To nic... : Rozdział 5

278 27 2
                                    

Clary kompletnie nie wiedziała, co ma na siebie ubrać. Stos ubrań leżących na jej łóżku przejrzała jeszcze raz. W końcu zdecydowała się na czarną obcisłą ołówkową spódnice, bordowy sweter i czarne botki na małym obcasie. W sumie mogła iść w spodniach. Lola tuptała łapami na znak, że ma swoją potrzebę. Clary chwyciła za kurtkę wzięła wrośniętego szczeniaka na ręce.

-Jeszcze trochę i nie dam rady cię podnieść. - Zamknęła drzwi. Zbiegła schodami na dół. Kopnęła lekko drzwi by się uchyliły. Clary już wiedziała, że to był zły wybór.

***

Pomyślała, że jednak spodnie będą najlepsze. Zamknęła Lolę w domu. Sama nie była pewna, jak szybko zaszła pod kawiarnie. Przeczesała palcami rudę włosy. Uśmiechnęła się delikatnie widząc chłopaka opartego o ścianę. Stanęła koło niego. W jego towarzystwie nawet milczenie było przyjemne. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie.

-Chodź... -Puścił ją przodem.

-Nie możemy iść gdzieś indziej. Jeszcze dziś tu pracowała i wątpię, by chcieli mnie jeszcze widzieć. Więc...- Przyłożył jej palec do ust na znak, że mam być cicho. Obiecałem przecież Jii, że cię tu zabiorę. Nie mogę złamać obietnicy.

-Clary... Nikt nie jest na ciebie zły, przecież każdemu mogło się zdarzyć. - Westchnął. Wiedział, że to nie jest dość przekonujące. Sam by się pewnie też nie pojawił więcej, więc doskonale ją rozumiał. Clary nie chciała stracić takiej szansy. Przekroczyła niepewnie próg kawiarni. Jia klasnęła uśmiechając się do nich.

-Udało ci się. - Jia odruchowo przytuliła Johana. Wiedziałam. Wiedziałam, że taki chłopak nie umówił, by się ze mną o tak. Przecież ma dziewczynę.

-Clary... - Jia położyła jej ręce na ramiona mówiąc dalej.

-Rozumiem, że przychodzisz jutro do pracy?

-A nie zostałam czasami zwolniona?

-Nie. Pięknie razem wyglądacie... - Clary kompletnie nie wiedziała, co ma mówić. Miała pustkę w głowię. To jednak nie zostałam zwolniona? Ale... To wszystko jest nie wiarygodne. Wręcz niemożliwe. Usiedli do stolika.

-Więc to wszystko, było ustalone?

-W sumie to tak i nie. Miałem ci tylko powiedzieć, że nie zostałaś zwolniona.-Jia postawiła filiżanki na stoliku.

-Dziękuje.

-Skąd się przeprowadziłaś? -Zapytał znad filiżanki. Miał taki ciepły i przyjemny głos, że Clary mogła by słuchać godzinami, jak do niej mówi.

-Z Oslo. - Odpowiedziała.

-Nie wolałaś mieszkać w stolicy? -Robiło się dziwnie. Czuła się, jak na przesłuchaniu. I co powiesz, że nie chciałaś tam mieszkać, bo twoje otocznie cię nie tolerowało. A rodzina zabierała wszystkie nadzieje na dobre życie. Na to, że wyjedziesz. Przecież pamiętasz, jak się śmiali jak powiedziałaś, że wyjedziesz.

-Jakoś nie. -Odpowiedziała wymijająco. Spojrzała na telefon równo piąta. Lola sama w domu. Pogryzione kapcie albo kable, co gorsza mogło być nasikane. To, jak na bank.

-Jesteś jakaś zamyślona.

-Mam szczeniaka. - Uśmiechnęła się.

- Jeśli chcesz możemy iść na spacer. Zabrać Lolę na spacer? -Zaproponował.

-Pewnie.

***

Johan czekał przed klatką schodową. Chciał spędzić z nią jeszcze trochę czasu. Clary była nieśmiała. Bała się mówić, jakby nie chciała czegoś powiedzieć źle. Stwierdził, że nie miała zbyt dużo przyjaciół. W końcu samotność jest lepsza od ludzi do których nie pasujesz. Zapragnął zmienić coś w jej życiu. Wprowadzić do jej życia promienia słońca. Chciał, by się śmiała. Miała taki piękny uśmiech, a najpiękniejszy był gdy razem z nim śmiały się jej oczy. Bez wesołych oczu uśmiech jest niczym. Widział jej maskę, którą zakładała.

-Hej zamyślony... -Nadal miała niepewny głos. Przeszedł go przyjemny dreszcz go dotknęła jego ramienia. Ledwie je musnęła palcami, ale to wystarczyło.

-Jeśli nie masz nic przeciwko to mógł byś mnie oprowadzić po mieście? Niezbyt sięorientuje .

-Nie ma sprawy. Idziemy czy jedziemy autobusem? - Podrapał psa za uchem.

-Możemy iść.

-Mam kota Stefana.

-Krafta? A do czego ci jego kot? - Clary się zaśmiała. Oczywiście wiedziała, że jego kot ma tak po prostu na imię. Chciała jakoś rozluźnić atmosferę. Na chwilę zamarł. Domyśliła się kim jestem.

- Żartuje. - Szybko powiedziała widząc jego minę.

-Mogę? - Splotł ich palce ze sobą nie czekając na jej reakcje.

-Jak ci minął dzień? -Zapytała. Spotykała się wcześniej z chłopakami, ale zawsze kończyło się tak samo. Johan był inny. Pozytywnym znaczeniu inny.

-Miałem iść na trening, ale skręciłem do kawiarni za co dostało mi się nieźle od trenera. Ale przed treningiem spotkałem ciebie i wszystko się jakoś ułożyło. - uśmiechnął się.

-Johan... Już tego nie czuje?! Wiedziałam, że polecisz do tej kelnereczki. - Celin stała przed nim. Dobrze wiedział, co zamierzała zrobić.

-Po prostu nie mam ochoty z tobą teraz rozmawiać.

-Nie myślisz, że jedna szczera rozmowa wszystko by zmieniła? -Nie ustępowała. Clary czuła się, jak między młotem a kowadłem.

-Nic, by nie zmieniła. - Zaczął szybciej iść ciągnąc Clary za sobą. Nie mogła nadążyć.

-Nie wierze, że zostawiłeś mnie dla niej! -Krzyczała.

Miasteczko miłości -Johan Andre ForfangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz