

176 22 12
                                    

Kolejny dzień. Dzisiaj wyjeżdżamy na mecz. Teraz gramy z Lwami Pustyni. Z tego co nam wiadomo, są bardzo wytrzymali i szybcy. Dobrze, że mecz, rozgrywamy dopiero jutro. Mamy, więc jeszcze czas, na trening. Nadal nie mogę uwierzyć, iż zniszczyłem taką chwilę... Obiecuje, następnym razem nie zawalę...

W samolocie siedziałem sam.  Axel siedział z Mark'iem, ale tamten gadał, z innymi, a blondyn wpatrywał sie w okno. Tak bardzo chciałem go pocieszyć... Lecz był poza moim zasięgiem.

Kiedy dolecimy?! - marudziłem.

- Jeszcze godzina. - odpowiedział Fudou.

- Nie wytrzymam...

- Przestań zrzędzić! Zachowujesz sie jak moja babcia! - rzekł Austin.

- Dzięki Austin. Może twoja rodzina, nie wie co to znaczy niecierpliwość, ale ty, mógł byś zrozumieć.

- Dosyć! - wrzasnął, zirytowany Axel.

- On ma ciągle jakiś problem!

- Morda Austin!

- Axel? - Austin miał w oczach łzy. - To wina tego tępego prostaka! - wybiegłem stamtąd.

- Will zaczekaj! - wołał Jude.

Axel nadal kłócił się z Austin'em, Mark ich uspokajał, a Jude biegł za mną. Dosłownie tornado. Jak Austin, mógł powiedzieć coś takiego? Przecież tylko trochę narzekałem. Pierwszy raz, usłyszałem, jak Axel, mówił coś takiego... Z tego co wiem, to bardzo dobrze dogaduje się z Austin'em. Są dobrymi przyjaciółmi. Axel, nie powinien tego mówić. Austin'a, to bardzo zabolało. Szkoda mi go. Może to trochę dziwne, aczkolwiek wydaje mi się, że jemu bardziej zależy na Axel'u. Nie mam zamiaru sie o niego bić, mimo, iż wiem o jego słabości. Zejde Austin'owi z drogi. Widzę jak on reaguje na blondyna.

- Wszystko gra?

- Tak. Jude, możesz iść.

- Napewno?

- Tak.

- Okey. - poszedł.   

Udałem sie do stuardessy i poprosiłem coś do picia. Czekałem przy stoliku w bufecie. Gdy wypiłem sok, siedziałem tak jeszcze przez jakiś czas. Nie chciałem do nich wracać. Jeszcze mi brakowało, żeby Austin się na mnie rzucił.
Po kwadransie, postanowiłem wrócić na miejsce. Kiedy szedłem, ujrzałem niebieskowłosego, wychodzącego z łazienki. Miał lekko czerwone oczy. Nic nie mówił, tylko zabił mnie spojrzeniem. Po wejściu do naszego przedziału, zobaczyłem, że Axel gdzieś sie wybierał, ale gdy nas zobaczył, wrócił na miejsce. Ja usiadłem i zacząłem słuchać muzyki.

Kiedy dolecieliśmy, czekały nas dwie niespodzianki. Mianowicie mieliśmy spać w namiotach na dworze, w jakiś tropikach i trening miał trwać do końca dnia. Bombowo...

Trener męczył nas śmiertelnie. Nigdy w życiu, nie widziałem czegoś tak strasznego...

Potem, jak było już ciemno i tylko księżyc dawał światło,  dziewczyny pokazały nam źródełko. Przyniosły wiele ręczników ręczników i zostawiły nas samych. Wszyscy pobiegli do wody w samych bokserkach. Ja tylko usiadłem na gałęzi drzewa i z jedną słuchawką w uchu, przyglądałem sie, co oni wyprawiają w tej wodzie. Axel ma na serio spore mięśnie. Nie, żebym coś tego, ale tak tylko, RZuCIŁO mi się w oczy. Austin oddalił się od reszty i zaczął samotnie pływać. Za pewne myślał, że Axel do niego popłynie, ale blondyn, chyba nawet o tym nie myślał. Pławił sie jak dziecko, chlapiąc Jude'a wodą, co tamten odwzajemnił. Wyglądali zabujczo, a jeszcze księżyc, tak ich oświetlał, że przypominali przypominali zombie.
Nagle Mark podniósł do góry z czymś rękę.

Ku Sobie | Inazuma Eleven |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz