-Miłość jednak istnieje-

650 36 8
                                    


Matthew:

Patrzyłem na nią dłuższą chwilę, nagle ocknąłem się, musiała się czuć okropnie tak obserwowana. Usiadłam centralnie naprzeciwko jej. Jej oczy były przepełnione łzami, na jej policzkach było widać stare zaschnięte łzy, które zostawiły po sobie jakiś ślad od tuszu. Miała masakrycznie podkrążone oczy, wyglądała jakby nie spała od przynajmniej tygodnia, nawet nie wspominając o bladej jak porcelana twarzy. Przez bandaż zaczęła już prześwitywać krew, czy ona chciała się zabić.. o co chodzi. Coś musi być nie tak.

-Hej.. Ash, co jest? - chciałem sprawdzić czy w ogóle kontaktuje, bo wydawała się nie obecna.

-Co ja tu robię? - rozejrzała się do okoła siebie.

Dziewczyna spojrzała na swoje ręce owinięte bandażami, przyciągnęła je do siebie.

-Muszę już iść - powiedziała próbując wstać, ale nie udało się jej. Była jakby przykłuta swoim ciałem do łóżka i ogłuszona czymś, martwiłem się.

-Chyba śnisz, nigdzie Cię nie wypuszczę - trochę się do niej przybliżyłem.

-Nie mogę tu być, nie powinniśmy w ogóle się spotykać - powiedziała lekko odsuwając się ode mnie.

-Dlaczego? - ja to widziałem, ona też coś do mnie czuła. Ale miała jakieś problemy, najwyraźniej z nikim o nich nie rozmawiała. Cóż będę pierwszy bo nie mam zamiaru wypuścić jej z mojego domu tak szybko. Nie w takim stanie.

-Ty niczego nie rozumiesz, ja Cię zepsuję. Nawet mnie nie znasz, znasz wesołą i zabawną Ashelynn, ja taka nie jestem.

-W takim razie chcę poznać tą drugą - przybliżyłem się do niej jeszcze bardziej- i nie obchodzi mnie to, że mnie zepsujesz. Bo mnie się nie da zepsuć jeszcze bardziej Ash.

Dziewczyna chciała się ode mnie odsunąć lekko odpychając się ode mnie dłonią. Gdy chciała to zrobić chwyciłem ją za dłoń, była niewyobrażalnie zimna i sina. Spojrzałem jej w oczy, jej ręka w ojej nagle lekko się zacisnęła a w jej oczach pojawił się jakiś tajemniczy błysk, uśmiechnąłem się.

-Wiesz co, ja nie żartuję, że cię kocham. I nawet sobie nie myśl, że tym razem się mnie tak łatwo pozbędziesz - przeciągnąłem drugą ręką przez swoje włosy i złapałem ją za drugą rękę.

Jej oczy w sekundę przepełniły się złami a na polikach pojawiły się delikatne rumieńce.Łzy spływały jej po policzkach a dziewczyna cicho łkała, nadal nie wiedziałem o co chodzi, czy ona się serio tak bała, że ktoś ją pokocha? Przysunąłem się i przytuliłem ją delikatnie próbując uspokoić, była taka drobna, każdym dotykiem bałem się, że mogę ją skrzywdzić. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Od początku wiedziałem, że nie jest tak naprawdę taka jak przy ludziach. Teraz muszę jej pomóc, bo inaczej sam siebie ukaram. Dziwne, że inni nie potrafią zauważyć takich rzeczy, pozornie szczęśliwy człowiek.. lecz gdy pojawi się w jego życiu osoba na której zacznie mu zależeć wszystko się ujawnia. Niektórzy przez to próbują się odizolować od tych osób, rozumiem to.Ten strach przed samym sobą. Ale ja nie pozwolę jej odsunąć się ode mnie. Za nic i musi to zrozumieć, znajdę ją wszędzie.

Po jakiś dziesięciu minutach dziewczyna przestała płakać i opanowała się trochę. Byłem w stanie już z nią rozmawiać, tak normalnie. 

-Dlaczego to robisz? - złapałem ją za dłoń patrząc na bandaż.

-To mi pomaga, nie zrozumiesz - westchnęła- nikt tego nie rozumie.

-W takim razie mi wytłumacz, to najlepsze rozwiązanie - wymusiłem uśmiech, ona też się lekko uśmiechnęła,to chyba było coś najpiękniejszego co dziś zobaczyłem.

-Miłość zabija-Where stories live. Discover now