Część 3

373 21 1
                                    


 - Wejść!
- Eeee... Dzień dobry, panie profesorze.
- Daruj sobie, Granger, te uśmieszki. Nic mnie dziś nie powstrzyma przed znęcaniem się nad twoim biednym... ekhm... duchem.
- Rozumiem. Jak tam drut?
- Zamknij usta, albo potraktuję cię Cruciatusem.
- To dyrektor to zrobił.
- Co? Potraktował cię Cruciatusem? A myślałem, że już bardziej nie potrafię go szanować...
- Przetransportował. Nas. Do. Pańskiego. Gabinetu.
- Nerwowa ta dzisiejsza młodzież. Nie zaciskaj tak ust, bo zaczynasz parę uszami wypuszczać.
- Parę? Parę pluszowych króliczków?
- Nie wymawiaj tego słowa na „P" w moim gabinecie!
- Którego? Aaa – pluszowych? To może zmienimy na, hm, różowych, na przykład...
- Tracę cierpliwość.
- Już się boję.
- A więc mówisz, że to Dumbledore. Chwała ci, Merlinie. Więc tylko on nas widział.
- Niezupełnie... Z tego, co wiem, widziała nas jeszcze profesor McGonagall, Harry, Ron i jeszcze jakiś pierwszoroczniak z Hufflepuffu. Ale ten ostatni się nie liczy, bo wpadł na nas w trakcie poszukiwania swoich okularów.
- To skąd w ogóle wie, że na nas wpadł?
- Wrażenia dotykowe.
- Pierwszoroczniak z Hufflepuffu dotykał moich...?
- Prawdopodobnie.
- Kolejny szlaban.
- Ja?! Za co?
- Za to, że się z tobą upiłem, spałem na korytarzu, zostałem zmolestowany przez jakiegoś niedowidzącego Puchona, skompromitowałem się przed dyrektorem, stałem się obiektem drwin Pottera i dlatego, że znów się nie uczesałaś, Granger. Wystarczy?
- Tak jakby.
- A teraz przejdźmy do szlabanu.
- Nie mogę się doczekać.
- Widzisz tą szafę?
- A jeśli powiem, że nie?
- To dostaniesz czwarty szlaban.
- Widzę.
- W środku jest chyba z dziesięć tysięcy starych ksiąg. Posegregujesz je w kolejności alfabetycznej.
- Przez trzy szlabany?! To niewykonalne!
- Oczywiście, że nie przez trzy. Tylko dziś.
- Grrrr!
- Zaczynaj. Tylko uważaj, bo te drzwi się... no, właśnie... zatrzaskują.
- ...ak się... ... ... ... omu... ... .. ie!
- Głośniej, Granger, nic nie słyszę!
- JAK SIĘ STĄD ZARAZ NIE WYDOSTANĘ, KOMUŚ SIĘ OBERWIE!!!
- Poczekaj, zaraz coś wymyślę. Tyle, że połowa twojego ciała, na dodatek ta bardziej ponętna połowa, wystaje poza szafę i nie mogę się skupić.

PUK PUK

- Wejść!
- Dzień dobry, panie profesorze.
- Dzień dobry.
- Mam pewien problem.
- Słucham, Malfoy. Bądź tylko łaskaw się streszczać.
- Otóż, dziś rano Potter i Weasley wypróbowali na Goylu Zaklęcie Swobodnego Zwisu i teraz nie możemy go ściągnąć z sufitu...
- Wybacz, Malfoy, ale mam teraz poważniejsze problemy.
- Właśnie zauważyłem. Nie chciałbym być wścibski, ale dlaczego z pana szafy wystaje tyłek Granger?
- Więc nie bądź wścibski. A teraz się wynoś.
- Jak pan sobie życzy.
- Malfoy!
- Tak, profesorze Snape?
- Skąd wiesz, że to tyłek Granger?
- Ekhm... W takim razie ja już nie przeszkadzam. Zapytam profesora Flitwicka, na pewno zna przeciwzaklęcie.

- Granger? Słyszysz mnie? Poczekaj chwilę, gdzieś mam przeciwzaklęcie.
5 minut
10 minut
15 minut
- Mam!! Secundo flegalis!
- Nie. Muszę. Chyba. Przekonywać. Że. Jestem. Strasznie. WŚCIEKŁA!!!
- Ucisz się, kobieto. Sama jesteś sobie winna, trzeba było mnie wysłuchać do końca.
- Aaaargh!!!
- Granger?
- Mhm?
- Zdajesz sobie sprawę, że ugryzłaś mnie w ucho?
- Tak jakby.
- Zdajesz sobie sprawę, do czego jestem zdolny, kiedy kobieta gryzie mnie w ucho?!
- Tak jakby...
- Zdajesz sobie sprawę, że jestem skłonny oddać?
- Och!
- Owszem.
- Co pan robi?!
- Zamierzam oddać.
- O, Merlinie!!!
- Granger, gdzie idziesz? Granger! Zaczekaj!!! O, nie – tym razem ci to nie ujdzie na sucho!
- Aaaaaa!!!

***

- Harry...
- O, cześć, Ron. Byłeś na kolacji?
- Mhm. Właśnie wracam.
- Możesz mi podać notatki z transmutacji? Leżą na łóżku Neville'a.
- Harry...
- No?
- Pamiętasz, jak wczoraj szliśmy do Snape'a po kociołek?
- Wtedy, kiedy zdawało się nam, że widzimy Hermionę?
- Mhm. Tylko trochę wcześniej.
- ??
- Pamiętasz, jak mijaliśmy profesor McGonagall, rozmawiającą z profesorem Dumbledorem o zatrutym soku dyniowym?
- Taaak...
- No więc – oni chyba mieli rację. Ktoś MUSIAŁ zatruć sok dyniowy.
- Dlaczego tak uważasz?
- Dziś znów miałem halucynacje...
- ??
- Przed chwilą w pokoju wspólnym widziałem... To znaczy, wydawało mi się, że widziałem... Snape'a i Hermionę. Ona uciekała, a on ją gonił z krzykiem.
- Snape krzyczał?
- Coś o tym, że nie spocznie, dopóki jej nie odgryzie ucha. A potem Hermiona uciekła do dormitorium.
- Ron...
- Wiem, głupie, nie?
- Mhm. Podasz mi te notatki?

***

- Witaj, Severusie! Co cię do mnie sprowadza?
- Hm... Wczoraj... troszeczkę się wygłupiłem.
- ??
- No, dobrze! Bardzo się wygłupiłem.
- Nie szkodzi.
- To dobrze, bo... Nie szkodzi?
- Nie szkodzi, Severusie. Nawiasem mówiąc, bardzo mi się wczorajsze zdarzenia podobały.
- Podobały?
- Tak. Myślałem nawet, żeby je trochę... hm... ubarwić, ale się powstrzymałem.
- Chyba dla własnego spokoju nie powinienem pytać, co to był za pomysł.
- Zaiste, nie powinieneś.
- No więc... Pójdę do siebie, dyrektorze.
- Gdybyś miał jakiś problem, powiedzmy... natury drucianej... jesteś tu zawsze mile widziany.
- Dyrektorze!
- Tylko sugeruję.
- Pozbyłem się mojego problemu. A co do innych, proszę się nie martwić. Na razie do największych zalicza się fakt, że pan Malfoy rozpoznaje pannę Granger po... tej części pleców, gdzie tracą one swą szlachetną nazwę...
- ??

***

- Granger!!!
- Och!
- Zatrzymaj się, głupia dziewczyno!
- Intuicja podpowiada mi, że nie byłoby to rozsądne...
- Stój! Zmieniłem zdanie! Nie zamierzam odgryźć ci ucha!
- Och! Ups...
- Mam małą prośbę...
- Ja też. Może pan ze mnie zejść?
- A ty możesz na przyszłość sygnalizować, kiedy zamierzasz się zatrzymać?!
- Mhm. A więc - co pan mówił o tym uchu?
- Hm... Że zmieniłem zdanie.
- Z dobroci serca?
- Przeceniasz mnie, Granger. Doszedłem do wniosku, że nie mogę zniżyć się do tego poziomu.
- Rozumiem. To przecież niemal zakrawa na kanibalizm...
- O tym nie pomyślałem. Chodziło mi raczej o konsumowanie Gryfonów. Albo ich części. Obrzydliwe.
- Aha.
- Granger?
- Mhm?
- Mogę ci zadać pytanie?
- Podejrzewam, że cokolwiek odpowiem, pan i tak je zada.
- Racja.
- No więc, słucham?
- Powiedz mi, dlaczego Malfoy rozpoznaje cię po...
- ??
- Ekhm...
- Nooo...
- Pupie?
- A rozpoznaje?
- Takie odniosłem wrażenie.
- Cóż.
- No więc?
- Coś panu zaproponuję...
- Umieram z ciekawości.
- Może przestanie pan wtykać swój długi nos w moje...
- Uwierz, Granger, że nos to ostatnia część mojego ciała, którą chciałbym ci gdziekolwiek włożyć.
- Chyba wolę nie poznać głębszego sensu tego zdania.
- Wolisz.
- Profesorze?
- Granger?
- Pozostała tylko jedna sprawa. Nie cierpiąca zwłoki, dodałabym.
- Tak?
- Zapiera mi dech.
- Tak na ciebie działam?
- Właściwie tak. Wciąż mnie pan przygniata do podłogi...
- Och, rzeczywiście. Teraz lepiej?
- Zdecydowanie.
- Oczywiście pamiętasz o szlabanie?
- Mhm...
- Dziś o osiemnastej w moim gabinecie.
- Tylko nie księgi...
- Uwielbiam się nad wami znęcać!
- Jeśli to miała być pokrzepiająca odpowiedź, to się panu nie udało.
- Nie miała być.
- Och, no tak...
- To już wszystko, Granger. Możesz odejść.
- Niech pan uważa w drodze powrotnej na swoje... hm... na niespodzianki Irytka.
- Spokojna twoja rozczochrana, Granger!

***

- Dyrektorze, musimy porozmawiać.
- Ależ oczywiście, Severusie. Kiedy tylko zechcesz.
- Właściwie to już chcę.
- Ach, no cóż. W takim razie usiądź. Chyba, że wolisz się położyć.
- ??
- Wolałbym jednakowoż rozmowę na siedząco. Obawiam się, że zbyt długi kontakt poziomy z podłogą nie posłużyłby mojemu staremu ciału. Reumatyzm, sam rozumiesz...
- Eeee, dyrektorze, jeśli widział pan to, co, jak mi się wydaje, sugeruje pan, że widział, zapewniam...
- Nic nie widziałem, Severusie. Nic a nic. Dropsa?

***

- Kogo my tu mamy? Witaj, Granger...
- Och, to ty...
- Nie widzę entuzjazmu na twojej twarzy.
- I całkiem słusznie, bo go tam NIE ma. Zejdź mi z drogi, bo ci zrobię krzywdę.
- I po co te nerwy? Już sobie idę... A tak przy okazji...
- Hm?
- Co twoje pośladki robiły wczoraj u Nietoperza w gabinecie?
- Nie twój zasmarkany interes!
- Granger...
- Proponowałabym, żebyś zabrał łapy z mojego tyłka.
- Ale ja lubię twój tyłek. To prawdopodobnie jedyny gryfoński akcent w całym zamku, który toleruję.
- Nie mogę tego powiedzieć o żadnym „akcencie" ślizgońskim, wybacz.
- Nic straconego, Granger. Chcesz sobie podotykać? Całkiem przyjemny.
- Jesteś odrażający, Malfoy.
- Ale mam coś, czego ty potrzebujesz...
- Doprawdy?
- Ostatni składnik...
- Och!

***

- Jesteś wreszcie, Granger! Jest pięć po szóstej.
- Przepraszam, profesorze...
- Tak jak myślałem – spotkamy się jeszcze nie raz, a dwa.
- To tylko pięć minut...
- Milcz, kobieto! Hm... Mam dziwne wrażenie, że twoje włosy są jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle. O ile jest to w ogóle możliwe.
- Złośliwiec.
- Ech, Granger. „Już taki jestem – zimny drań..."
- Jest z panem gorzej niż myślałam. Pan śpiewa.
- Masz omamy słuchowe.
- I węchowe pewnie też?
- Dlaczego tak myślisz?
- Wyraźnie wyczuwam zapach brandy...
- A więc węchowe też.
- Może lepiej niech pan usiądzie. Niebezpiecznie się pan chwieje.
- Granger?
- Znów jakiś problem natury egzystencjalnej?
- Mhm. Można i tak to ująć. Źle zapięłaś bluzkę. Pomyliły ci się guziki...
- Niech to licho!
- Nie wyrażaj się, Granger. Powinno być tak...
- Hej! Co pan robi?!
- Zapinam ci bluzkę.
- Raczej odpinam.
- Żeby zapiąć, trzeba najpierw odpiąć. To chyba logiczne.
- Jak dla mnie nie.
- Granger, zamknij usta i kontempluj.
- Kontempluj?!
- Coś w ten deseń.
- Jest pan kompletnie pijany!
- Twoje spodnie też nam będą przeszkadzać...
- Jest. Pan. Kompletnie. Pijany.
- Myślę, że teraz będzie w porządku.
- Jest pan kompletn...

***

- Harry?
- Ron?
- Nie pomyślałeś nigdy, że...
- ??
- Snape jest... ekhm... Pociągający?

***

- Cześć, Neville!
- Cześć, Ron! Nie widziałeś gdzieś mojej ropuchy?
- Obawiam się, że nie. Neville, szukam Hermiony. Nie wiesz, gdzie może być?
- Hm, Ron? Widziałeś może moją ropuchę?
- Już ci powiedziałem, że nie. Pytam o Hermionę.
- Oo, cześć Ron. Nie widziałeś przypadkiem mojej ropuchy?
- ??

***

- Harry?
- Hm?
- Neville.
- Jak się zdecydujesz, daj znać.
- Nie! Chodzi o to, że chcę POROZMAWIAĆ o Neville'u.
- Aha.
- Coś jest z nim nie tak.
- Nie, żeby z tobą było wszystko tak.
- Co masz na myśli?
- Hm... Snape'a.
- Och, daj spokój. Nie wiem, co mnie wczoraj napadło.
- Wyrażam szczerą nadzieję, że było to coś ogromnego i włochatego, bo chyba nie zniósłbym myśli, że sam na to wpadłeś.
- Eeee... Ja też.
- Co mówiłeś o Neville'u?
- Jest strasznie monotematyczny.
- Bardziej niż zwykle?
- Eeee... No tak. Pytałem go o Hermionę, ale nie potrafiłem wywnioskować, czy ją widział, czy też nie.
- Rozumiem. Może znów jest ze Snape'em...
- Neville?!
- Hermiona.
- Aha. Ze Snape'em...
- Nie podoba mi się twoja rozmarzona mina.
- Hej, Harry, gdzie idziesz?
- Gdziekolwiek, byle dalej od ciebie.
- Harry!
- Wybacz, stary! Nie chcę się zarazić. Nie wiem, co to za choroba, ale objawy są nader paskudne.

Abrara Kabara - No, Jakoś TakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz