- Nie, Granger, nawet się nie waż. Nie dotykaj mnie, Granger!! No, dobra, ostrzegałem cię...
- Au! Co pan robi?
- Zamkniesz w końcu tę swoją gryfońską niewyparzoną czy życzyłabyś sobie, żebym ci pomógł? Bo jeśli to drugie, to ja bardzo chętnie.
- Czy nie mógłby pan poleżeć spokojnie przez pięć minut?!
- Spokojnie?! Granger, obok ciebie nie da się leżeć spokojnie. Stać, siedzieć, cokolwiek!! Nie patrz tak na mnie i, niech to szlag, zabieraj to żelastwo!!!
- To tylko kociołek...
- Kociołek?? Po raz pierwszy na oczy taki kociołek widzę.
- A na nos...?
- Nie łap mnie za słówka, Granger!
- A za co mam łapać?
- Grrrr...
- Dobrze, już dobrze. Hej! Co pan robi?!
- Zabieram się stąd, skoro ty nie chciałaś.
- Nigdzie pan nie idzie. Takie są rozkazy dyrektora...
- Chcesz wiedzieć, gdzie mam dyrektora?!
- Wolę nie.
- Jednakowoż...
- Wolę nie!
- Mówiłem, żebyś mnie nie dotykała!
- To jak mam panu usunąć to paskudztwo?
- Poradzę sobie.
- Wątpię.
- Po co ci ten... eee... kociołek?
- Eliksir.
- Eliksir co?
- Jest.
- W środku?
- Mhm.
- Elokwencja, Granger, gdzie twoja sławna elokwencja?
- Tam gdzie i pana małomówność.
- Robimy się zgryźliwi, co?
- Nie – to ja robię się zgryźliwa. Mam niemiłe wrażenie, że pan zgryźliwość wyssał z mlekiem matki.
- Grrrr...
- Proszę to wypić.
- Nie.
- To nie była prośba.
- Kto tu jest Mistrzem Eliksirów?
- Ten, kto ma połamaną różdżkę, pozostałości dowcipu Irytka umiejscowione dość głęboko w pośladku i nieco zaćmiony umysł, zdaje się.
- Poddaje się.
- Tak szybko? To do pana nie podobne.
- Przestań mnie irytować.
- Nawet mi coś podobnego przez myśl nie przeszło. Pije pan czy nie?!
- Eee...
- To znaczyło nie?
- Nie.
- Czyli oznaczało: tak.
- Dorwę cię jeszcze w swoje ręce, Granger.
- Prosiłabym o ich wcześniejsze umycie. Trochę się panu lepią.
- Nie skomentuję.
- A szkoda. Ponawiam zapytanie.
- Piję. Granger?
- Taaak?
- Co to za eliksir?
- Rozkoszna Tortura, profesorze Bardzo-Wszystkich-Irytuję-Snape.
- Tak też myślałem.
- Nie wiem, dlaczego się pan uśmiecha.
- Uśmiecham się?
- Wyraźnie.
- Hm. A teraz?
- Nie, teraz już nie.
- A więc – na czym skończyliśmy?
- Rozkoszna Tortura.
- Aha. No więc, tak też myślałem. Granger?
- Taaak?!
- A tak naprawdę?
- Eliksir Znieczulający.
- Jestem mężczyzną.
- Jak widać na załączonym obrazku.
- Nie mogę tego wypić. Jestem mężczyzną.
- Oo! A to nowość. „Eliksir Znieczulający jest to eliksir... bla, bla, bla... przeciwwskazania: kobiety w ciąży, wampiry, krogulce złociste, gumochłony..." To pańskie słowa. Przegapiłam moment o mężczyznach, czy najzwyczajniej w świecie go tam nie było?
- Twardy, Granger, twardy. Mężczyzna musi być twardy.
- Ja bym powiedziała, że to zależy od sytuacji.
- Coś sugerujesz?
- Pije pan czy nie?
- Nie.
- Ostatnie słowo?
- Niech cię dunder świśnie!
- O trzy za dużo. No dobrze, skoro woli pan bez...
- Żadnego bzu. Ewentualnie chryzantemy.
- Bez eliksiru.
- Och, doprawdy, Granger?
- W takim razie liczę do trzech.
- To może do pięciu. Umiesz?
- Podołałabym. Jednakowoż wolę do trzech.
- Mam! Siedem. Siódemka jest silną magiczną liczbą...
- To może jednak eliksir?
- Licz.
- Do trzech?
- Na Merlina, Granger, licz!
- Raz...
- Au!! Ty... ty... ty... potworze!!
- Och, jestem pewna, ze stać pana na bardziej obraźliwe obelgi pod moim adresem.
- Miało być do trzech!!
- Po ostatniej kwestii doszłam do wniosku, że to panu obojętne.
- Pożałujesz tego.
- Ale jest jedna dobra strona...
- Tak. Drugi pośladek.
- Też. Ale chodziło mi raczej o to, że podziałał element zaskoczenia.
- I to ma być ta dobra strona?
- W każdym razie lepsza.
- Polemizowałbym.
- No i pozbył się pan tego drutopodobnego czegoś... Przynajmniej w większości.
- Granger... Być może uznasz, że się czepiam szczegółów, ale...
- Tak, profesorze?
- Co to znaczy, do cholery, w większości?!
- To znaczy, ze jedna malutka część została...
- Oszczędź mi szczegółów.
- ...w środku.
- Och, nie.
- Niestety, tak. Eliksiru?
- Poproszę. Granger?
- Tak?
- Nie tego.
- ??
- Tego.
- Protestuję. To nie jest eliksir!
- Ależ jest. Zadziwiająco skuteczny.
- Nie wypije pan tego!
- Hm, chcesz się założyć, Granger?
- To mi wygląda podejrzanie. Chce się pan otruć, tak?
- O niczym innym nie marzę. Ale nie dziś. Dziś chcę się tylko upić.
- Alkohol?!
- Bingo, Granger. Dołączysz się?
- Nigdy w życiu!!***
- Widzisz tam to, co ja?
- Mhm.
- Czekaj, Granger, skąd wiesz, co ja widzę?
- Nie wiem. A rzeczywiście to pan widzi?
- Mhm.
- Aha. No to w porządku.
- Granger?
- Taaak?
- Możesz łaskawie zabrać tą czuprynę z mojej szaty?
- To rozkaz?
- Nie, skądże. Delikatna sugestia. Granger!!! Co ja ci powiedziałem?!
- Mówił pan, ze to tylko delikatna sugestia.
- Grrrr!
- Profesorze...?
- Pij, Granger. Zauważyłem, że alkohol zamyka ci usta.
- Czy to coś nadal tam jest?
- Masz na myśli...?
- Mhm.
- Nie, wybrało się na spacer po zamku. Urocze widoki.
- Tak tylko pytam... To może jednak wyjąć...?
- Ani mi się waż!
- To dobrze.
- Dlaczego?
- Bo... Nie bardzo mogę się podnieść...
- Chwała ci Merlinie za to!
- Profesorze...?
- Śpij, Granger.
- Mhm.
- Cóż za upiorna dziewucha!
- Słyszałam...
- Śpij!!
***
- Albusie... Czy sok dyniowy, który spożywaliśmy w twoim gabinecie...?
- Słucham cię, Minerwo.
- Czy jesteś pewien, że on był, no wiesz, świeży?
- Jak najbardziej. Źle się czujesz?
- Nie. Tylko... Mam omamy.
- Zezowate gnomy w czapeczkach świętego Mikołaja? Króliczki playboya tańczące polkę z Ministrem Magii? Zielone puchate stworzonka całujące namiętnie Argusa Filcha? Białe, koronkowe pończoszki na nogach profesor Umbridge? A może – panna Granger i profesor Snape w dwuznacznym uścisku, w stanie wskazującym na spożycie...?
- To... To ostatnie, Albusie. Dodałabym do swojej wizji wietrzące się pośladki Mistrza Eliksirów.
- Tak. Ewidentnie nieświeży. Do skrzydła szpitalnego, Minerwo!