-Pierwszy dzień szkoły-

1.4K 55 17
                                    

Joseph:

Usłyszałem silnik samochodu matki...chwilę błądziłem w myślach gdzie jestem i która godzina. Przetarłem zaspane oczy i spojrzałem na mały zegar stojący na szafce obok mojego łóżka.

-Hm..7.30 cholera! -Wstałem jak oparzony, ponieważ przypomniało mi się, że miałem obudzić dziś Ash, gdyż sama mnie o to poprosiła.

Zacząłem podążać biegiem do jej pokoju, byłem w samych bokserkach.. przecież to po części mój dom i nikt obcy mnie nie widzi. Zacząłem pukać.. co ja mówię, nawalać z całej siły w drzwi do pokoju siostry. Nie usłyszałem jej odpowiedzi, jakim cudem się nie obudziła? Naprawdę śpi jak niedźwiedźica, conajmniej.

-Okej przegięłaś ! -wszedłem jej do pokoju i ujrzałem ją śpiącą w najlepsze, podszedłem do jej łóżka i zrzuciłem kołdrę na podłogę. Byłem pewny, że to ją obudzi a zarazem zdenerwuje. Lubiłem kiedy się na mnie denerwuje. Ashelynn natychmiast się obudziła i spojrzała na mnie zaspanymi oczami. Widziałem jej zdziwienie, a zarazem złość, gdy spojrzała na zegar.

-Matole! nawet raz mógłbyś czegoś nie przegapić! -wydarła się z poranną chrypką w głosie, w jej wydaniu było to urocze.

-Zdążysz.. nie musisz się malować bo to Ci i tak nie pomoże. Pewnie i tak będę gotowy wiele szybciej od ciebie, nie będę na ciebie czekał -powiedziałem stanowczo i rzuciłem jej klucze od domu aby go zamknęła, gdy będzie wychodzić, a sam szybko poszedłem się ubrać.

Ashelynn:

Szybko wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze ubrania i pobiegłam do łazienki, przypomniały mi się wydarzenia z łazienki w poprzednim domu.. ale to nie istotne. Wzięłam mega szybki zimny prysznic aby się obudzić. Umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż. W mgnieniu oka ubrałam na siebie ciuchy, które wyrwałam z szafy. Były spoko, takie w moim stylu. A mianowicie jasne jeansowe spodnie z dziurami na kolanach, które dość mocno mnie opinały, szeroką czarną bluzę z kapturem i czarne buty sportowe. Przeczesałam moją dość ciemną czuprynę i zostawiłam ją w nieładzie, ponieważ próby ułożenia jej tylko by ją rozwścieczyły. Gdy skończyłam się szykować wzięłam z mojego pokoju czarny plecak z książkami i telefon, schodząc po schodach na dół spojrzałam na godzinę, była 7.45. Zeskoczyłam z trzech ostatnich schodków , zauważyłam, że nie ma już butów brata. Czyli jednak szybko się ogarnął.. łał, jak nie on. Odpaliłam dziennik elektryczny i spojrzałam mój na plan lekcji.

-Matko, tak! -Wrzasnęłam uradowana, nie ma to jak szczęśćie od pierwszego dnia.

Miałam odwołaną pierwszą lekcję, to się nazywa szczęście. Teraz mogłam zjeść śniadanie i mieć spokojne sumienie, czy nie zostawiłam czegoś w domu. Oczywiście chciałam być trochę wcześniej w szkole, ale bez przesady. Poszłam do kuchni i zobaczyłam na stole kanapki zrobione przez mamę, zjadłam jedną. Były naprawdę dobre, jak na kanapki.. w końcu robiła je moja rodzicielka. Sprawdziłam jeszcze czy mam wszystko,co było mi dziś potrzebne do szkoły, ponieważ nie chciałam mieć przypału od pierwszego dnia. Podeszłam do lustra w przedpokoju i spojrzałam na siebie, wyglądałam jak zwykle. Przeciągnęłam ręką przez włosy, przerzucając je ma jedną stronę,zarzuciłam plecak na jedno ramię i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. Nie było zimno.. bluza, którą wzięłam mi wystarczała. Ruszyłam w kierunku szkoły i dotarłam tam kwadrans po ósmej. Wchodząc na korytarz zobaczyłam rozkład szkoły, podeszłam do niego i jak od ręki podszedł do mnie blondyn.. nawet przystojny więc byłam zdziwiona, spojrzałam się na niego z przekąsem, był ode mnie trochę wyższy.

-Cześć, jesteś nowa? -Uśmiechnął się miłi i spojrzał mi porsto w oczy, miał piwne teęczówki połyskujące trochę jak złoto, bladą karnację oraz delikatne rysy twarzy.

-Miłość zabija-Where stories live. Discover now