- Ale nie, oczywiście Pana Sherlocka Holmesa nie obchodzi jakiekolwiek pojęcie prywatności, czy własnego czasu... - wsłuchiwałem się w odgłos wypowiadanych głośno słów zdesperowanego mężczyzny.
Doskonale znałem już ów schemat, więc skupiając większość uwagi na swoich skrzypcach pozwoliłem mu wyrzucić z siebie wszystkie emocje tłoczące się w jego umyśle.
- ...Zawsze muszę być do twojej dyspozycji, by w końcu po kolejnym dniu pełnym zagrożeń własnego życia nie móc nawet spędzić czasu w samotności, dlaczego? Bo Sherlock Holmes mnie potrzebuję!
Przywykłem do afer i w pełni rozumiałem jego frustrację. Wiedziałem jednak również, że jeszcze dzisiejszego dnia wróci do mnie naburmuszony, by po paru kolejnych żyć w dawnym toku egzystencji.
- Nawet nie zauważasz, czy mnie nie ma, ale i tak mnie potrzebujesz do słuchania twoich wywodów i tego jaki jestem mało inteligentny. Naprawdę, świetna zabawa! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
Przerwałem ruch smyczka spoglądając w stronę blondyna z konsternacją.
- John, zapewniam cię, że sprawa nie prezentuje się tak jak ty ją widzisz.
- Ah, no tak, przecież ty zawsze musisz mieć rację.
- Czego ode mnie oczekujesz? - zapytałem w końcu.
- Nigdy nie pojmiesz definicji "przyjazni" prawda, Sherlock? Zresztą, zapomnij. - odparł trzaskając drzwiami od pomieszczenia.
Po chwili odgłos kroków umilkł, a w domu nastała cisza towarzysząca pewnemu rodzajowi bólu, który odczułem po słowach mężczyzny.
Nigdy nie zastanawiałem się dłużej kim jest dla mnie John. Po prostu zawsze był obok, stał się pewnego rodzaju przyzwyczajeniem.
Czułem się komfortowo tłumacząc mu swoje plany, domysły, szukając pewnego rodzaju aprobaty.
Wszystko kręciło się jak w zegarku. On był pewnego rodzaju sercem całości. Odpowiadał często emocjonalnie w sprawach, kierował się empatią i uczuciami oraz moralnymi zasadami.
Ja byłem umysłem. Liczyłem się z planem i jego możliwymi konsekwencjami, posiadałem cel godny spełnienia bez niepotrzebnych pytań i niepewności, bez względu na ofiary.
Razem zgrywaliśmy logiczną całość i pasowało mi to. Ja pracowałem, on sprzątał i najwidoczniej nie przeszkadzał mu taki układ, więc kim jestem, by negować jego decyzję?
Jednak oprócz pracy z Johnem od dawna łączyła mnie jakaś więź emocjonalna choć nie lubiłem sobie uświadamiać jej istnienia.
Był jakimś fragmentem układanki, bez którego czułem pewnego rodzaju pustkę.Po jego wyjściu jak za każdym razem oddałem się w pełni muzyce wyłączając swe myśli do minimum. Ze względu na ilość, a raczej jej brak, dostarczanego ostatnio snu i niedobór spraw, moje dźwięki wydawały się szybkie i chaotyczne.
Smyczek nieprzerwanie sunął po kolejnych strunach, w pogonii za czymś nieodgadnionym, czymś czego mój umysł mógł dzisiaj nie dostrzec.
Dłoń nieugięcie starała się nadążyć za nadanym jej rytmem i oczekiwaniem niczym pod groźbą własnego zaprzepaszczenia.
Przez całą tą agresywną symfonie nikt nie mógłby się przedrzeć. Emocje skakały po kolejnych nutach łamiąc je, nadając nowe znaczenie, by zostać w jednej sekundzie przerwane w sposób, który można by uznać wręcz za obraźliwy.
Moje oczy otwarły się na dźwięk dzwoniącego telefonu zaburzającego cały akt mojej muzyki.
Wyrzucony z rytmu odebrałem przychodzące połączenie z zamiarem mentalnego zepsucia osoby po drugiej stronie, lecz do moich uszu dobiegł głos zapobiegający całej liście zdarzeń mających nastąpić w moich planach.
CZYTASZ
You're My Only ~Johnlock AU Oneshoty ~
FanfictionJak w tytule, reszty dowiecie się czytając ?