- Granger... Czemu tak na mnie patrzysz?
- Próbuję zachować w pamięci ten komiczny widok.
- Uważaj. Gryzę.
- Jakie to dziwne uczucie: widzieć, że potrafi pan przez dziesięć minut nie pluć jadem.
- Nie zwykłem pluć przez sen.
- Ale mimo to...
- Szlaban!
- Co?!
- Szlaban. Ogłuchłaś?
- Za co?
- Za nadużycie alkoholu.
- Ale to przecież pan mnie upił!
- Co nie zmienia faktu.
- Grrrr!
- Hej! To była moja kwestia!
- Może mnie pan puści?
- A czy ja cię trzymam, Granger? Wyplącz te swoje kończyny z mojej szaty sama. Ja ich nie dotykałem.
- Profesorze?
- Nie próbuj na mnie żadnych gryfońskich sztuczek!
- Dlaczego pan uważa, że zamierzam?
- W tempie błyskawicznym zmienił ci się wyraz twarzy.
- Gdyż właśnie... ekhm...
- Do stu piorunów, Granger – wyduś to z siebie!
- Gdzie spożywaliśmy... eee... rozmawialiśmy wcześniej?
- Pod klasą transmutacji.
- Nie wiedziałam, że wystrój wnętrza może tak diametralnie ulec zmianie w ciągu zaledwie kilkudziesięciu minut.
- Rzeczywiście. Hm. W dziwnie znajomym kierunku nastąpiła ta zmiana. Tu jest niemal jak w moim gabinecie. Do stu piorunów – to JEST mój gabinet!!
- Ekhm... Nie przypominam sobie, abyśmy zmienili lokalizację.
- A to oznacza, że...?
- A to oznacza, że uraczyliśmy kogoś niezwykłym widokiem. Panna-Ja-Wiem-To-Wszystko-Granger z Gryffindoru oraz Profesor-Bardzo-Wszystkich-Irytuję-Snape, pogromca Gyfonów, chwilowy ekshibicjonista, złączeni w pijackim uścisku.
- Zaciekawił mnie fragment: chwilowy ekshibicjonista...
- Szata.
- O, Merlinie! A jeśli to był uczeń?!
- Nie sądzę. Obudzilibyśmy się wtedy na boisku Quidditcha.
- Ciekawi mnie twój tok rozumowania.
- Nie musi pan syczeć. I tak mówi pan niewyraźnie. Po prostu w korytarzu nie zmieściliby się wszyscy, którzy chcieliby nas obejrzeć.
- Przekonuje mnie twoje wersja, Granger.
- Co robimy?
- Ty rób co chcesz. Ja właśnie zamierzam wyrzucić pewną smarkulę za drzwi.
- Nie może pan tego zrobić! Jestem nieuczesana.
- Jak zawsze, Granger. Nie irytuj mnie, bo mogę ci zrobić coś gorszego.
- Na przykład?
- Zawsze uważałem, że jesteś wyjątkowo niesubordynowana.
- A co z panem?
- Co masz na myśli?
- Drut.
- O ile się nie mylę, ten element mamy już za sobą.
- Nie do końca.
- Rzeczywiście. Granger?
- Tak?
- Myślisz, że można z tym żyć?
- Eeee... Na moje oko ma pan już zbyt wiele rzeczy w dupie, aby jeszcze pomieścić i ten kawałek drutu.
- Drugi szlaban.
- Ale ja chciałam tylko rozluźnić sytuację!
- Lepiej rozluźnij PALCE, bo rysujesz paznokciami moje biurko. To bardzo delikatne drewno!
- To jak z tym drutem?
- Udam się do Poppy.
- Jak pan sobie chce. Mogę w takim razie wyjść?
- Czekaj, Granger. Miałem cię przecież wyrzucić.
- Ach, tak – zapomniałam. Tylko proszę nie zapomnieć o tych rękach. Rozumie pan, prałam szatę.
- Nie będziesz mi dyktowała warunków, Granger. I tak miałem umyć...
- Niech się pan pospieszy!
- Już.
- Nie, proszę mnie nie łapać w tym miejscu!
- ??
- Mam łaskotki.
- Aha. A tu może być?
- Tak.
- Wiesz, co, Granger?
- Nie wiem.
- Jesteś trochę ciężka. Może zmodyfikujemy plan?
- Jakieś sugestie?
- Usiądź na biurku, owiń nogi wokół mnie. Oficjalna wersje będzie taka, że się opierałaś.
- Rozumiem. Pomysłowe.
- Granger, możesz łaskawie uważać na moje wrażliwe pośladki?!
- Przepraszam.
***
- Znów dostałeś O?
- Czy to nowość? Snape mnie nienawidzi.
- Nie da się ukryć. Czy my naprawdę musimy tam iść?
- Ron, chcesz odzyskać kociołek czy nie?
- Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to... nie.
- Dobra. To tu. Kto wchodzi pierwszy?
- Na pewno nie ja.
- Ja też nie. Snape mnie potraktuje pierwszą lepszą klątwą.
- Razem.
- Na trzy. Raz... Dwa... Trzy...
- ??
- Cii... Wycofujemy się, Ron.
- Myślisz, że nas usłyszał?
- Myślę, że nie. Ale na wszelki wypadek oddalmy się trochę.
- Zamknąłeś za sobą drzwi?
- Mhm.
- Harry?
- Tak?
- Powiedz, że nie widziałeś tego, co ja.
- Zależy, co ty widziałeś.
- Ta dziewczyna, która siedziała na biurku i obejmowała nogami kogoś, kto dziwnie przypominał Snape'a z gołymi pośladkami, to nie była Hermiona.
- Skoro tak mówisz...
- Chciałem się tylko upewnić.
- Myślisz, że powinniśmy wpaść później?
- Zdecydowanie.
***
- Trzymasz się?
- Mhm.
- Dobra, podnoszę cię.
- Au! Czemu znów mnie pan upuścił?
- Twoja różdżka mi się wbija.
- Gdzie?
- W...
- Dobra, wycofuję pytanie.
- Możesz ją wyjąć?
- I gdzie mam ją włożyć?!
- Decyzja należy do ciebie, Granger. Nie obchodzą mnie twoje perwersyjne praktyki, dopóki narzędzie zbrodni nie wbija mi się we wrażliwe miejsca.
- To było nie na miejscu. Nie mam drugiej kieszeni, a ręce mam zajęte.
- Granger!
- Dobrze, wezmę do ust.
- Wystarczy, że nie będziesz wbijała tam tego patyka.
- Różdżkę!!!
- Aha. Dobra, rób, co chcesz. Trzymasz się?
- Tak.
- O, Merlinie! Takie to drobne, a tyle waży.
- To moja siła ducha.
- Waga ducha, chyba. Uwaga, rzucam...
- Au! To bolało!!!
- Myślisz, że jak kogoś wyrzucam za drzwi, przygotowuję mu wcześniej materac?
- Jest pan...
- Myślę, że nie chcesz skończyć tego zdania, Granger. I tak masz już dwa szlabany. Widzę cię tu jutro o osiemnastej.
- Nie możemy sobie tego... eee... podarować?
- Jak myślisz?
- Myślę, że nie.
- Dobranoc, Granger!