Od naszego małego wybuchu czułości minęło kilka dni, podczas których nie doszło między nami do żadnych zbliżeń. Zamykałam się w ogromnej bibliotece Lauren, czytając, a kobieta jakby rozumiejąc aluzję, nie śmiała mi nawet przeszkodzić. Ewidentnie bardzo szanowała moją przestrzeń osobistą i komfort, za co byłam jej wdzięczna.
Wstałam wczesnym rankiem, mając cichą nadzieję, że nie spotkam szatynki w kuchni. Jednak stało się zupełnie odwrotnie, bo zielonooka już się w niej znajdowała, przygotowując śniadanie. Spuściłam głowę, biorąc z szafki sok.
- Jak się spało? - zapytała bez jakichś większych emocji, spoglądając na mnie łagodnie. Wzruszyłam tylko ramionami, standardowo zajmując miejsce przy stole. - Dzisiaj trzeba by było iść do sklepu, już jutro wigilia - mówi kobieta, patrząc na mnie przez ramię i kroi jakieś warzywa.
- Ubiorę się i możemy iść - mruczę cicho, bawiąc się butelką. Wstyd mi trochę spojrzeć szatynce w oczy po swoim ostatnim zachowaniu. Po części liczyłam na to, że kobieta nie ma mi tego za złe.
- Spokojnie, bez pośpiechu - stawia przede mną talerz z tostami oraz sałatką. - Mamy jeszcze sporo czasu. Zaprosiłaś już swoje koleżanki?
- Tak - biorę się za jedzenie, patrząc w dół. - Przyjdą o osiemnastej.
- Dobrze - kątem oka zauważam jak szatynka kiwa głową. - Moja znajoma też będzie. Mam nadzieję, że się polubicie.
Przełykam ciężko ślinę, czując zazdrość. Zdecydowanie za bardzo przywiązała się już do zielonookiej i nie chciałabym jej stracić. Wszystko, ale nie to...
- Camz? - nakrywa moją dłoń swoją, lekko ją pocierając. - Wszystko dobrze?
Nie odpowiadam szatynce, jedynie podnoszę się z miejsca i siadam na jej kolanach, chowając twarz w jej szyję. Lauren od razu mnie obejmuje, głaszcząc delikatnie moje plecy. Wczepiam się w nią mocno, zaciskając palce na jej koszulce. Czuję cholerną ulgę, znajdując się w ramionach kobiety. Oddycham głęboko jej zapachem, po raz pierwszy od kilku dni dostarczając swojemu organizmowi wewnętrzny spokój.
- Już dobrze, Camzi - szepcze czule, trącając nosem mój. Spoglądam w jej cudowne zielone tęczówki, zagryzając delikatnie wargę. - Jestem tu.
- Nie zostawiaj mnie - mamroczę, ściskając w dłoni jej koszulkę. - Nigdy, proszę.
- Nigdzie się nie wybieram, kochanie - muska lekko moje usta, ale przedłuża pieszczotę, na kilka chwil zostawiając wargi dłużej na moich, jakby chciała rozkoszować się naszą bliskością.
CZYTASZ
Opowieść mikołajkowa || Camren FF || ✅
FanfictionCo ciekawego może wydarzyć w nudny wieczór mikołajkowy? One się o tym przekonały, ale czy nie będą żałować podjętych decyzji? - Lauren - G!P - Występują sceny erotyczne, przekleństwa