Rozdział 1

129 8 0
                                    

Dlaczego każdy powtarza, że wszystko się ułoży, że wszystko będzie dobrze, albo, że przesadzam? Gówno wiedzą jak się czuję. Nie znają mnie. Nie wiedzą co to wszystko dla mnie oznacza. Nie wiedzą jak ciężko jest mi się pozbierać, wstać rano, już nie mówiąc o wyjściu z pokoju do cholernego salonu, albo pokoju obok. Widok pustych krzeseł w jadalni, pustej kuchni bez biegającej wokół wyspy kuchennej drobnej szatynki – to wszystko powoduje we mnie wewnętrzną eksplozję. Wewnątrz rozpadam się na setki drobnych kawałków, nie ma mnie. Zewnątrz nie okazuję uczuć. Nie drga mi nawet powieka. Wyglądam jakbym miała jakiś paraliż. Każdy obcy głos w moim domu doprowadza mnie do furii. Chcę wyjść z łóżka, zacząć krzyczeć, rzucać talerzami i wszystkim co złapię w rękę, ale tego nie robię. Nie mogę. Obiecałam być dzielna. Obiecałam to jej. Obiecałam być posłuszna, grzeczna... Takie rzeczy do jasnej cholery obiecuje mała dziewczynka, gdy zostaje pod opieką sąsiadki, gdy mama wychodzi na zakupy! Ja mimo szesnastu lat też obiecałam. Jestem zła na siebie. Nie, jestem jednak zła na nią. Zła, że poprosiła mnie o to. Zła, że zostałam teraz sama.

– Lily przyniosłam ci coś do zjedzenia. Proszę, chociaż cokolwiek przełknij – ciocia Maya od kilku dni opiekuje się mną jak jajkiem. Wiem, że jest jej również ciężko jak mi, ale ona straciła przyjaciółkę, a ja matkę. Ona znajdzie kolejną za niedługo, a ja nie. Nikt mi nie zastąpi tej delikatnej, kruchej kobietki, która tak bardzo różniła się ode mnie.

– Nie jestem głodna – jedynie, co potrafię odpowiedzieć. Czuję, że materac koło mnie się ugina, a za chwilę ktoś delikatnie dotyka mojego ramienia.

– Wiem słońce, ale chociaż troszkę – ta rudowłosa kobieta nigdy się nie poddaje.

– Czemu to takie trudne? Tak bardzo boli? – szepczę i jednocześnie próbuję powstrzymać napływające łzy.

– Pamiętaj, że ona zawsze chciała wszystkiego, co najlepsze dla ciebie. Na pewno nie chciałaby, żebyś teraz zagłodziła się albo odizolowała od wszystkich. Mimo, że teraz dosłownie wszystko się zmieni w twoim życiu... ona zawsze będzie w twoim sercu. Będzie z tobą czy tego chcesz, czy nie. Sama ci to powiedziała prawda? – mam chęć wstać i przywalić jej. Nie mogę tego słuchać. Zaciskam mocno szczękę i pięści na kołdrze.

– Nie chce tam jechać. Nie chce być tam. Dlaczego nie mam nic do powiedzenia? – podnoszę lekko głos. Ciocia głaszcze mnie po głowie i próbuje uspokoić.

– To nie potrwa wiecznie. Oderwiesz się, zaczniesz żyć na wyższym poziomie. Twój tato się stara, żeby wszystko było jak się należy – mówi to wyjątkowo spokojnie. Podnoszę się do pozycji siedzącej.

– Nie waż się go tak nazywać. To obcy facet! Nigdy się mną nie przejmował, jego rola ojcowska kończyła się na marnych alimentach. Nie wiem, dlaczego mama wymyśliła, że mam trafić do niego! – zaczynam krzyczeć. Jestem na tyle dużą dziewczynką, że mogę zostać sama i sama się sobą zająć, ale każdy wie lepiej!

– Proszę... – szepcze rudowłosa – nie zaczynaj znowu. Skończysz naukę i wrócisz tutaj, jeżeli tylko zechcesz – takie rozmowy trwają już kilka dni. Nikt mnie nie chce zrozumieć.

– Dlaczego nie mogę zostać z tobą? – fukam – ciebie chociaż znam od zawsze – dodaję.

– Wiesz doskonale dlaczego – całuje mnie w skroń – po pierwsze to przez moją pracę, po drugie jedziesz do ojca, a ja jestem obcą osobą – łapie mnie za dłonie, a po chwili przytula.

– Proszę cię... – drwię – jesteś moją matką chrzestną, a tamten dupek jest zupełnie obcą osobą i nawet nie będę z nim rozmawiać – odpowiadam gniewnie.

– Zanim jutro wyjedziesz mogę cię zaprosić na spacer? – widzę, jak zbierają się w jej zielonych oczach łezki. Jej też jest ciężko z tą całą sytuacją. Za kilka dni wyjeżdża na drugi koniec świata, ponieważ jest fotografem i tam ma niezłe zlecenie. Dobrze, że istnieją telefony oraz połączenia internetowe, ponieważ chyba bym już umarła z tęsknoty za tą wariatką. Obie – moja mama i Maya – różniły się wszystkim. Podejściem do życia, do wychowywania dzieci, do facetów, do mody. A jednak nie potrafiły żyć bez siebie. Znały się prawie całe życie, wiedziały o sobie wszystko. Nawet nie miały przed sobą tajemnic. Wspierały, ochrzaniały i karciły nawzajem. Czasem się zastanawiam czy śmierć jednej z nich nie jest bardziej traumatyczna dla tej drugiej, a niżeli dla mnie.

Udało mi się przebrać w cokolwiek, co nadaje się na wyjście z domu, a było akurat na wierzchu walizki. Nawet nie wiem, kiedy ta kobietka tak szybko mnie spakowała. Sama w życiu bym się za to nie zabrała. Zawsze zazdrościłam im energii, chęci do życia i ciągłego uśmiechu na twarzy.

– Gotowa? – ciocia wpadła do pokoju, żeby mnie pogonić, a przyłapała na oglądaniu się po swoich czterech kątach – ohh... nie przesadzaj! Nie żegnasz się z domem na całe życie! Kilka lat i jesteś tutaj z powrotem – zachichotała i dała mi kuksańca, ale tylko przewróciłam oczami i ruszyłam przed siebie. Jednak chcę stąd tylko wyjść. Zbiegam po schodach i w salonie rzuca mi się w oczy, postać stojąca do mnie plecami. Rozmawia przez telefon. Zerkam na jego czarny garnitur i mam chęć prychnąć na głos, ale się powstrzymuje. Łapię za klamkę, gdy słyszę swoje imię.

– Lily – mówi nie pewnie. Odwracam się automatycznie i patrzę na jego podłużną twarz. Zaciskam zęby i z całej siły trzaskam drzwiami frontowymi. Mam nadzieję, że Maya szybko wyjdzie za mną i nie będzie się tłumaczyć po raz kolejny za mnie. 

– Mogłabyś być milsza – słyszę krytykę w jej głosie. Podnoszę brew i zerkam na nią jakby zerwała się z choinki.

– Uderzyłaś się w głowę? – krzywię się jakbym zjadła co najmniej cytrynę.

– Ah... Lily, Lily. Będę za tobą tęsknić – przytula mnie mocno. Miałyśmy iść na spacer, ale siadamy na bujanej ławce, która stoi na tyłach ogrodu – Mam coś dla ciebie. Obiecaj mi, że otworzysz to dopiero za kilka dni, gdy będziesz już w nowym pokoju i gdy troszkę ochłoniesz. Dobrze? – mówi bardzo poważnie. Zerkam na pakunek w jej rękach i zastanawiam się co tam ma. Najchętniej bym otworzyła to od razu.

– Czyli za sto lat? – mówię sarkastycznie.

– Lily! – karci mnie. Znowu.

– No dobrze! – bronię się. Za chwilę rzucam się jej na szyję i zalewam łzami. Łzy leją mi się strumieniami, jakby nagle uwolniły się wszystkie, które powstrzymywałam od kilu dni – Będę tak bardzo za wami tęsknić. Tak bardzo będzie mi was brakować. Kocham was! – mówię przez łzy. Ciocia również zaczyna płakać. Ściągam swój ulubiony łańcuszek z małą jaskółką i zapinam jej na szyję. Doskonale wiem, że nie jest on w jej stylu – proszę noś go, żebyś nie zapomniała o mnie – szepczę.

– Nigdy tego nie zrobię – oburza się lekko – Ale dobrze. Nigdy go nie zdejmę. Obiecuje. – po tych słowach całuje mnie mocno w czoło i znowu przytula.

– Dziękuje – szepczę ledwo słyszalnie.

– Chodź skończymy cię pakować, ponieważ mało czasu zostało – mówi drżącym głosem, a następnie ciągnie mnie za sobą. Najchętniej poprosiłabym o zabicie mnie, ale wiem, że się tego nie doczekam. 

ChangeWhere stories live. Discover now