3

1.2K 52 0
                                    

            Alexander Pierce dowiedział się, że Rogers, Wilson i Romanoff dotarli do agenta Sitwella. A oznaczało to jedno – Jasper Sitwell musiał zginąć. Jeśli przy okazji uda się zlikwidować trzech Avengersów – cudownie.

Sam i Steve wpakowali Sitwella na tylne siedzenie obok Natashy.
Wszystko wydawało się w porządku, ale nagle pojawił się on – Zimowy Żołnierz.

Jednym zwinnym susem znalazł się na dachu ich samochodu, mocnym szarpnięciem wyrwał kierownicę. Wyciągnął Sitwella przez okno i cisnął nim w przejeżdżającą obok ciężarówkę. Facet nie mógł tego przeżyć.

Walka na moście rozgorzała na dobre. Pierce mógł uważać, że zlikwidowanie tej trójki będzie proste – rzeczywistość była inna. Nawet gdy szef HYDRY wystawił do walki najlepszego zabójcę.
Natasha go podeszła, wystarczył jej do tego zwykły telefon. Wskoczyła mu na ramiona, zaplotła linkę na nadgarstkach i zacisnęła ją na gardle żołnierza. Choć Nat była dobrze wyszkolona, James był od niej silniejszy, szybko zrzucił ją z ramion i chwycił broń. Romanoff udało się uniknąć strzału. Rzuciła w żołnierza magnetycznym dyskiem, który unieruchomił metalowe ramię na tyle długo, by Natasha mogła się oddalić. Nie zdołała jednak uciec, żołnierz zdążył się pozbierać i postrzelić Nat w lewe ramię. Romanoff została unieruchomiona, zginęłaby, gdyby nie Rogers. Steve zajął Zimowego Żołnierza, gdy Romanoff szukała 'odpowiedniej' broni.
Rogers zaczął szarpać się z Jamesem. Freya czuła jego niepewność, bronił się, ale nie chciał zabić żołnierza. I wtedy, podczas szarpaniny, Steve zsunął z twarzy Jamesa maskę.
James odwrócił się do Steve'a, a Rogers zamarł. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.

- Bucky?

- Szlag... - zaklęła Freya.

Pierce był poza bazą, strażnicy byli nad wyraz nieostrożni, więc Freya wymknęła się, by w razie draki interweniować, ale obserwowała wszystko z ukrycia.

- Jaki znowu Bucky? – Odezwał się żołnierz i wymierzył broń w Rogersa. Steve stał nieruchomo.

- Rusz się Rogers. Bo ten pajac cię zastrzeli – zaklinała Freya.

Coś przeleciało jej przed oczami. To był Falcon. Powalił Jamesa, w tym czasie Romanoff dorwała się do bazooki.

- Żeby cię, Romanoff – zaklęła i przeniosła siebie i Jamesa do bazy. – Misja zakończona!

- Mogłem ich...

- Nie mogłeś!

- Co ty tu robisz, Blake? – Krzyknął na nią jeden z agentów.

- Ratuję waszego żołnierza. Nie ma za co! – Burknęła i teleportowała się do swojego pokoju. Był tam Andrew, kładł na stolik jakąś małą torebkę.

- Co to?

Agent Scott aż podskoczył.

- Ostrzegaj, że masz zamiar się pojawić! Doprowadzisz mnie do zawału! –Odetchnął głęboko. – Kupiłem Rosie mały prezent.

- Dlaczego tak o nią dbasz?

Andrew usiadł na łóżku, Freya zrobiła to samo.

- Nim mnie zwerbował, miałem żonę i córkę... Prawie. Janette była w szóstym miesiącu ciąży. Mieliśmy mieć córkę. – Freya ostrożnie dotknęła ramienia przyjaciela w pokrzepiającym geście. – Wróciłem z pracy i znalazłem ją na podłodze w kałuży krwi. Stoczyłem się, wyrzucili mnie w policji, mało brakowało a wyleciałbym z domu i zapił się na śmierć. Pierce mnie zwerbował i uratował mi życie.

- A moje zniszczył...

Sapphire WitchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz