Dobromira
Siostrzyczka zapukała do drzwi swojej koleżanki. Po chwili drzwi zostały otworzone przez właścicielkę tego domu. Juliette, jak pamiętam, jest szatynką o bystrych, kocich oczach. Ma normalną cerę, jej kręcone włosy sięgały do łopatek. Jest wysoka, szczupła i umięśniona w przeciwieństwie do mnie. Ubrana jest w białą koszulę, skórzany gorset, spodnie oraz kozaki. Moim zdaniem również jest ładna. Z tego co wiem od Virginii to ta szatynka jest wiedźminką ze szkoły kota. Jej kąciki malinowych ust podniosły się na górę.
- Witam, co was tutaj...- mówiła. Nagle uśmiech znikł z jej twarzy, ale tylko na chwilę, bo poszerzył się bardziej.
- Lambert!- pisnęła i rzuciła się na niego, prawie wywracając moją siostrę.
- Juliette!- zawołał i przytulił wiedźminkę. Po chwili się odkleili od siebie. Obaj byli szczęśliwi. A ja stałam obok siostry i patrzyłam na nich.
- Kopę lat!- powiedział Lambert do szatynki.
- Co Cię tutaj przywiodło?- spytała się Juliette. On spojrzał się na mnie. Wiedźminka odwróciła się i cała trójka patrzyła na mnie.
- Pomagam- odpowiedział krótko.
- W czym?- zapytała się Juliette.
- Wyjaśnimy Ci kiedyś, a teraz mam pytanie- zignorowałam jej pytanie.
- Hm?- mruknęła.
- Możemy pożyczyć Twojego konia?- spytałam się jej. Ona się zaśmiała.
- Do czego Antar jest wam potrzebny?- zapytała się.
- Jedziemy do mnie- odpowiedział Lambert.
Juliette poszła.
- Ona zawsze taka?- zapytałam się.
- Przywykniesz do niej- zachichotała moja siostra. Tsaa... Już to widzę.
- Nie podoba Ci się jej zachowanie?- spytał się wiedźmin.
- Ochujałeś? W ogóle co to za pytanie?- oburzyłam się. Szczerze? Nie podoba mi się ona... Wygląda podejrzanie, a Lambert jest złośliwy... Mówi po prostu z mostu.
- Widać, że nie lubisz jej- powiedział.
- Zatem ślepy jesteś- rzekłam. On uśmiechnął się. Ciekawe o czym pomyślał, że się uśmiechnął.
- To jedziemy?- zapytała się Juliette, prowadząc swojego czarnego konia.
- Jedziemy- powiedziała Virginia. Wróciliśmy do mojego domu po konia Lamberta. Virginia jedzie z Juliette na koniu, a Lambert ma siodło na jedno osobę, więc... Ja muszę iść na piechotę.
- Świetnie- mruknęłam pod nosem.
- Chyba, że chcesz na moich kolankach siedzieć?- zapytał się, uśmiechając się... Wiecie typu lenny face. Spojrzałam się na niego z obrzydzeniem, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
- Ruszajmy- powiedziałam. Wyruszyliśmy. Droga minęła nam szybko, bo oni jechali galopem, a ja biegam, czasami wyprzedzając ich. Po drodze Virginia opowiedziała wszystko dla Juliette. Po co zmierzamy do Lamberta itd. Lambert zatrzymał się przy jakimś domie. Byliśmy w Białym Sadzie. Oni zeszli z koni i poszliśmy w kierunku domu. Lambert szedł pierwszy, a za nim ja, Virginia i na końcu Juliette. Wiedźmin zapukał do drzwi. Po kilku sekundach drzwi się otworzyły. Nad ramieniem Lamberta zauważyłam starszego pana, ubrany był jakby szedł na wojne, w sumie cóż się dziwić... Przecież to wiedźmin.
- Witaj Lambert. Co Cię do mnie sprowadza?- spytał się starzec.
- Możemy wejść? Mam sprawę- spytał się Lambert go, przechodząc na bok, pokazując mnie, siostrę, która stała obok mnie, a za nami stała wiedźminka. Starszy wiedźmin otworzył szerzej i weszliśmy do środka.
- Vesemirze, moja nowa znajoma ma problem z klątwą- powiedział Lambert. Nowa znajoma powiadasz? Znajoma? Phi! Jeszcze czego.
- Jaka klątwa?- spytał się Vesemir.
- Nie wiem jaka, ale za to ona może Ci opowie- Lambert wskazał na mnie. Splotłam palce za plecami.
- Jak się nazy...- zaczynał się pytać.
- Dobromira- odpowiedziałam szybko.
- Więc opowiadaj, Dobromiro- mówi Vesemir.
- Wybrałam się na spacer po lesie. Było jeszcze przed świtem. Nagle ni stąd ni zowąd pojawiły się trzy wiedźmy i rzuciły mi klątwę. Następnego dnia w nocy byłam tak głodna, więc wybiegłam z domu jak dzika. Rzuciłam się na najbliższego człowieka... I domyśla się pan- opowiedziałam, odwracając co chwilę wzrok.
- Rozumiem. Będzie bolało- powiedział starszy.
- Już drugi raz to słyszę- powiedziałam monotonnie.
- Da się usunąć taką klątwę?- spytała się Virginia. Vesemir spojrzał się na moją siostrę z troską w oczach.
- Da się, tylko będzie cierpiała przez najbliższe kilka dni- powiedział ciepło. Świetnie, kurwa.
- To zaczynajmy teraz- rzekł Lambert.
- Zaczekaj, Lambert. Trzeba to zrobić przed świtem- powiedział Vesemir.
- Eh... Zostaje nam czekać- westchnął Lambert.
- Cierpliwości- rzekł starszy wiedźmin.

CZYTASZ
INTRUZ
Fanfiction"To istota nadnaturalnie szybka. Ma szpiczaste uszy, jak elf. Bladą cerę niczym wampir. Pazury jak wilkołak, ale oczy są puste, takie czarne bez emocji." "Zaczęło grasować w Novigradzie. Ludzie masowo giną, trzy co minutę." Pewnego popołudnia Lambe...