Kurwa. To jedno słowo tworzyło pełną wiązankę w moich myślach.
Przebiegłem przez całą długość korytarza, nawet nie myśląc o zabraniu czegoś do ubrania. Zeskakując ze schodów, w pośpiechu zapinałem suwak bluzy.
Spóźniałem się cztery godziny. Pięknie!
W dwie minuty dobiegłem do samochodu. Czując na twarzy krople deszczu, przekląłem pod nosem i nasunąłem na głowę już lekko mokry kaptur.
Czułem się jak na wyścigach. Moje dłonie drżały, dlatego wciśnięcie kluczyka do stacyjki nie było takie proste. Wygrzebałem ze spodni telefon, a widząc baterię pokazującą 1%, odrzuciłem urządzenie na siedzenie pasażera.
Wiadomości odczytam później, pomyślałem i powoli zacząłem wyjeżdżać z podjazdu.
Droga do szpitala nie zajmowała mi zazwyczaj dużo czasu, dlatego nie panikowałem. Rzadko zdarzały się korki, a tym bardziej duży ruch w tak paskudną pogodę.
Widząc przed sobą zielone światło, docisnąłem gazu i w ostatniej sekundzie przejechałem bezpiecznie przez skrzyżowanie. Nie byłem złym kierowcą. Prawko robiłem dosyć późno, ale to w ogóle nie odbijało się na moich umiejętnościach, czy doświadczeniu.
Czułem jak moje serce z każdym kilometrem przyspiesza.
Jeszcze nigdy się nie spóźniłem, nigdy nie kazałem mu na siebie czekać.
Cholera jasna!
— Czy nagle wszystkim zebrało się na późne odwiedziny? — zapytałem samego siebie, rozglądając się jak głupi po zatłoczonym parkingu, by tylko dojrzeć w deszczu jakieś miejsce.
Po równo dziesięciu minutach rzuciła mi się w oczy wolna przestrzeń między latarnią a murem, jaki ograniczał teren szpitala. Miejsce nie było jakieś spore, dlatego kolokwialnie mówiąc "wryłem się tam na chama".
Po wyjściu z samochodu i zatrzaśnięciu drzwi, bo tylko tak można było zamknąć tego grata, skierowałem się w stronę wejścia. Rozpadało się nie na żarty. Czułem jak moje skarpetki i trampki są całe przemoczone i dziwnie w nich chlupie.
— Witamy panie P-park — powiedziała niepewnie recepcjonistka, widząc jak wyglądam.
W tamtej chwili nie specjalnie obchodziły mnie uprzejmości. Nie była ode mnie starsza, ledwo po stażu, dlatego zbyłem ją i skierowałem się w stronę korytarza, prowadzącego na oddział Yoongiego. Miałem tak wielką nadzieję, że jeszcze spał i nie zauważył mojej nieobecności.
— Halo, panie Park, proszę zaczekać — Pielęgniarka zaczęła mnie wołać, a później ciągnąć za ramię.
— Niech mnie pani puści — warknąłem niemiło, przez co stanęła przede mną już z o wiele mniej przyjaznym wyrazem twarzy.
— Nie. Nie może pan tam wejść w takim stanie — odparła, patrząc na mnie gniewnie.
— Za chwilę wyschnę.
— Proszę je założyć — rozkazała, wyciągając z kieszeni fartucha opakowanie foliowych ochraniaczy na buty.
— Eh, dziękuję — dodałem nieco milej, na co lekko się uśmiechnęła.
— Niech pan idzie, bo i tak jest pan spóźniony — dodała, poklepując mnie po ramieniu.
Mrucząc kolejne podziękowania, przyspieszyłem kroku.
CZYTASZ
決別 goodbye。 yoonmin ✓
Fanfictionpjm + myg ⚣ 決別 - pożegnanie Jimin zawsze był przy Yoongim. Yoongi zawsze przy Jiminie. Gdy śpiące słońce chowało się za falami busańskiego morza, gdy niebo płakało, a pianino w ich salonie cichło z każdym dniem. Yoongi stał się połową duszy Jimina...