Deviant

183 18 6
                                    

Wkrótce pozostała czwórka przyjaciół otrzymała swoje skrzydła. Nie wiedzieli wówczas, że wraz z nimi otrzymali coś jeszcze. Jednak żaden z nich o tym nie wiedział. Owszem pamiętali co powiedział im Gabriel jednak jak na razie nie mieli zielonego pojęcia, że tak szybko przyjdzie im się przekonać, że bycie wybranymi wcale nie jest takie łatwe. Lecz na razie cieszyli się z tego co mieli. Dni mijały, a piątka przyjaciół starała się przystosować do życia na Ziemi. Parę razy zdarzyło im się zaliczyć jakąś wpadkę lecz jak na razie zawsze wychodzili z nich bez szwanku. Akurat tego dnia w domu piątki przyjaciół został tylko Ashley. Brązowooki nie czuł się za dobrze i wolał nie wychodzić poza teren posiadłości. Nie wiedział co się z nim dzieje. Leżał w swoim pokoju i spoglądał na sufit bojąc się nawet ruszyć. Odczuwał dziwne napięcie oraz niepokój. Nie wiedział o co dokładnie chodzi. Był jednak pewny, że ma to związek z przepowiednią. Purdy wierzył w nią choć nie pogodził się don końca z tym, że ma być jednym z tych, którzy mają uratować cały znany mu świat. Bało się, że nie podoła zadaniu. Tego dnia ten lęk się nasilił i z każdą chwilą narastał jeszcze bardziej. Upadły rzucał się na łóżku nie mogąc znaleźć sobie na nim miejsca. W końcu wstał i zaczął powoli iść w stronę salonu. Każdy jego krok był ostrożny i niepewny. Dopiero gdy doszedł na miejsce poczuł, że nie jest sam w pomieszczeniu. Rozglądał się uważnie po całym salonie jednak nikogo nie widział. Odczuwał jedynie czyjąś obecność. Czuł, że jest obserwowany, a każdy jego ruch notowany i zapisywany gdzieś na jakiejś karcie. Wreszcie Ash nie wytrzymał. Rozłożył czarne skrzydła i wzbił się w górę, by z lotu ptaka spojrzeć na salon. Niestety to też nic nie dało. Lecz gdy już miał się zniżać poczuł gwałtowny skurcz mięśni i padł jak długi na podłogę, boleśnie obijając sobie lewe skrzydło. Oszołomiony Upadły wstał i właśnie wówczas usłyszał cichy lecz dźwięczny głos.
- Nie obawiaj się Ashley'u Purdy. Jesteś jednym z piątki wybranych, którzy mają walczyć ze złem, którego nikt inny pokonać nie potrafi. Szukałem cię długo i wreszcie jestem pewny, że ciebie odnalazłem. Jestem Etiam, opiekuję się gwiazdami, z którymi przecież zawsze czułeś silną więź. Jeśli się uspokoisz objawię ci się, lecz jeśli twoje serce nadal będzie ci podpowiadało okazywanie strachu nie ujawnię swojej postaci. – powiedział i znów zapadła cisza. Ashley był tak bardzo skołowany, że na chwilę zapomniał o strachu, a jego miejsce zastąpiła ciekawość. W końcu co miał do stracenia, przecież zawsze mógł wezwać na pomoc Regenta Siedmiu Niebios.
- Choć ciebie nie widzę wierzę, że nie jesteś groźny. Miałeś już okazję by mnie zaatakować i tego nie zrobiłeś. Zatem proszę ukaż się i powiedz z jakim poselstwem przychodzisz. – rzekł spokojnie Upadły i usiadł na kanapie. Cóż nie wiedział czego ma się spodziewać jednak czuł, że to bardzo ważne. To wszystko co na razie powiedział mu opiekun gwiazd było prawdą więc dlaczego miał mu nie wierzyć. Przecież zawsze uwielbiał wpatrywać się w nocne niebo i obserwować te jasne punkciki, które ludzie i aniołowie nazywali gwiazdami. W domu panowała cisza gdy nagle w bardzo jasnym rozbłysku światła ukazał się srebrnowłosy mężczyzna o szarych oczach otoczony lekką, kojącą poświatą. Ashley rozpoznał to światło od razu i po początkowym szoku przestał się obawiać.
- Domyślny jesteś jak na byłego Anioła. Tak przyszedłem do ciebie z ważnym poselstwem. I choć nie wiem jak zareagujesz na moje słowa wierz mi, że to co ci powiem jest prawdą. W dawnych czasach wybrałem ciebie z wielu aniołów, którzy przyszli na świat by ofiarować ci specjalną moc. Jednak wówczas Pan nie zgodził się na to. Powiedział, że to za duże brzemię. Rzekł również, że gdy przyjdzie czas pośle po mnie i da mi znak. Przez wiele lat obserwowałem ciebie jak dorastałeś i jak stawałeś się mężczyzną. Po waszym wygnaniu do mojego pałacu zawitał emisariusz z wiadomością. Wówczas zrozumiałem, że nadszedł odpowiedni moment... - mówił spokojnym i kojącym głosem. Ash widział na jego ramionach i palcach tatuaże mówiące nie tylko o sile lecz również o mocy jaką owy strażnik posiadł. Z każdym kolejnym słowem brązowe oczy Upadłego coraz bardziej się rozszerzały.
- Ale jak to? Już od początku byłem wybrany? Dlaczego ja? Dlaczego nie ktoś inny? Dlaczego to ja mam nieść jakieś brzemię? – zasypał Etiama pytaniami. Owszem był skołowany i dopiero teraz dotarło do niego, że to dzieje się naprawdę. Strach uderzył w niego ze zdwojoną siłą jednak delikatna gwieździsta poświata bijąca od strażnika uspokajała.
- ...Spokojnie zaraz się wszystkiego dowiesz. Jednak najpierw muszę skończyć opowieść. Wyruszyłem więc ze swojego pałacu, by stanąć dziś przed tobą i przekazać ci moc, która pomoże ci walczyć ze złem. A teraz postaram się odpowiedzieć na twoje pytania. Otóż od dnia twoich narodzin poczułem z tobą silną więź, wiedziałem, że jesteś wyjątkowy. Wybrałem ciebie spośród tysięcy gdyż twoja matka była jedną z moich córek. Wiem, że nigdy jej nie poznałeś jednak gdy wydawała ciebie na świat jej gwiazda rozbłysła na chwilę bardzo silnym światłem. To był dla mnie znak, że na świecie pojawił się wybrany. – powiedział kończąc strażnik kończąc poprzednią wypowiedź. Szare oczy lustrowały czarnowłosego mężczyznę i lekko się uśmiechały starając się go uspokoić. Ash słuchał tego zażenowany. Zawsze myślał, że jego matka była anielicą, która oddała za niego swoje życie. Nigdy nie przypuszczał, że jest synem córki opiekuna gwiazd. Jego serce zaczynało szybciej bić, a oddech się lekko spłycił.
- Dlaczego nikt mi o tym wcześniej nie powiedział? – zapytał brązowooki gdy wreszcie odzyskał mowę. Owszem pamiętał, że jego skrzydła gdy jeszcze przebywał w Królestwie niebieskim w nocy przybierały lekki odcień szarości lecz nikt mu nie uświadomił dlaczego.
- Pan zabronił komukolwiek o tym mówić dopóki nie nadejdzie właściwy czas. Mam nadzieję, że nie jesteś za to na mnie zły. Można powiedzieć, że jesteś półaniołem, a pół gwiazdą jednak nigdy nie będziesz miał wstępu do mojego pałacu gdyż dwór uważa cię za bękarta. Ja natomiast widzę w tobie jedyną nadzieję, by ocalić to, co jest dla mnie ważne. Dlatego chcę ci ofiarować moc twojej matki. – powiedział i lekko dotknął skóry Upadłego. Ten dotyk aż parzył. Przez dłuższy czas Ash wytrzymywał ból jednak gdy zaczynał się on rozpełzać po całym ciele dał za wygraną. Krzyknął gdy nadeszło apogeum cierpienia i stracił przytomność. Na jego skórze pojawiły się tatuaże ze sprytnie wplecionymi w nie znaki gwiazd. Etiam wiedział, jak wielki ból sprawił swojemu wnukowi jednak musiał to zrobić. Przez dłuższą chwilę Purdy był nieprzytomny, a strażnik gwiazd siedział przy nim by udzielić mu dalszych instrukcji. Wreszcie po dość długim czasie Ashley otworzył oczy. Jego wzrok był przesycony cierpieniem lecz widać w nim było również wdzięczność. Wreszcie Upadły poczuł, że jest całością, a nie tylko wyrzutkiem, który nigdzie nie pasuje.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie. Otrzymałeś moc wojownika gwiazd. Będziesz mógł operować światłem i sprowadzać ciemność na swoich wrogów. Otrzymasz również ode mnie miecz i zbroję wykutą z najtwardszej gwiazdy w całym wszechświecie. Tylko ty będziesz mógł ich dotykać. Od tej pory w Królestwie Gwiazd będziesz znany jako Deviant, czyli ten, który może narzucać światłu gwiazd swoją wolę. Twoim zwierzęcym opiekunem będzie srebrnopióry kruk. Jednak musisz wiedzieć, że jeśli ktoś z twoich wrogów go zrani, zrani również i ciebie. Musisz znaleźć to zwierzę zanim znajdą je twoi wrogowie. Otrzymałeś też ode mnie specjalną umiejętność pozwalającą wtopić się w nocne niebo. Jednak nie możesz jej używać zbyt długo. Ona będzie cię bardzo osłabiała i sprawiała, że przez jakiś czas będziesz niezdolny do walki. To wszystko co chciałem ci przekazać mój wnuku. – powiedział i spojrzał na Upadłego. Obolały lecz szczęśliwy Ash lekko się uśmiechnął. Skinął głową, że wszystko rozumie i będzie się do tego stosował. Owszem bał się odpowiedzialności jaka na nim spoczęła lecz wiedział, że w tym zadaniu jakie przed nim stoi otrzymane moce będą mu pomocne.
- Dziękuję. – wyszeptał tylko zmęczony. Etiam spojrzał na niego i położył mu rękę na jego skrzydłach. Ash znów poczuł lekkie ukłucie bólu jednak nie trwało ono bardzo długo.
- A to prezent od twojej babki, a mojej żony. Twoje skrzydła od teraz będą lśniły blaskiem gwiazd każdej nocy. Ten, kto ujrzy to światło zostanie uzdrowiony z każdej rany. Jednak ty padniesz potem nieprzytomny i będzie to trwało tak długo, aż ranny, na którego podziała twoja moc się nie zregeneruje. – powiedział jeszcze strażnik gwiazd. Na koniec swojej wizyty zostawił na dłoni Asha naszyjnik w kształcie gwiazdy. Powiedział mu też, że dzięki niemu będzie mógł się zawsze z nim skontaktować i prosić o pomoc. Po czym pożegnał się i zostawił skołowanego Upadłego samego ze sobą. Owszem Ash chciał go zapytać o wiele rzeczy jednak zrozumiał, że wizyta strażnika dobiegła końca.
- A co z moimi przyjaciółmi? – rzucił jeszcze w przestrzeń. Mając nadzieję, że dostanie odpowiedź. Jednak cisza jaka zapadła w domu go przytłaczała. Leżał na kanapie i czekał na powrót pozostałych Upadłych gdy nagle znów usłyszał głos strażnika.
- Ich opiekunowie niedługo do was przybędą. Bądźcie gotowi i trenujcie swoje umiejętności. Wkrótce wam się przydadzą. – odpowiedział szept i zamilkł. Obecność jaką Ash odczuwał również zniknęła. Zmęczony i nowo powołany Deviant zasnął. Musiał zregenerować swoje siły i pozbyć się bólu, który zawładnął jego ciałem. Choć cały czas nie wiedział czym jest tak naprawdę to zło, z którym będą musieli się zmierzyć wiedział, że teraz nie będzie bezbronny i będzie mógł bronić tych, na których mu zależy. Po jakimś czasie do domu wróciła pozostała czwórka przyjaciół. Ash opowiedział im o wszystkim i przekazał to co mu powiedział strażnik. Choć żaden z nich nie mógł na razie zrozumieć tego co mówił do nich Purdy wiedzieli, a nawet czuli, że ich przyjaciel się zmienił. Najbardziej ową zmianę odczuwał Andy, który nie wiedzieć czemu był z Ashem najbardziej zżyty.

We are the chosen onesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz