Mijały kolejne bezsensowne dni a smutek który pozostał bo stracie bliskiej mi osoby stawał się coraz większy w szkole czułem się jakoś inaczej każdy na mnie się patrzał. Te wszystkie szydercze śmiech skierowane do mojej osoby nie dawałem sobie rady , lecz poddać się tez nie mogłem!
Zacząłem korzystać z pomocy psychiatry zostałem skierowany także na terapie ale otworzyć się przed inną obciął mi osobą było nie lada wyzwaniem. Stawałem się gorszym dziwakiem niż jestem. Wtedy ujrzałem go. Osobę uśmiechająca się w moja stronę
Piotr (tak miał na imię) czarujący , błyskotliwy lecz ból po stracie był tak wielki , ze bałem się wchodzić w nowe towarzystwo bałem się nie samego strachu lecz prawdy.