6

102 8 6
                                    

Dobromira
Siostrzyczka zapukała do drzwi swojej koleżanki. Po chwili drzwi zostały otworzone przez właścicielkę tego domu. Juliette, jak pamiętam, jest szatynką o bystrych, kocich oczach. Ma normalną cerę, jej kręcone włosy sięgały do łopatek. Jest wysoka, szczupła i umięśniona w przeciwieństwie do mnie. Ubrana jest w białą koszulę, skórzany gorset, spodnie oraz kozaki. Moim zdaniem również jest ładna. Z tego co wiem od Virginii to ta szatynka jest wiedźminką ze szkoły kota. Jej kąciki malinowych ust podniosły się na górę.
- Witam, co was tutaj...- mówiła. Nagle uśmiech znikł z jej twarzy, ale tylko na chwilę, bo poszerzył się bardziej.
- Lambert!- pisnęła i rzuciła się na niego, prawie wywracając moją siostrę.
- Juliette!- zawołał i przytulił wiedźminkę. Po chwili się odkleili od siebie. Obaj byli szczęśliwi. A ja stałam obok siostry i patrzyłam na nich.
- Kopę lat!- powiedział Lambert do szatynki.
- Co Cię tutaj przywiodło?- spytała się Juliette. On spojrzał się na mnie. Wiedźminka odwróciła się i cała trójka patrzyła na mnie.
- Pomagam- odpowiedział krótko.
- W czym?- zapytała się Juliette.
- Wyjaśnimy Ci kiedyś, a teraz mam pytanie- zignorowałam jej pytanie.
- Hm?- mruknęła.
- Możemy pożyczyć Twojego konia?- spytałam się jej. Ona się zaśmiała.
- Do czego Antar jest wam potrzebny?- zapytała się.
- Jedziemy do mnie- odpowiedział Lambert.
Juliette poszła.
- Ona zawsze taka?- zapytałam się.
- Przywykniesz do niej- zachichotała moja siostra. Tsaa... Już to widzę.
- Nie podoba Ci się jej zachowanie?- spytał się wiedźmin.
- Ochujałeś? W ogóle co to za pytanie?- oburzyłam się. Szczerze? Nie podoba mi się ona... Wygląda podejrzanie, a Lambert jest złośliwy... Mówi po prostu z mostu.
- Widać, że nie lubisz jej- powiedział.
- Zatem ślepy jesteś- rzekłam. On uśmiechnął się. Ciekawe o czym pomyślał, że się uśmiechnął.
- To jedziemy?- zapytała się Juliette, prowadząc swojego czarnego konia.
- Jedziemy- powiedziała Virginia. Wróciliśmy do mojego domu po konia Lamberta. Virginia jedzie z Juliette na koniu, a Lambert ma siodło na jedno osobę, więc... Ja muszę iść na piechotę.
- Świetnie- mruknęłam pod nosem.
- Chyba, że chcesz na moich kolankach siedzieć?- zapytał się, uśmiechając się... Wiecie typu lenny face. Spojrzałam się na niego z obrzydzeniem, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
- Ruszajmy- powiedziałam. Wyruszyliśmy. Droga minęła nam szybko, bo oni jechali galopem, a ja biegam, czasami wyprzedzając ich. Po drodze Virginia opowiedziała wszystko dla Juliette. Po co zmierzamy do Lamberta itd. Lambert zatrzymał się przy jakimś domie. Byliśmy w Białym Sadzie. Oni zeszli z koni i poszliśmy w kierunku domu. Lambert szedł pierwszy, a za nim ja, Virginia i na końcu Juliette. Wiedźmin zapukał do drzwi. Po kilku sekundach drzwi się otworzyły. Nad ramieniem Lamberta zauważyłam starszego pana, ubrany był jakby szedł na wojne, w sumie cóż się dziwić... Przecież to wiedźmin.
- Witaj Lambert. Co Cię do mnie sprowadza?- spytał się starzec.
- Możemy wejść? Mam sprawę- spytał się Lambert go, przechodząc na bok, pokazując mnie, siostrę, która stała obok mnie, a za nami stała wiedźminka. Starszy wiedźmin otworzył szerzej i weszliśmy do środka.
- Vesemirze, moja nowa znajoma ma problem z klątwą- powiedział Lambert. Nowa znajoma powiadasz? Znajoma? Phi! Jeszcze czego.
- Jaka klątwa?- spytał się Vesemir.
- Nie wiem jaka, ale za to ona może Ci opowie- Lambert wskazał na mnie. Splotłam palce za plecami.
- Jak się nazy...- zaczynał się pytać.
- Dobromira- odpowiedziałam szybko.
- Więc opowiadaj, Dobromiro- mówi Vesemir.
- Wybrałam się na spacer po lesie. Było jeszcze przed świtem. Nagle ni stąd ni zowąd pojawiły się trzy wiedźmy i rzuciły mi klątwę. Następnego dnia w nocy byłam tak głodna, więc wybiegłam z domu jak dzika. Rzuciłam się na najbliższego człowieka... I domyśla się pan- opowiedziałam, odwracając co chwilę wzrok.
- Rozumiem. Będzie bolało- powiedział starszy.
- Już drugi raz to słyszę- powiedziałam monotonnie.
- Da się usunąć taką klątwę?- spytała się Virginia. Vesemir spojrzał się na moją siostrę z troską w oczach.
- Da się, tylko będzie cierpiała przez najbliższe kilka dni- powiedział ciepło. Świetnie, kurwa.
- To zaczynajmy teraz- rzekł Lambert.
- Zaczekaj, Lambert. Trzeba to zrobić przed świtem- powiedział Vesemir.
- Eh... Zostaje nam czekać- westchnął Lambert.
- Cierpliwości- rzekł starszy wiedźmin.

INTRUZOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz