Spędziłem w psychiatryku już kilka miesięcy. Towarzystwa dotrzymywali mi inni pacjenci oraz książka. Codziennie bezsensowne zajęcia , które ni dawały i tak żadnego rezultatu...
Po kilku dniach od mojego przyjęcia usłyszałem
Przenosimy Cię do innej sali - powiedział jeden z lekarzy na wizycie
Brali mnie za psychola nikt nie był tam traktowany z szacunkiem brali cię za świra
Co noc budziłem się z krzykiem wstawałem i siadałem wtedy na parapecie i spoglądałem w ciemność znajdującą się za kratami...
Pewnego dnia w przeraźliwą cicha noc przyszła do mnie pielęgniarka
Nie możesz spać - zapytała miłym i ufnym głosem
Nie - odparłem załamanym głosem
I wtedy zadała mi dość intrygujące pytanie
Co się wydarzyło że jestem w psychiatryku
Miłość mojego życia odebrała sobie życie - odpowiedziałem
Zamilkła....
Nie wiadomo kiedy nastał ranek z dnia było coraz gorzej popadałem w stan melancholii nie wiedziałem co się ze mną dzieje...
Stawałem się inny jak by coś przejmowało kontrole nad moim mózgiem i ciałem
Mijały dni , tygodnie , miesiące a Ja nadal byłem w środa osób chorych psychicznie z nikim nie rozmawiałem do czasu as poznałem ich Karol oraz Kubą tak mieli na imię.