Rozdział 1

48 3 1
                                    

Przechadzając się po pięknych drogach Warszawy, myślałam nad wyjazdem na studia.
"Opuścić swoje środowisko i zastąpić je wielkim zagranicznym miastem?"
Te pytanie krążyło po moim umyśle niczym krew w żyłach. Zastanawiałam się,  jak to będzie przemierzać ulice miasta, którego się praktycznie nie zna. 
Kolejne pytanie, który suszyło mi głowę. Studia w Nowym Jorku, to będzie coś.
Idąc prostą dróżką, która prowadziła przez park, zauważyłam starą mahoniową ławkę. Mimo swoich lat nie straciła blasku, który odbijał światło księżyca, a wieczorny, chłodny powiew wiatru działał na mnie kojąco. Odetchnełam głęboko, badając uważnym wzrokiem każdy ciemny zakamarek tego parku. Mimo później pory, nie zauważyłam tu podejrzanych osób, które mogłyby mi zagrażać. Najwidoczniej stwierdzenie, iż pozory mylą, nie kłamie. W moją stronę szła grupa, która wyglądem przypominała fanów regge i heavy metalu, co się trochę nie łączy.   Zachowywali się tak samo idiotycznie, jak typowe "niegrzeczne" dzieci z liceum.
Raczej mnie nie zauważyli, gdyż nie wykazywali jakiegokolwiek zainteresowania moją osobą.
Gdyby mnie zauważyli, mogłoby to być problematyczne. Nie wiadomo co im przyjdzie do głowy po zobaczeniu bezbronnej dziewczyny, samotnie siedzącej w parku o tak później porze.
Ławeczka, na której siedziałam była mało oświetlona, a dookoła niej były krzaki, więc bez namysłu, skoczyłam w nie i wyszłam na okuckach z drugiej strony.
Chwile tam zagrzałam, a potem gdy zauważyłam że jestem bezpieczna, ruszyłam w stronę miasta.
Fakt, park, w którym się znajdowałam, był piękny, ale miał też swoje mroczne strony, choćby to że jest mało oświetlony i jest położony na obrzeżach stolicy, więc przychodzą tu tylko ludzie, którzy chcą odpocząć od codziennego gwaru, który panuje w centrum miasta.
Spokojnie idąc dalej, usłyszałam dzwonek, który brzmiał jakby ktoś nawalał w wiadra. To był dzwonek mojej komórki, który ustawiłam, aby wkurzać nauczycieli z liceum, ale do tej pory go nie zmieniłam.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni, kamizelki i spojrzałam na wyświetlacz, który ukazywał komiczne zdjęcie mojego brata.
Bez zawachania odebrałam i przyłożyłam urządzenie do ucha.
-Gdzie ty się szwendasz ośle-powiedział pół żartem pół serio-wiesz, która jest godzina?!
-Tak wiem, ty parszywy bycie, płodzie wydany przez szatana.-odpowiedziałam odgryzając mu się.
-No to, zapieprzaj do domu, bo przyjdę po ciebie.
-Czy nie możesz chociaż raz powiedzieć mi "Lila, kochana siostrzyczko, wracaj do domu bo się martwimy"?
-Ta, chciałabyś, wracaj do domu! Jak cię nie będzie za 20 minut to wzywam wojsko.
-Dobra, dobra, już idę.
-I się pośpiesz, bo za niedługo wyjeżdżasz, a nawet spakowana nie jesteś.
-Mam jeszcze dużo czasu.
-Znając cię, będziesz się pakować w pośpiechu w dzień wyjazdu.
Rozłączyłam się jak najszybciej, byle tylko nie słyszeć jego wykładu.
Jest świetnym człowiekiem, ale jego groźby dotyczące wezwania służb specjalnych, wcale nie są żartem.
Nie myśląc dłużej, przyspieszyłam kroku, aby za chwile nie mieć czołgów przed sobą.

*15 minut później*
Byłam kawałek dalej od domu, ale zanim bym miała tam wejść, muszę wyzbyć się smrodu papierosów i promili z krwi.
Papierosów nie palę, znajomi palą, ale smród nasiąka ubrania, a wina mimo, iż jestem dorosła, pić nie powinnam.
Bynajmniej rodzina mi tak mawia, ale lampka wina mi nie zaszkodzi.
No dobra, dwie.
.
.
.
No okej, trzy.
.
.
.
No już dobrze, cztery, ale koleżanka mnie zmusiła!

Zaczęłam biegać wokół jednej z sadzawek w malutkim parku dla mieszkańców.
Z perspektywy innych, musiało to idiotycznie wyglądać, ale co mnie obchodzi zdanie innych.
Na przykład mój sąsiad z naprzeciwka, mimo podeszłego wieku zrobił wielką imprezę i ma teraz szacun na dzielni i nikt się z niego nie naśmiewa.
Miałam iść tylko na jakąś herbatę ze starymi przyjaciółmi, a skończyło się o 1 w nocy z butelką wina "Kadarka" i podrywaniu kuzyna kumpeli, który dorobił się dwóch synów i żony ze sztucznym biustem przypominającym wielkie arbuzy.
Po kilku kułkach, stanęłam i po chwili ruszyłam w stronę domu.
Stając na wzrost domu, który z zewnątrz, wyglądem przypominał domek dwóch staruszków na emeryturze, ale w środku był bardzo ekskluzywny.
Meble w większości były zrobione z mahoniu a podłogi z membru.
Otwierając beżową furtkę od płotu, weszłam na podwórku starając się nie włączyć, lamp, które odpalają się gdy wyczują ruch, ale tylko jeśli osoba idzie pewnie i szybko.
Co jak co, ale lepiej nie powiadamiać wszystkich o której się wraca do domu, chociaż jestem dorosła.
Mimo to mieszkam z rodzicami, gdyż niedawno ukończyłam liceum i jeszcze nie zadbałam o stabilność majątkową.
Spojrzałam na otwarty garaż i ruszyłam w jego stronę.
-"Pójdę garażem i odrazu przekieruje się do pokoju, świetny plan"- przeszło mi przez głowę.
Delikatnie stąpałam po trawniku, aby nie potknąć się o nic i już po chwili znalazłam się w pomieszczeniu z samochodem.
Nie zamykałam bramy garażowej,  gdyż wygenerowało by to głośny hałas.
Ruszyłam przed siebie, aż do białych drzwi z widocznymi żółtymi plamami od zapewne jakiś substancji chemicznych.
-"Trafna analiza, jak na geniusza przystało"- powiedziałam w głowie sarkastycznie.
Wyjełam z kieszeni pęk kluczy, było ich sporo, a i tak większość była zardzewiała i bezużyteczna.
Wyróżniałm właściwy klucz i włożyłam do dzurki, która bez żadnych oporów przyjęła narzędzie.
Delikatnie nacisnęłam klamkę i drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazała się ciemność.
Wyprostowałam ręce, a w dłoniach strzykneły kostki, tak samo było z karkiem.
-"Może wf z liceum się na coś w końcu przyda"- pomyślałam -"nie pokonał mnie nauczyciel od fizyki, nie pokonała mnie ta starucha ze spożywczaka i nie pokonają mnie promile. "
I tu się przeliczyłam, gdyż wspinając się na górę natrafiłam na kilka przedmiotów zwanymi mopami i wiadrami, które stały tu bo najwidoczniej ktoś nie miał pomysłu jak udekorować schody.
Przez chwilowe zaćmienie i zawirowanie w głowie, straciłam równowagę.
Lecąc w dół, noga i głowa wylądowały w wiadrze, a ręką szukałam ratunku w mopach.
Leżąc na podłodze,  usłyszałam tylko otwarcie górnych drzwi i kroki po schodach, należących prawdopodobnie do mojej mamy.
-Witaj, rycerzu, dobrze że przyodziałeś swoją zbroje i szable, bo czeka cię niezły opi***ol. -powiedziała ściskając pięści.
Uniosłam lekko wiadro i spojrzałam na jej rozgniewaną twarz.
-"A więc tylko modlitwa mi pozostała."-zaczełam zamawiać paciorek.

Dancing ArtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz