IV

499 45 12
                                    

Nim przejdziemy do czytania, mam dla Was malutki konkursik.

Zauważyłam, że lubicie tą serię i wpadłam na pewien pomysł.

Jeśli chcecie, by kolejne części pojawiały się o wiele szybciej, musicie coś zrobić.

To nie jest nic trudnego.

Wystarczy, że napiszcie krótkie opowiadanie Sheith ( temat dowolny ) lub narysujecie ilustracje/okładkę/fanart do tej oto opowieści ( możecie też narysować do swojej, jak chcecie ).

Można pracować w zespołach.
Kto chętny, niech pisze!

Z niecierpliwością czekam na wasze prace!!!

______________________________________

Dziewczyna otworzyła oczy.

Nie myliła się!

To był głos Shiro, a on stał tuż przed nią. Wyglądał inaczej: miał na sobie swoją zbroję Paladyna i w ogóle, ale otaczającą go aura nie była taka przejrzysta i lśniąca jak Pidge.

Była purpurowa.

Spojrzenie miał zdezorientowane i przerażone, gdy wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.

- Pidge, co ty...? - jego postać błysnęła, a potem zniknął w powietrzu, jakby nigdy go tam nie było. 

Pidge wymamrotała przekleństwo i zamknęła oczy, skupiając się ponownie na tym mentalnym obrazie Shiro. Używając tych samych technik, które ćwiczyła na pokładzie treningowym razem z innymi, wyobraziła sobie sznur wijący się wokół tego obrazu, przyciągając Shiro bliżej niej cal po calu.

Coś jeszcze szarpnęło linę. To był Czarny, próbując pomóc, i w ciągu kilku sekund głos Shiro znów rozbrzmiewał w zimnej pustce.

- ...co tu robisz? Jak się tu dostałaś?

Pidge zamrugała, otwierając oczy powoli, starając się utrzymać obraz Shiro w głowie i jednocześnie z nim rozmawiać.

- Uh, gdzie jesteśmy?
- To jest Plan Astralny -  powiedział Shiro, jakby to miało wyjaśnić cokolwiek, i zrobił krok naprzód. Pidge, zaskakująco od ostatniego tygodnia, nie bała się. Ciepło nadal wypełniało jej klatkę piersiową i jej nie opuściło - wszystko, co było nie tak z tym drugim Shiro, nie miało na niego wpływu. Był tutaj bezpieczny.

 - Co się dzieje? - kontynuował mężczyzna.
- Poprosiłam Czarnego, żeby mnie tutaj przeprowadził- jej dłonie zacisnęły się na koszulce. - Ty... zachowujesz się dziwnie, a ja chciałam...
- Chwila, co? - Shiro przechylił głowę, wpatrując się w jej oczy, a dziewczyna nie ukrywała zaskoczenia.

Ten Shiro był zupełnie inny niż ten który był na Zamku. 

Czy to ma w ogóle jakikolwiek sens?!!

- Co masz na myśli mówiąc, że zachowuję się dziwnie? Byłem... - nagle zmarszczył brwi, w jego oczach błysnęło przerażenie, a sam wyskoczył do przodu, by złapać dziewczynę za ramiona.
Pidge była zaskoczona tym, że uścisk był taki sam, jak w realnym życiu.

- Posłuchaj mnie - słowa były zacięte, ale nie były rozkazem czy groźbą. To prośba, a Pidge szybko pokiwała głową, nawet nie myśląc. - Nie wiem, kto z wami przebywa na Zamku, ale ktokolwiek to jest, to nie ja. Rozumiesz, Pidge? Byłem tu od bitwy z Zarkonem.
- Co? - pisnęła Pidge.
- Nie wiem, co się stało - Shiro cofnął się, puszczając ją. Jego ramiona w geście rezygnacji opadły w dół. - Walczyliśmy, otworzyłem skrzydła Czarnego, potem zemdlałem i kiedy się obudziłem, byłem tutaj. Nie wiem, dlaczego Czarny mnie tu przywiózł, a on mi nie chce powiedzieć - przeniósł wzrok z powrotem na szeroko otwarte oczy Pidge. - Ile czasu minęło od tej walki?
- Uh, myślę, um, około sześciu miesięcy? Może? - zająkała się dziewczyna.
Shiro spojrzał na nią z niedowierzaniem, a potem spojrzał na otaczającą ich pustkę.

W jego oczach błyszczał niepokój.

- Cholera - odetchnęła Pidge. - Cholera . Shiro, człowieku, musimy cię stąd zabrać. Ten oszust, który z nami jest szkodzi całemu zespołowi.

Mężczyzna błyskawicznie obrócił się w jej stronę, z wymalowanym przerażeniem ba twarzy - Co masz na myśli? Czy kogoś skrzywdził?

Pidge wzgrygnęła się na to pytanie.

- Tak. W ostatnich kilku bitwach ja i Lance znależliśmy się w kapsułach - Shiro zacisnął ręce w pięści, ale nic nie mówił. - I uderzył Keitha.

W oczach biało grzywego błysnęła furia, jakiej Pidge jeszcze nigdy nie widziała.

Nastąpiła napięta przerwa, cisza przed burzą, a potem Shiro rozpadł się. 

Połączenie się zerwało.

Pidge zamrugała i ponownie znalazła się w kokpicie Czarnego Lwa, skołowana i zdezorientowana.

Dziewczyna szybko upewniła się, czy jej kończyny nadal są na swoich miejscach. Jej umysł pracował gorączkowo, usiłującpojąć, co się właśnie wydarzyło.

Co do diabła, do diabła, do diabła!

Przerwało jej ciche warczenie Czarnego Lwa.

Skup się.

- A, tak, racja! - powiedziała. Wzięła głęboki oddech i uspokoiła się. - Muszę iść po Allurę.

______________________________________

Chcę wam wszystkim podziękować za wasze miłe komentarze i motywację do dalszego pisania.

Dzięki wam czuje się najczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Jesteście wielcy!!!♡♡♡♡♡

To nie twoja wina | Sheith/Kidge ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz