4

1.2K 48 0
                                    

            - To był on – jękną Steve. – Patrzył mi w oczy, ale mnie nie poznał.

- Stary, daj spokój. Minęło 70 lat – wtrącił Sam.

Siedzieli skuci w samochodzie obok dwóch zamaskowanych strażników.

- Zola – kontynuował Steve. – Oddział Bucky'ego dostał się do niewoli, robili na nich eksperymenty. Jakoś odratował Bucky'ego po upadku. Jakoś go znalazł.

- To nie twoja wina, Steve – wychrypiała Natasha. Straciła dużo krwi, była mocno osłabiona.
- Poza nim nie miałem nikogo.

- Co tam robiłaś, do cholery?! – Pierce szalał w jej pokoju.

- Ratowałam twojego żołnierza. Gdyby nie ja, twoje zwierzątko zginęłoby z rąk Romanoff. Powinieneś okazać choć trochę wdzięczności, Alexandrze Pierce.

- Domagasz się wdzięczności, ty nędzna kreaturo?!

Zamachnął się, by przewrócić kołyskę Rosie. Jedyną rzecz, która została Freyi po ojcu. Zrobił ją gdy Freya wyszła za mąż i dał ją jej w dniu swojej śmierci. Nie mogła pozwolić, by ktoś ją zniszczył.

Wyciągnęła rękę i używając mocy złapała Pierce'a za gardło, unosząc go kilka centymetrów nad ziemię.

- Wciąż jestem nędzą kreaturą? Jestem najsilniejszą z twoich zabawek, jestem w stanie pokonać nawet zimowych żołnierzy, mogę rozpieprzyć to w drobny mak. Nie pozbędziesz się mnie, Pierce. Jestem ci potrzebna. A jeśli chcesz, bym wciąż ci pomagała, łapy precz od mojej córki i jej rzeczy.

- Sapphire Witch... - wychrypiał. Freya rozluźniła uścisk, a Pierce upadł na podłogę. Potarł szyję dłonią i spojrzał na Freyę. – Bądź w pracowni za pięć minut. Muszą go poskładać, musisz tam być gdyby czegoś próbował. Później jadę do T.A.R.C.Z.Y.

Freya przebrana w błękitną sukienkę do kolan w stylu lat 40-tych i niebieskie bucki na niskim obcasie za paskiem wokół kostki, patrzyła jak jeden z pracowników starał się naprawić ramię Jamesa.

James Buchanan Barnes, urodzony 10. marca 1918 roku. Podczas II wojny światowej był wojskowym w stopniu sierżanta. Podobno zginął podczas misji w 1944. Od dziecka dobry przyjaciel Steve'a Rogersa, znanego także jako Kapitan Ameryka.

Freya czytała o nich, nie mogła jednak dostać się do akt HYDRY, by dowiedzieć się jak sierżant Barnes przeżył upadek i został Zimowym Żołnierzem.

Jej rozmyślania przerwała nagła wizja. Siwy, niski facet w białym kitlu pochylił się nad nim.

- Sierżancie Barnes...

Tamten obraz zniknął. Freya widziała ośnieżone góry i pociąg. Upadek! Bucky spada, Steve nie zdążył go złapać!

- Bucky... nie...!

Poczuła rozrywający ból w lewym ramieniu. Bucky wspominał pierwsze chwile w HYDRZE – chwilę, gdy odcięto mu resztę uszkodzonego, lewego ramienia, a zastąpiono je nowym, metalowym.

Freya nienawidziła tych wizji, przychodziły nieproszone i czuła to, co ich właściciele. Jej matka i babka musiały używać zaklęcia, by czytać w myślach, Freya go nie potrzebowała. To było jej przekleństwo - jedno z wielu.

Krzyknęła głośno, zacisnęła oczy. Upadła na kolana, starała się opanować, ale to bolało, bardzo bolało! Poczuła dłonie na swoich ramionach – Andrew. Pomógł jej wstać, coś do niej mówił, ale jej umysł był wciąż opanowany przez wizję wspomnień Bucky'ego.

Znów odezwał się ten podstarzały, szalony doktorek.

- Od dzisiaj będziesz pięścią HYDRY. Do lodówki z nim!

Wizja zniknęła w tym samym momencie, gdy Bucky uderzył mężczyznę, który starał się naprawić szkody spowodowane przez Romanoff. Choć Freya była wyczerpana wizją, nie mogła powstrzymać chichotu.

- Co widziałaś? – Szepnął Andrew.

- Jego wspomnienia. Jak tu trafił. Myślał o tym.

- Wezwali Pierce'a. Zaraz tu będzie.

Agent Scott miał rację. Po kilku minutach w pomieszczeniu pojawił się Alexander Pierce. Nie zwrócił uwagi na Freyę, wiedziała dlaczego. Ta cela była jednym z niewielu miejsc w bazie, które nie ograniczały jej mocy. Po ostatniej przyjemności nie zamierzał jej drażnić w tych miejscach.

- Składaj raport.

James nie odezwał się, patrzył pustym wzrokiem gdzieś w dal. Freya wiedziała o czym myślał, i że zostanie za to ukarany.

- Dawaj raport. Czekam!

Pierce uderzył Bucky'ego w twarz, Freya rwała się, by odpłacić mu tym samym, ale Andrew trzymał ją wyjątkowo mocno. Po chwili złapał ją za dłonie.

- Nie, Freya...

- On cierpi...

- Cierpiał wiele lat, zajmiesz się nim później.

- Ty wiesz?

- Byłem poza bazą. Widziałem, co robiłaś... Świetna sprawa. Jako jedyna z agentów nie masz broni w jego obecności, nie boisz się go.

- Bo on nie boi się mnie. Nie traktuję go jak reszta.

Przerwał im zachrypnięty głos Jamesa.

- Ten facet na moście... Kto to był?

- Spotkałeś go już w tym tygodniu.

- Ja go znałem.

Pierce złapał krzesło, na którym wcześniej siedział jeden z mechaników i usiadł przed Bucky'm.

- Wyświadczysz ludzkości przysługę. Odmienisz ten świat. Proszę cię o jeszcze jeden wysiłek.

- Co on gada? – Mruknęła Freya. – Pieprzy jak potłuczony...

- Freya... - upomniał ją Andrew.

- Człowiek stoi na przełęczy dzielącej ład i chaos. Popchniemy go jutro rano. Ale bez twojej pomocy nie damy rady. HYDRA da światu wolność, na którą czeka.

Freya wstrzymała oddech. Nadeszła kolejna wizją, tym razem wizja przyszłości, okropnej, krwawej przyszłości.

- Skądś go znam.

Freya stała tam ciężko oddychając. Cała się trzęsła, nie mogła wydusić słowa. Patrzyła na Barnes'a i błagała los, by jej wizja nigdy się nie sprawdziła.

- Przygotować – rozkazał Pierce.

- Za długo jest poza kriokomorą...

- Zresetuj go. Jeszcze raz.

Freya wciąż patrzyła na Bucky'ego, Andrew oplatał ją ramieniem, chroniąc przed upadkiem. Patrzyła jak przypinają Barnesa pasami do fotela i torturują. Czuła jego ból, przerażały ją jego krzyki.

- Jesteś podłym sukinsynem, Pierce...!

- Jesteś gorsza ode mnie, Blake. Sprawiasz mu gorszy ból...

'Gdybyś tylko wiedział..." – pomyślała.

- Sukinkot! – mruknął Andrew, gdy drzwi zamknęły się za Pierce'm.

- Nici z moich wcześniejszych starań. Ale jest szansa, pamięta Steve'a. Zaraz przeniosą go do celi, musisz mi pomóc.

- Jak?

- Zabrać ludzi z celi nim rzucę zaklęcie. I przepraszam, ale też będziesz to widział...

- Dam radę.

Andrew uśmiechnął się do Freyi, ale ona nie odpowiedziała. Powróciły tragiczne wizje.

- Andrew, wracasz dzisiaj do domu, prawda?

Agent Scott, jak większość agentów mieszkał poza bazą. Gdy byli na Syberii, mieszkał w bazie, ale od kiedy przenieśli się do Nowego Jorku, Andrew wracał na noc do swojego mieszkania.

- Tak, a...

- Zabierz stąd, Rosie. I zabierz kołyskę. Ukryjcie się w bezpiecznym miejscu i trzymaj się z dala od jutrzejszej bitwy.

- Bitwy?

- Jutro będzie dym...

Sapphire WitchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz