Czuł, że palce, które zaciskały się na gorącym kubku zaczynały go parzyć - mimo to nie puszczał dziwnego naczynia w śmieszne, zielone małpki namalowane przez jego siostrę. Biegał wzrokiem po kuchni, jednej z tych, jakim w każdym kraju znajdzie się tysiące. Zahaczał o lekko zgarbioną postać, tymi swoimi brązowymi oczami i poczuł rosnącą gorycz w ustach, czując, że coś go rozniesie.
Jeszcze tylko chwila.
Jego ojciec nie był kimś, kogo uważał za autorytet. W gruncie rzeczy, w całym jego życiu nie pojawił się nikt, kto mógłby takowym być, a on z całą pewnością nigdy nie będzie się lokował na liście kandydatów do tego tytułu. Mając pięćdziesiąt lat zgubił gdzieś poczucie moralności, jak pozwolił sobie to nazywać w głowie. W ciągu dni, podczas których matka miała drugą zmianę, śmiało można go oczekiwać koło sklepu, jedynego w ich małej wsi, pijącego alkohol z miejscowymi pannami do towarzystwa.
Bezrobotnymi, rzecz jasna.
Jednak teraz, kiedy w telewizji pokazała się twarz uśmiechniętego czterdziestolatka z włosami pozaznaczanymi siwizną, a nad nią ogromny, czerwony napis głoszący jego zaginięcie, poczuł, że pęka. Dla niego ten facet był nieznany, jeśli miał być szczery nie zapamiętał nawet jego imienia, ale fakt, że jego ojciec życzył mu jak najgorzej, był okropny. Nie chciał czuć zawodu, nie chciał się tak dobitnie na nim zawieść - w końcu był jedynym, który zawsze koił go dobrym słowem, stawał murem, żeby czasem starsi bracia nie przywalili mu w tę jego obskurną gębę.
Teraz sam by walnął, ale nie chciał. Czuł, że to by się z nim kłóciło.
Gdy był dzieckiem poniżej ósmego roku życia, tato był prawdziwym bogiem, jedynym i prawdziwym centrum jego małego, kolorowego świata. Uczył go jazdy na rowerze, pomagał stawiać pierwsze kroki, ale teraz? Co z niego pozostało?
Powiódł za nim wzrokiem, czując, że zaczyna robić mu się duszno. Czy wyśmiewanie zainteresowań było w rodzinach na porządku dziennym? Z rozmów z przyjaciółmi wiedział, że ich opiekunowie też tak robią, ale czy chciał im wierzyć? Nie czuł jakiejkolwiek potrzeby, żeby im wierzyć. W końcu to oni - piękna i wysportowana dziewczyna ze sąsiedniej wsi biegająca z wesołymi iskierkami w oczach, ten chłopak z niebieskimi końcówkami i kolczykiem w wardze i ta jedna, cholerna tleniona blondynka, która mu ich zabierała, powoli, powolutku - po kawałeczku, raz po raz. A ojciec tylko uśmiechał się i nic nie mówił, kiedy raz pozwolił sobie mu się zwierzyć z z tego problemu, który był, nie, jest dla niego ważny.Ale go wyśmiał. Kpił z niego, kiedy w tamtym momencie do tych nieziemskich oczu cisnęły mu się łzy.
Ojcze, ukarz mnie, bo zgrzeszyłem. Bo, czy nie przykazałeś kochać swych rodziców? Jeśli jest we mnie nadal odrobina człowieczeństwa, daj mi chwilę na złapanie oddechu. I nie gniewaj się.
Obrzydzenie mi przejdzie, Tato. Jutro nie będę o tym pamiętał, ale teraz Cię przepraszam za łamanie Twoich przykazań - i za to, że to jedno łamię bezustannie.
*** 475
Tak w emocjach. Lubię z siebie to wyrzucać, w sumie czuję już, że mi przeszło. Miła terapia, polecam! :)
![](https://img.wattpad.com/cover/133719833-288-k710310.jpg)
CZYTASZ
Kot z Cheshire
Short StoryTo tylko myśli, które uciekają za każdym razem, gdy w mojej dłoni znajdzie się pióro. Albo po prostu coś, co siedzi mi w głowie od dłuższego czasu i nie może znaleźć ujścia, bo nie posiada własnej książki. Zadedykowane dla moich słońc, które rażą s...