Muzyka nas obroni

35 2 1
                                    

Powróciłem z kolejnym rozdziałem. Nie wiem czy wam się spodoba ale mam nadzieję, że przeczytacie go z samego zainteresowania. Nie przedłużając więc zapraszam do czytania.


Tłum jaki czekał pod stadionem przeszedł najśmielsze oczekiwania piątki Upadłych. Cóż dotąd grali w klubach, które choć były pełne ludzi to nie robiło to takiego wrażenia jak morze głów czekające na wejście na największy stadion w L.A. Zresztą nie tylko na całym zespole zrobiło to niezłe wrażenie. Shi patrzyła na te tłumy i zastanawiała się jak wiele osób z tych co tam stali stracili tak jak ona przyjaciół. Dziewczyna nie zauważyła nawet jak przysiadł się do niej Jinxx.
- Słuchaj nie przejmuj się. Wiem, że ciebie o to nie zapytaliśmy ale chcielibyśmy ci zaproponować, byś podczas koncertu była z nami za kulisami. Nie podejrzewamy by coś mogło ci się stać podczas naszego występu ale wiesz wolimy dmuchać na zimne. Zgodzisz się? – zapytał Ferguson patrząc spokojnie na dziewczynę. Oczywiście nie namawiał jej jakoś na to by przystała na ich propozycję. Jeremy rozumiał to co dziewczyna mogła czuć nie tylko dlatego, że sam kiedyś miał takie same odczucia. Ten mężczyzna tak samo zresztą jak pozostała czwórka chłopaków była naprawdę bardzo empatycznymi osobami i z miejsca wyczuwała, że ktoś może się czegoś obawiać czy też odczuwać smutek. Ferguson siedział przy Shi do momentu, aż autobus nie zatrzymał się przy wejściu dla muzyków i jak głosiła nad tunelem dla sportowców i vipów. Gdy cały zespół miał już wyjść z pojazdu Shi spojrzała w niebieskie oczy Jinxxa lecz tylko chwilę utrzymała z nim kontakt wzrokowy. Po czym spuściła wzrok na swoje kolana.
- A czy przebywanie tak blisko Andy'ego jest bezpieczne? – zapytała tak cicho, że nawet wrażliwe na dźwięk uszy skrzypka miały problem z wyłapaniem słów. Jednak gdy mózg już przetworzył informacje Ferguson spojrzał na dziewczynę z lekkim uśmiechem.
- Wiem, że sam wzrost naszej „zespołowej żyrafy" może przerażać ale Andy jak i my wszyscy nie robimy nikomu krzywdy jeśli nie musimy. Rozumiem twój strach gdyż nasze pierwsze spotkanie nie było najprzyjemniejsze i widziałaś tą naszą gorszą, agresywną stronę. Ale wówczas musieliśmy stanąć do walki. – powiedział spokojnie starając się nie krępować swoim wzrokiem dziewczyny. Przedłużająca się cisza była dla Jinxxa jak najdłuższe przyjęcie w niebie, na którym skrzypek musiał zachwycać gości swoją grą. Wreszcie dziewczyna cicho wstała i spojrzała na Jinxxa.
- Dobrze, będę z wami za kulisami, ale chcę widzieć całą scenę i słyszeć wasze cudowne zgranie. Mogłabym jednak mieć do was prośbę bym stała po tej stronie sceny, po której będziesz grał ty i Jake? Sądzę, że będę się czuła wtedy bezpieczniej. – wybąkała cicho, a usta skrzypka rozciągnęły się w uśmiechu. Nie odpowiedział jednak za szybko dziewczynie. Patrzył na jej zmieszanie i nie rozumiał dlaczego taka prośba wywołała taką reakcję.
- Pewnie, ani ja, ani Jake nie będziemy mieć nic przeciwko temu. Jeśli chcesz możesz być nawet w naszej garderobie podczas przygotowań do koncertu. – zaproponował Jinxx i widać było, że odetchnął z ulgą. Dziewczyna nic nie powiedziała tylko skinęła głową. Ferguson przepuścił Shi przodem i sam ruszył za nią wychodząc do reszty zespołu.
- Dobrze panowie i pani, inspicjent odprowadzi was do waszych garderób, a potem zawoła was na próbę dźwięku, a po niej około siódmej wieczorem na spotkanie z fanami. Po czym wrócicie do swoich garderób i będziecie czekać na to aż was zawołają. Czy to co mówię jest dla was jasne? – zapytał Jeff i spojrzał na wszystkich. A zapomniałbym, pani ma możliwość wyboru garderoby i miejsca, z którego będzie obserwować koncert, jednak widząc wasze ustawienie sądzę, że ten wybór już nastąpił. Także jeśli jesteście wszyscy gotowi zapraszam do garderób, a potem spotkamy się w salce konferencyjnej. – powiedział i odszedł gadając z jakimś nieznanym piątce Wybranych, mężczyzną. Chłopaki i Shi natomiast zmierzali zaś do garderób. Na szczęście podczas tego dość długiego spaceru wszystko poszło gładko i po około dwudziestu minutach cały zespół został ulokowany w pomieszczeniach, które były dla nich przeznaczone. Oczywiście wszyscy ucieszyli się, że wszystkie garderoby było połączone z niewielkim salonikiem gdzie ustawiono lekkie przekąski i napoje. Gdy wreszcie cały zespół wyszedł przygotowany do koncertu zaczęło się nerwowe oczekiwanie. Shi obserwowała każdego z chłopaków i w ten sposób mogła poznać charaktery jakie posiadali. Pierwsze wejście inspiscjenta poderwało wszystkich na nogi. Chłopaki poszli na próbę, a Shi obserwowała ich z pokoiku połączonymi z ich garderobami. Próba dźwięku skończyła się dość szybko, a gdy piątka Wybranych wróciła do pokoiku każdy z nich zajął się swoimi sprawami. Chris i Andy jak zwykle pajacowali, a Jake z Jinxxem rozmawiali na temat tłumów. Ashley siedział najdalej od wszystkich z zamyśleniem wpatrując się w okno. Dziewczyna była zaskoczona jak piątka tak różnych osobowości może nie tylko razem pracować ale i razem mieszkać w jednym, co prawda, ogromnym domu. Purdy nie poruszył się nawet gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł Jeff.
- No i co chłopaki jesteście gotowi na wasze pierwsze, oficjalne spotkanie z fanami. Muszę powiedzieć, że jak na zespół, który nie wydał jeszcze płyty macie ich całkiem sporo. – powiedział manager całej piątki i spojrzał na zamyślonego basistę. Podszedł do niego i lekko położył mu rękę na ramieniu.
- Wiem, że to może przerażać ale musicie tam wyjść całą piątką. – rzekł gdy już Ash wyrwał się z zamyślenia. Widać było, że Purdy wstawał ale nie pałał zbytnią ekscytacją na takie spotkania. Owszem wiedział, co mają na takim spotkaniu zrobić ale wolał, by Andy lub Chris się tym zajęli. Jednak silna ręka managera sprawiła, że basista ruszył z miejsca i poszedł z resztą chłopaków na spotkanie z fanami. Shi została przez inspicjenta odprowadzona do drzwi, przed którymi czekało około stu osób. Wiedziała co zaraz nastąpi i naprawdę chciała, by Kate była tu z nią. Gdy wreszcie drzwi się otworzyły cały tłum wszedł do niewielkiej salki z oknami wychodzącymi na płytę stadionu, gdzie jak na razie stała wielka scena, a po niej biegały punkciki, które były ludźmi z obsługi technicznej. Cały zespół siedział przy dość sporych rozmiarów stole, a przed nim leżały pęki podobnych wisiorków, jaki Shi miała zawieszony na szyi i schowany pod bluzką. Ludzie podchodzili, wymieniali uprzejmości z chłopakami, a nawet niektórzy ściskali swoich ulubieńców. Jedną z osób była też podstawiona przez F.E.A.R, Kina Tavarozi. Gdy tylko dziewczyna weszła do pomieszczenia od razu przepchnęła się przed Shi, by jako pierwsza dotrzeć do Ashley'a. Nieznajoma, podstawiona przez Cienie była ubrana w czarny top, który ledwo zakrywał jej piersi i była wymalowana tak wyzywająco, że każdy facet zwrócił by na nią uwagę. Po przepchnięciu się do przodu i popchnięciu koleżanki Kate na taśmę odgradzającą drzwi od stołu naszyjnik Shi zareagował, a Ash poczuł nieprzyjemne szarpnięcie w lewym ręku. Zakrył na chwilę swoją twarz włosami i starał się znaleźć przyczynę nagłego bólu. Andy zauważył to natychmiast i pod pretekstem wyjścia do toalety zabrał ze sobą Purdy'ego.
- Widzę, że nie tylko ja, ale i ty to poczułeś? – zapytał patrząc na wykrzywioną bólem twarz Devianta.
- Tak, to było dziwne. Jakby coś lub ktoś mnie przyzywał, a jedyną osobą jaka miała już medalion była ta dziewczyna, którą uratowaliśmy, myślisz... - zapytał Ash lekko zdjęty strachem. Nie chciał, by F.E.A.R dokończył dzieła. I wiedział, że musi temu zapobiec.
- Nie przejmuj się. Widziałem Shi. Nic jej nie jest. Jakaś cycata blondi ją lekko popchnęła. Ale wszystko z nią w porządku. A teraz wracajmy, by dokończyć spotkanie z fanami. A potem jak już będziemy w garderobie to pogadamy z pozostałymi chłopakami na ten temat. – powiedział Prorok i razem z Ashem wrócili do salki. Spotkanie o dziwo przebiegło spokojnie i nawet spięty do tej pory Deviant się lekko rozluźnił, a w momencie gdy wydekoltowana i wymalowana jak kobieta lekkich obyczajów blondi wcisnęła mu swój numer telefonu do kieszeni lekko się uśmiechnął chociaż w środku był oburzony jej zachowaniem. Wreszcie gdy spotkanie się skończyło, a wisiorki – amulety zostały rozdane chłopaki wrócili do garderoby inną drogą niż fani, którzy zostali zaprowadzeni od razu na płytę stadionu. Oczywiście Shi cały czas siedziała bezpiecznie z chłopakami w pokoiku i na spokojnie mogła ich obserwować, do momentu gdy podszedł do niej basista.
- Wiem, że to o co cię zapytam może głupio zabrzmieć ale proszę powiedz mi czy twój wisiorek zachowywał się jakoś dziwnie jak byliśmy na spotkaniu z fanami. Muszę to wiedzieć, to bardzo ważne. – powiedział spokojnie nie chcąc wystraszyć dziewczyny. Oczywiście w momencie gdy blondi go dotknęła, rana zadana mu przez jednego z członków F.E.A.R też zaczęła dawać o sobie znak więc był prawie pewny, że poznał przyczynę swoich przeczuć ale musiał się przekonać czy dobrze myśli.
- Tak... chyba tak... lekko się rozgrzał... ale to przecież tylko kawałek srebra, prawda? – zapytała niepewnie Shi patrząc na Asha ze strachem wymalowanym na twarzy. Purdy nie chciał jej okłamywać jednak na razie musiał to zrobić dla dobra dziewczyny lecz choć chciał powiedzieć coś zupełnie innego z jego ust popłynęła prawda.
- Nie, ten wisiorek to amulet, który ma cię... - nie skończył zdania, bo dostał sójkę w bok od Andy'ego. Prorok spojrzał na zaskoczonego Devianta z lekko ściągniętym brwiami w gniewie. – No co przecież Shi chciała wiedzieć... - bronił się Purdy. Biersack spojrzał na pozostałych chłopaków, a potem gdy zobaczył wystraszoną dziewczynę dał za wygraną.
Dobrze, możesz jej powiedzieć, ale wtedy ona będzie musiała z nami zostać. W końcu jako jedyna będzie znała prawdę. – powiedział i puścił ramię Ashley'a. Zdezorientowany lekko Deviant spogolądał to na chłopaków, to na Andy'ego, to na Shi. Wreszcie jego wzrok zatrzymał się na dziewczynie.
- Wiem, że mi nie ufasz tak jak Jake'owi i Jeremy'emu ale proszę chodź ze mną. Powiem ci prawdę. – stwierdził i rozmasowawszy sobie zdrowe ramię poszedł do swojej garderoby, po czym usiadł w niej i czekał na dziewczynę. Shi patrzyła na Jinxxa i gdy tamten skinął jej głową ruszyła za Purdy'im. Ash siedział nieruchomy z fotelu z włosami zakrywającymi twarz. Jego kurtka i bluzka leżały na stole, a na plecach chłopaka pomału materializowały się czarne skrzydła. Deviant nie usłyszał krzyku dziewczyny jednak słyszał jej przyśpieszony oddech.
- Usiądź proszę. – powiedział spokojnie i dopiero gdy był pewny, że się nie przewróci wstał z krzesła i stanął przed Shi w całej okazałości. – Widzisz ja jak i reszta chłopaków nie pochodzimy z Ziemi. Jesteśmy Upadłymi Aniołami. Jednak mamy tutaj zadanie. Nie będę cię zanudzał całą naszą historią. Powiem ci tylko, że to my musimy obronić ten świat, przed tymi istotami, które porwały twoją przyjaciółkę. Ten amulet w postaci wisiorka ma za zadanie chronić tych, którzy go posiadają i dawać nam znak, że są w niebezpieczeństwie. – dodał po chwili i znów wrócił na krzesło. Ubrał koszulkę i kurtkę, a potem czekał. W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. Ani Purdy, ani Shi przez dobre piętnaście minut się nie poruszyli.
- Powiedz mi jak tam jest? – zapytała dziewczyna po przedłużającej się ciszy. – Czy ludzie są tam szczęśliwi? – dodała po krótkiej chwili.
- To piękne miejsce ale ja nigdy tam nie wrócę. Wasi zmarli są szczęśliwi. – powiedział głosem wypranym z emocji. Nie chciał pokazać komukolwiek, że tak mocno cierpi z tego powodu. Jednak dziewczyna to zauważyła. Podeszła do Devianta i stanęła przed nim.
- Nie wiem dlaczego ale wierzę ci. Dobrze ci z oczek patrzy. Możesz być pewny, że wasza tajemnica jest u mnie bezpieczna. – powiedziała i wyszła z garderoby basisty. Ash jeszcze długo siedział sam w pomieszczeniu i dopiero wejście Jake'a otrzeźwiło basistę. Purdy dziwił się jak to się stało, że nie zauważył, iż minęła już godzina od spotkania z fanami i właśnie przyszedł po nich inspicjent. Cały zespół plus Shi znowu zostali poprowadzeni korytarzami stadionu wprost pod ogromną scenę. Gitarzyści założyli swoje instrumenty, Chris wziął swoje pałeczki, a Andy czekał na wejście gdyż jego mikrofon był już na statywie i czekał na niego. Wreszcie światła zgasły i zespół zaczął wbiegać na scenę. Jako pierwszy wszedł na nią Coma, po nim Jinxx i Jake, a na końcu Ash, a zaraz po nim Andy. Shi stała z technicznymi, którzy zajmowali się sprzętem Jinxxa i obserwowała wszystko z boku. Piosenki, które słyszała do tej pory tylko jako nagrania z komórki przyjaciółki lub w wykonaniu piątki chłopaków siedzących w salonie ich domu nabrały teraz innego wymiaru i wyrazu. Gdy poleciał utwór Fallen Angels dziewczyna miała łzy w oczach. Pamiętała bowiem, że to był jeden z utworów, który puściła jej Kate, kiedy obie siedziały u niej w domu na łóżku i rozmawiały o Black Veil Brides. Chłopaki natomiast będąc na scenie wreszcie mogli zobaczyć jak wygląda bariera jaka powstaje gdy są wszyscy razem na scenie. Wyglądała trochę jak wielka połówka bańki mydlanej błyszczącej się jak zorza polarna. Zespół grał dwie godziny. Widać było, że wszyscy dawali z siebie wszystko lecz gdy chłopaki mieli już zejść ze sceny po trzech bisach i wrócić do domu Andy stanął na środku sceny i lekko się uśmiechnął.
- Dziękujemy wam za tak liczne przybycie na nasz pierwszy wielki koncert. Zakończymy go piosenką Resurect the Sun. Lecz gdy będziecie wychodzili ze stadionu pamiętajcie te słowa: Muzyka was obroni. – powiedział i dał znak chłopakom, by zaczęli grać. To było niesamowite połączenie dźwięków instrumentów i głosu zarówno Andy'ego jak i Asha. Po zakończeniu koncertu, gitarzyści rzucili w tłum parę kostek do gitar, a Biersack cisnął w tłum mikrofon, na co ich manager zareagował prawie natychmiast jednak po dostaniu informacji na słuchawkę, że takie coś jest możliwe odpuścił. Zmęczeni ale szczęśliwi Upadli wreszcie po ukłonie zeszli ze sceny i przez tego samego inspicjenta zostali odprowadzeni do garderób. Zmęczenie było widać po całej piątce ale najbardziej było ono widoczne po Deviancie, który jeszcze nie doszedł do siebie po uratowaniu Shi. Techniczni przysłani przez wytwórnię zwijali sprzęt, a chłopaki przebierali się w swoje normalne ciuchy Shi w garderobie dwóch gitarzystów i przysypiała na krzesełku. Wreszcie spod stadionu wyjechali z powrotem około drugiej w nocy, a po powrocie do domu i rozpakowaniu sprzętu poszli spać. 

We are the chosen onesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz