To nic...: Rozdział 9

129 8 0
                                    

Co wtedy zrobię? Problem w tym, że nic...

-Ziemia do Johana... -Clary machała dłonią przed twarzą chłopaka.

-Hallo? Nasa? Potrzebuje pomocy w ściągnięciu chłopaka na ziemie... - Wzięła głęboki wdech. Rozejrzała się dokoła. Nikt im się nie przyglądał tylko jedna kobieta, która chyba na kogoś czekała zerkając co moment na zegarek. Clary doskonale  znała uczucie wystawienia. Czekania godzinami na kogoś, kto w ogóle nie raczy przyjść albo napisać chodź jednego krótkiego sms's ,,nie przyjdę". Szatynka miała usta pociągnięte ciemno czerwoną szminką i bluzkę w tym samym kolorze. Uniosła filiżankę spoglądając na Clary ciepłym spojrzeniem. Była piękna. Chłopak uśmiechnął się szeroko obracając się za siebie. Wzruszył ramionami nie wiedząc na, co patrzyła Clary.

-Clary... Miałabyś ochotę później... To ee... To znaczy później po pracy, jakbyś nie była zmęczona.... -Szukał odpowiednich słów. Pewnie myśli ,, wysłowisz się w końcu?''

-Pójść na spacer? Albo obejrzeć jakiś film? Mogę nawet zrobić kolacje... - Spojrzał w jej ciemno zielone oczy uśmiechając się szeroko. Jia udawała, że jest czymś bardzo zajęta w telefonie w rzeczywistości przysłuchiwała się każdemu wypowiedzianemu słowu. Jezu, jak to zabrzmiało desperacko... Mogę nawet zrobić kolacje....

-Z przyjemnością obejrzę film... -Odpowiedziała cicho, ale pewnie swoich słów.

-Zapiszę ci adres...

-Możesz mi go wysłać w sms'se?

-W zasadzie tak... To cześć... Do później. -Obrócił się napięcie znikając jej z pola widzenia. I wtedy wszystko jej się przypomniało. Uderzyło w nią falą wspomnień. Zawsze kończy się tak samo. Każda znajomość, każde pisanie. Efemeryczność. Nie to, że odpychała ludzi. Ludzie odchodzili od niej. Zawsze, gdy zaczynało coś czuć do chłopaka ten znikał bez słowa wyjaśnienia. Więc czemu dopuściłam do siebie Johana wiedząc, że i tak odejdzie?

***

Po drodze  wszedł do kilku sklepów. Po jakieś zabawki, miski, spanie dla szczeniaka chodź wiedział, że i tak będzie spał z nim. To było pewne, jak to, że dziś Clary przychodzi do niego na kolacje... Może ciut za szybko, ale życie tak szybko się kończy że trzeba brać z niego, jak najwięcej. Najwięcej szczęśliwych momentów. Szczeniak niesamowicie się wiercił. Podgryzał sweter i piszczał.

-Cześć... - Usłyszał głos kolegi z kardy. Docinali sobie nawzajem, ale był pewny że w razie potrzeby byli pomocni. Nie taki diabeł straszny, jak go rysują.

-Cześć Daniel. -Taki ten świat mały... Zawsze jak nie chce nikogo widzieć to będę wchodził na każdego znajomego.

- Ta pogoda taka, jakaś. A trener się martwi czemu nie zjawiłeś się na treningu...

-I co powiedzieliście?

- Fannemel wspomniał coś, że masz grypę żołądkową...

-Jutro będę na sto procent... - Szli w stronę kasy.

-Boli Cię coś? -Daniel nadal przyglądał się koledze z drużyny.

-Nie. Szczeniaka mam pod kurtką.

-Wniosłeś do sklepu psa?!. Jednak źle z Tobą...

***

Jia przekręciła klucz. Dla pewności złapała jeszcze za klamkę. Kolejny dzień dobiegł końca. Śnieg delikatnie prószył. Miała wszystko. Wspaniałego męża, dom, kawiarnię. Ale jednak coś nadal nie dawało jej spokoju. Zdarzają się w szpitalach pomyłki. Nie ukrywajmy jesteśmy tylko ludźmi. Była pewna. Może prawię pewna. Wiek się zgadzał. Kolor włosów. Kolor oczu też. Kilka dni temu zaczepiła ją stała klientka, też dobra znajoma Ji. Mówiła, że podobieństwo Clary do niej jest uderzające. Może jednak powinna zrobić badania? A jeśli ma wspaniałą rodzinę nie chciała, by tego niszczyć...

Miasteczko miłości -Johan Andre ForfangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz