Od poprzedniego zdarzenia minął już aż rok. Długie 365 dni pełnych lęku i szansy na śmierć. Dużo żołnierzy poległo przez to jak wolno przynosiłem im pomoc. Przeżywałem załamania psychiczne i bezsenność. Byłem bezsilny. Nie pasowałem tu.
Parę dni temu podczas kolejnego wyczerpującego biegu do rannego, zgadnij co uczyniłem.
Potknąłem się i złamałem jebana nogę. Teraz siedzę tylko w namiocie, a inni przywożą rannych na noszach lub własnych rękach . Jest gorzej niż było. Jestem po prostu beznadziejny.
To tyle na moją historię z wojny. Każdy dzień liczył się z próbą nie popadnięcia w kolejne załamanie, oczywiście niektórzy powiedzą, że przesadzam, ale naprawdę czułem się odpowiedzialny za życie tych ludzi. Wydarzenie sprzed roku było już tylko rozmytą plamą w pamięci.
Po wojnie wprowadziłem się na Baker Street 221b. Próbując podjąć się jakiejkolwiek pracy, by przeżyć za marne pieniądze. Jakie, więc było jego zaskoczenie, gdy w drzwiach mieszkania stanął on - Sherlock Holmes. Czarne włosy, opadające pod wpływem spadających kropel deszczu i znów błękit jego oczu. Stanąłem jak wryty.
-Co tu robisz? - wykrztusiłem w końcu.
-Mieszkam. - odparł krótko i wszedł do środka ze swoją małą walizką i pudłem książek.
-To chyba jakiś żart. - pomyślałem i zamknąłem powoli drzwi za chłopakiem, gdy ten minął mnie w drzwiach.
Postawił swe rzeczy w sypialni i wyciągnął na mały stolik różne książki kryminalistyczne i zagadkowe.
Sherlock zobaczył mój zdziwiony wzrok domagający się jakichkolwiek wyjaśnień.
-Jestem detektywem. - odparł wzruszając ramionami.
Teraz stałem kompletnie zbity z tropu.
-Detektywem? - szepnąłem jakby sam do siebie. Holmes pokiwał głową.
Tak oto w przeciągu paru tygodni zostałem kronikarzem poczynań mężczyzny, a po czasie mógłbym nazwać się nawet jego wspólnikiem. Prawdziwa przygoda miała się bowiem dopiero rozpocząć.Po dwóch miesiącach nasze wspólne relacje możnaby nazwać dobrą przyjaźnią, mimo iż Sherlock powtarzał wciąż, że on nie ma przyjaciół. Widziałem, że jestem mu potrzebny. Dostaliśmy właśnie zgłoszenie o porwaniu dziewczyny na drugim końcu miasta. Od razu poderwalismy się z miejsca. Gdy stanąłem gotowy w drzwiach popatrzyłem na Holmesa i krzykanlem :
-Mógłbyś trochę szybciej zanim zastaniemy zwłoki na miejscu?
-Poczekaj, zgubiłem skarpetkę. - usłyszałem krzyk z pokoju obok.
Przewróciłem oczami. Tak właśnie wyglądała praca z Panem Sherlockiem.
Gdy w końcu wygramoliliśmy się z mieszkania pojechaliśmy na miejsce zdarzenia. Stanęliśmy przed wielką, opuszczoną fabryką.Postanowiliśmy się rozdzielić (Scooby Doo niczego nas nie nauczył).
Lekko przerażony, w końcu nie byłem przyzwyczajony do takiej pracy, przemijałem korytarze budynku. Owszem uczestniczyłem w wojnie, ale tylko jako pomoc medyczna, nie prawdziwy żołnierz. Gdy wyobrażałem sobie już w jaki sposób umrę ujrzałem przed sobą wysokiego mężczyznę. Prędko schowałem się za ścianą i nasłuchiwałem kroków, które z niemiłosierną prędkością zbliżały się do miejsca mojej kryjówki.
Usłyszałem cichy śmiech i juz leżałem związany na podłodze.
-Mają rozmach, skurwysyny. - pomyślałem.
Przysłonili mi widok chustą i tak oto słyszałem tylko ciche szepty i nieprzyjemny dźwięk jechaniem noża po ścianie. Serce podskoczyło mi do gardła.
-Nie radzę krzyczeć. - poczułem nóż przystawiony do mojego gardła.
-Myślałem, że będzie trudniej. - skwitował jeden z nich. Przybyło ich więcej.
-To niezły Sherlock. - stwierdził inny kpiąco.
Chwila. Myśleli, że jestem Sherlockiem? To oznacza, że byli pewni, iż jestem sam.
-Holmes, przydaj się raz w życiu i mi pomóż, cholera. - pomyślałem.
Za oknem zaczęły pojawiać się pierwsze krople deszczu. Właściwie nie powinienem nazywać tego oknem, a dziurą w ścianie.
W każdym razie, mężczyźni wydawali się mieć świetną zabawę i drwili z moich umiejętności detektywistycznych.
Wtem ujrzałem mojego towarzysza chowającego się za jednym z filarów.
Odwróciłem wzrok, by nie dawać tamtym znaków.
Po chwili jeden z nich legł na ziemię ogłoszony od tyłu łomem.
-Czterech na jednego? Aż tak się mnie boicie? - prychnął Sherlock gotowy do ataku.
Przymknąłem powieki gotowy wymówić ostatnie słowa zanim tamci zabija nas obu po przegranej walce chłopaka. Gdy otworzyłem je sprowrotem ujrzałem tylko leżących mężczyzn i Sherlocka chylącego się nade mną.
-Nie nadaje się do tego, przepraszam. - szepnąłem.
-Ciii.. Wykonałeś świetną robotę. - posłał mi ciepły uśmiech.
Odwzajemniłem go i po rozwiązaniu mnie zaczęliśmy ponownie szukać dziewczyny.
CZYTASZ
You're My Only ~Johnlock AU Oneshoty ~
Fiksi PenggemarJak w tytule, reszty dowiecie się czytając ?