Rozdział 4

23 2 0
                                    

-Liliana?

-Adrien!?-leżłam na parkiecie patrząc na jego zadowoloną twarz . Kto by pomyślał że chłopak, na którego wtedy wpadłam też wyjedzie na drugi koniec świata i znowu na siebie wpadniemy tyle że w bardziej sprzyjających okolicznościach niż krzywy chodnik przed sporzywczakiem z jakże uroczą staruszką. Jak sobie przypomniałam o tej raszpli to z lekka mi się cofło, ale nawet tęsknię za jej uwagami. Wróciłam do rzeczywistości.

- Nie spodziewałam się cię tu spotkać- uśmiechnęłam się do chłopaka, który dopił swojego drinka, uśmiechnął się szerzej i pociągnął mnie w spokojniejsze miejsce, trochę pożartowaliśmy, piliśmy w opór i nie powiem przez alkochol nawet mi się podobał, lecz moje myśli krążyły w okół Paula i tego zimnego spojrzenia, z zamyślenia wyrwał mnie ciężar drugiego ciała i usta smakujące piwem i wódką, odepchnęłam widocznie wstawionego Adriena, lubie moją mocną głowe i żałuję że niektórzy jej nie mają. Usadziłam chłopaka gdzieś z boku baru i wzrokiem szukałam moich przyjaciół, przecisnęłam się przez tłum tańczących, złapałam Dorę za dłoń i wyciągnęłam za sobą. Wypiłyśmy jeszcze po kielonku i wychodząc capnęłyśmy Feliciano, trzymaliśmy się pod ramiona lekko chwiejąc się z butelką wina zgarniętą z baru ruszyliśmy w długą podróż do domu, śmialiśmy się z kompletnych głupot zerując wino zostawiliśmy pustą butelke na jakimś kontenerze na śmieci. Chwilę nam zajęło żeby obrać prostą drogę, ale kiedy nam się udało zatrzymał się obok nas jakiś samochód. Z jego wnętrza czuć było chłód. Wzdrygnęłam sie i zacisnęłam mocniej palce na moich towarzyszach, usłyszeliśmy głęboki głos.

- Wsiadajcie to was podwiozę do akademika- żadne z nas nie myśląc o konsekwencjach wsiedliśmy na tylnie siedzenie i momentalnie zasnęłam na jednym ramieniu Feliego, a Dora na drugim.

* ranooooo*

Przetarłam oczy i odkryłam że jestem u siebie, w ciężkich bólach przypomniałam sobie poprzedni wieczór, myślałam że wszystkie nauki mojej mamy żeby nie wsiadać z nie znajomymi do samochodu odezwą się nawet w pijackim amoku. Widocznie się pomyliłam, rozejrzałam się po pokoju, Feli znowu spał na podłodze, jak tak dalej pójdzie to przyniesiemy mu tu jego materac z jego pokoju, albo poprosimy administrację o większy pokój i zamieszkamy w nim we trójke i tak ma tu połowę swojego dobytku. Przebrałam się w miękkie czarne dresowe spodnie, niebieski t-shirt od Doriana. Obudziłam resztę, przynajmniej próbowałam bo udało mi się tylko Feliciano z podłogi przenieść na moje łóżko, stwierdzając że nie ma to sensu bo wypili więcej od mnie, tak mi się wydaje.........NIE OCENIEJCIE MNIE, NIE JESTEŚCIE MOJĄ MAMĄ! Wracając. Poszłam pobiegać, w domu zawsze jak wypiłam za dużo to Dorian brał mnie na siłownię, działało mimo iż uważałam to za przejaw sadyzmu z jego strony, związałam włosy w kite i ruszyłam truchtem przez kampus. po jakichś piętnastu minutach biegu, kiedy myślałam że wypluję serce i płuca, a jak już to zrobię to dostane padaki, zatrzymałam się i oparłam o drzewo. Kiedy złapałam oddech zobaczyłam Paula siedzącego na ławce i czytającego książkę. Podeszłam do niego, nie wiedząc co tak właściwie robię, i usiadłam obok niego.

- Dzień dobry panie psorze- uśmiechnęłam się promiennie w głowie zapaliła mi się czerwona lampka z wielkim napisem '' TY DEBILKO CO TY ODPIERDALASZ'' ale cóż jak już zaczęłam to muszę to skończyć. Chłopak nawet na mnie nie spojrzał, zawisła między nami nie zręczna cisza, chwilę tak siedzieliśmy, kiedy sie zdecydowałam odejść, przymknął książkę zakładając stronę palcem.

- Nie powinniście pijani w trzy dupy wracać po nocy, to nie bezpieczne zwłaszcza w tej okolicy- powiedział głęboko, po kręgosłupie przebiegły mi ciary, odwróciłam się do niego. Patrzył mi prosto w oczy, zażenowana przypomniałam sobie o kierowcy.

- Czyżby to pan nas tu przywiózł?- spytałam schylając głowę- dziękujemy z całego serca, kto wie co by mogło się stać...

Przełknęłam ślinę, porzegnałam go i nadal czując na sobie jego spojrzenie odbiegłam do akademika, żeśka weszłam do pokoju gdzie siedzieli Feli z Dorą podliczając ile wydaliśmy wczoraj na alko. Przysiadłam się obok.

- Ile tym razem?- spytałam widząc ogólną nie chęć, okazało sie że wydaliśmy ponad ustalony limit. I tu pojawiają się opcje ostateczne. Pierwsza idziemy do pracy, druga znajdujemy sobie bogatych sugar daddy lub sugar mommy,co nam się mało dobrze widzi, i trzecia najgorsza i najlepsza za razem opcja....kończymy z imprezami na jakiś czas ...nieeeeee, nie dalibyśmy rady, za bardzo lubimy imprezy. Ale cóż pieniądze się kończą i trzeba coś z tym zrobić. Przez weekend szukaliśmy ofert pracy na pół etatu. Nic ciekawego się nie znalazło, przynajmniej dla mnie bo Dora została opiekunką do dzieci, a Feli poszedł na hosta do pubu.

**** piąteczek***

Na zajęcia z tanga przyszłam tak naprawdę jako pierwsza, przede mną był tylko Paul, który składał sprzęt zostawiony przez wydział sztuki. Nie zwracając na niego większej uwagi, zaczęłam zbierać porzucone na podłodze brystole z poprzednich zajęć, wśród nich znalazłam swój, rozciągnęłam go na podłodze i się załamałam... Był fatalny, ani odrobine nie przypominał modela, był koślawy, anatomia i perspektywa leżą i kwiczą. Nad mną pojawił się długi cień. Oddech mi uwiązł w płuchach. Powoli podniosłam wzrok.

- S-słucham pana psora- nie patrząc na kartke zaczęłam ją zwijać w rulon, chłopak ukląkł na kolanie obok mnie i szybkim ruchem zabrał ten szajs, rozwinął go i patrzył surowo.

- Twoje podstawy są do dupy. Czy z twoją słowiańską głową do alkocholu zdyskwalifikowałaś samą siebie do nauczenia się czegokolwiek o rysunku? Jak ty w ogóle się tu dostałaś?! Nogi są za krótkie w stosunku do reszty...W skrócie albo jesteś beztalenciem rysowniczym, albo jesteś na tyle leniwa że nie zwracałaś na to uwagi- czułam się jak największe gówno kiedy tak do mnie mówił, trzęsącymi się rękami pozbierałam resztę prac i swoją godność. Po pół godzinie na sale wszedł rektor i przywołał do siebie Paula. Mimowolnie podsłuchałałam ich rozmowę. Mówili o znalezieniu partnerki dla Paula do zbliżającego się stanowego konkursu. W pewnym momencie starszy z mężczyzn spojrzał na mnie, a ja schowałam się bardziej w notatkach z całego tygodnia, skoro miałam troche czasu to chciałam coś powtóżyć.

- Weź ją- powiedział stanowczo, po tych słowach Paul wyraźnie nie zadowolony zaczął protrstować, rektor, zapewne jego wuj z tego co mi mówiła Dorothy, przywołał mnie gestem ręki, kiedy podeszłam do nich... No dobra doczołgałam pod naporem ich spojrzeń, to była prawie walka tytanów!

- Tańczysz?- zawachałam się i odpowiedziałam że coś tam umiem, kazano mi zaprezętować. Serce podeszło mi do gardła, stanęłam na przeciwko Paula, zestresowana bardziej niż przed maturą, spojrzałam  w lodowate oczy mężczyzny. Rektor puścił muzykę i wiedziałam że nie ma odwrotu.

******

Hej hej 😀 Wszyscy wiedzieliśmy że Lila wpadnie w jakieś '' tarapaty i nie będzie mogła sie z nich wydostać za łatwo😂

Dancing ArtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz