Prolog

740 89 11
                                    

  Nie mogę powstrzymać delikatnych ruchów głowy i stopy przez rozpoczynający się refren jednej z moich ulubionych piosenek grandson. Sama nie zauważam, kiedy pierwsze słowa cicho wydostają się z ust, irytując przy tym prawie siedemdziesiątkę innych uczniów, którzy przyszli tu po to, aby nareszcie się wykazać.

  Przesuwam gońca i przygryzam paznokcia, zaskoczona, że sztuczna inteligencja tak umiejętnie mnie przechytrzyła. Basy zaczynają mnie denerwować, głos mężczyzny rozpraszać i kończy się na tym, że przełączam na spokojną muzykę filmową i wyłączam na telefonie szachy.

  Nie powinnam się w ogóle stresować. Przegrałam przecież zakład. Przyszłam tutaj, bo mi kazali. W pierwszym etapie naprawdę mi się poszczęściło, ale teraz otaczają mnie geniusze, potwory w swoich dziedzinach. Na dodatek tak... umiejętnie zepsułam rozmowę z dyrektorem i sekretarką. Nie powinno mnie to w ogóle obchodzić, ale ile można samego siebie okłamywać? Przecież każdy chciałby dostać się do liceum Di Contanzi i nie przejmować się przyszłością. Każdy chciałby mieć znajomych bogaczy, wyglądać tak jak oni, jeść wytrawne potrawy i odnosić same sukcesy.

  Z okazji stulecia założenia szkoły zostanie przyjęta garstka uczniów, która nie będzie musiała płacić za akademik, nauczanie i nawet cholerne jedzenie. Teraz każdy może zostać kimś.

  A ja to tak brutalnie zepsułam. Nie pamiętam, czy cokolwiek powiedziałam. Jąkałam się gorzej od mojej mamy, wyszłam na wystraszoną frajerkę, która nie potrafi poradzić sobie z presją.

  Trzeba mieć pecha. 

  Wzdycham głośno, a jakaś dziewczyna spogląda na mnie, lekko zaniepokojona. Monumentalne, dwuskrzydłowe drzwi się uchylają i z gabinetu dyrektora wychodzi młoda kobieta. Jej wzrok biegnie po dużym pomieszczeniu, uśmiecha się uprzejmie, współczująco, a na końcu jasne spojrzenie ląduje na kartce. Drgam, przerażona i pocieram o siebie drżące dłonie. Jakieś dziewczyny do siebie się przytulają, inne piszczą, wątły chłopak musi usiąść i przez chwilę się martwię, że zaraz mi tu zemdleje.

   – Każdy z was jest wyjątkowy, ale taką szansę ma zaledwie dziesięć osób. Musicie wiedzieć, że i tak wiele osiągnęliście. Nie poddawajcie się. Gońcie za marzeniami.

  Krzywię się, słysząc ckliwą gadkę o czymś i o niczym. Takie... proste i banalne gadanie chyba tylko popsuje im humor i pokaże, że w sumie kobieta ma ich gdzieś.

  Potem coś jeszcze mówi, ale nie zwracam na to uwagi. Wbrew sobie i swojemu postanowieniu, ściągam jedną słuchawkę, chcąc usłyszeć nazwiska przyjętych osób. Chwalebną listę zaczyna jakiś chłopak, który przybija piątkę ze swoimi znajomymi i wchodzi do gabinetu dyrektora. Z każdym imieniem czuję coraz to większy ścisk w sercu i liczę na cud.

  Bądź obojętna, bądź obojętna, od początku wiedziałaś, że i tak nic z tego nie będzie.

   – Aria Evans.

  Przez chwilę po prostu siedzę i tępo wpatruję się w kobietę. Oprócz głosów zawodu słyszę ciche pytania i rozbawienie. Ktoś tu lubi seriale. Pretty Little Liars? A coś nie było podobnego w Grze o Tron?

  Ignoruję to i zesztywniała wstaję, niedbale zbieram swoje rzeczy i niczym tyczka kieruję w stronę gabinetu dyrektora.

  Zatrzymuję się przed ogromnymi drzwiami, ostatni raz na nich wszystkich spoglądam i sama do siebie cicho mówię:

   – Co tu się odpierdziela? 

PerswazjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz