***Prof. Alex***
Gwizdek. Rozpoczęcie gry. Kafel w moich dłoniach. Krzyk Oliviera Wooda. Trzy obręcze majaczące przede mną. Strzał. 10 punktów dla mojej drużyny. Tłuczek lecący w moją stronę. Unik. Harry złapał znicza. Kolejne krzyki Wooda.
Przez cały trening byłam jakby nieobecna. Oczywiście siedziałam na miotle i wywiązywałam się z obowiązków szukającej, ale duchowo byłam gdzieś bardzo daleko. Nie mogłam znieść myśli, że całe moje życie było jednym wielkim złudzeniem. Dowiedziałam się czegoś czego nigdy nie powinnam wiedzieć i to z ust moich fałszywych przyjaciół. Los bywa okrutny i właśnie się o tym przekonałam.
*** 3 godziny wcześniej ***
Pospiesznie przemierzałam szkolne korytarze w poszukiwaniu Hermiony. Wcześniej wspominała, że razem z Ronem miała udać się do profesor McGonagall w jakiejś tam sprawie ale od jej wyjścia z dormitorium minęło już 1,5 godziny, a ja ze swoim wypracowaniem z numerologii nie posunęłam się nawet o jedno zdanie. Zdenerwowana na początku udałam się do swojego brata ale oczywiście zapomniałam, że on w ogóle nie uczęszcza na ten przedmiot więc nie mógł mi z nim pomóc. Zatem z niechęcią musiałam poczekać na moją współlokatorkę, która jako jedyna mogłaby mi udzielić jakiś porad. Niestety nie jestem cierpliwą osobą i po krótkim czasie udałam się na jej poszukiwania. Gdy dotarłam do gabinetu McGonagall okazało się jednak, że dwójka moich przyjaciół nie dotarła do profesorki, a ona sama nie miała bladego pojęcia dlaczego mieliby się u niej w ogóle pojawiać. Zdziwiona wytłumaczyłam się tym, że chyba coś mi się pomyliło i czym prędzej opuściłam jej pokój. Dziwna sprawa. Mimo to postanowiłam przejść się po szkolnych korytarzach z nadzieją ich znalezienia. Po pewnym czasie usłyszałam znajome głosy w opuszczonej klasie na mniej uczęszczanym korytarzu. Jednak ich rozmowa powstrzymała mnie od wejścia do gabinetu.
-Ile jeszcze musimy to ciągnąć?! Mam już tego wszystkiego dosyć! Nie mam ochoty dalej odgrywać roli jej przyjaciela!
-Ron! Dobrze wiesz, że to nasz obowiązek. Zresztą Dumbledore nie zleciłby nam tego zadania gdyby w nas wątpił.
-Wiem ale...
-Ron nie ma żadnego „ale"! Robimy to tylko i wyłącznie dla dobra Harrego! Jego misją jest zabić Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać i my musimy go wspierać!
-WIEM! Ale jego przygłupawa siostra nie jest nam do niczego potrzebna!- Krzyknął Ron wyrzucając z siebie to co najwyraźniej dręczyło go od jakiegoś czasu.
Dobrze znałam ten ton. Zawsze używał go w stosunku do Malfoya i innych Ślizgonów, ale nigdy nie przypuszczałabym, że może w tan sposób mówić o mnie. Do moich oczu zaczęły napływać łzy ale postanowiłam dalej stać cicho i dowiedzieć się o co tak naprawdę im chodzi.
-Ronaldzie Weasley! Zdaję się, że zapomniałeś o tym o czym mówił nam dyrektor! Pamiętaj, że Alex jest nam w tej chwili bardzo potrzebna jeśli chcemy by plan Dumbledorea wypalił!
-W takim razie ten plan może nie jest taki idealny skoro uwzględnia tam JĄ!
-Dobrze wiesz, że przeklęta Potter żyje tylko dlatego by w odpowiednim momencie umrzeć!- Krzyknęła Hermiona wkładając w to zdanie tyle wrogości wobec mnie ile tylko mogła.
Czułam, że mój świat w tamtym momencie rozwalił się na miliony małych kawałeczków. Nogi zaczęły się pode mną uginać, a ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Nie mogłam jednak zdobyć się na to by stamtąd uciec. Jakby jakaś niewidzialna siła kazała mi tam stać i dalej słuchać tych wszystkich okropnych i niemożliwych do pojęcia słów.
-Miona przepraszam, że w ogóle zacząłem ten temat. Wiem, że ty także nie przepadasz za Alex i na dodatek musisz z nią dzielić jeszcze dormitorium. Naprawdę przepraszam.
-Ron nic się nie stało. Ta rozmowa była nam obu potrzebna. Zastanawiam się tylko dlaczego zaprzyjaźnienie się z Harrym było o wiele łatwiejsze niż z Nią. Nienawidzę tej dziewuchy, naprawdę nienawidzę!
-Masz rację. Harrego da się lubić i jego chyba mogę nazwać przyjacielem ale jego siostra to co innego. Ale nie mamy się czym martwić. W końcu niedługo Dumbledore wcieli swój plan w życie i nie będziemy musieli się już z nią użerać. Wiesz, że ostatnio...
Nie mogłam tego dłużej słuchać. Zaczęłam biec przed siebie niewiele przy tym myśląc. Chciałam w tamtym momencie znaleźć się jak najdalej od tej przeklętej klasy i moich przeklętych, fałszywych przyjaciół. Nie potrwało to jednak długo, bo nieoczekiwanie zza rogu korytarza wyszła postać na którą wpadłam i dzięki niej wylądowałam na tyłku. Usłyszałam kilka siarczystych przekleństw mojego podłogowego towarzysza zanim spojrzałam na niego spod moich załzawionych oczu. Na ziemi, tuż obok mnie, siedział Draco Malfoy, który chyba jeszcze nie zdawał sobie sprawy przez kogo wylądował na posadce. Po chwili gdy i on spojrzał na mnie, atmosfera pomiędzy nami stała się gęsta. Minęła jednak gdy zdał sobie sprawę, że po moich policzkach ciekną łzy.
-Dlaczego płaczesz?- Spytał nie do końca rozumiejąc moją postawę.
Nie spodziewałam się po nim takiej ludzkiej reakcji bez obelg i wyśmiewania więc pod wpływem emocji zaczęłam wyrzucać z siebie jakieś przypadkowe zdania, pociągając przy tym nosem i dalej wylewając z siebie potoki łez.
-Hermiona i Ron... Oni przez cały... To wszystko było tylko jakimś cholernym planem... Przeklęty Dumbledore... - Wykrztusiłam z siebie po czym wstałam i pobiegłam dalej nie zwracając już uwagi na oszołomionego Malfoya.
*** Prof. Draco ***
Siedziałem na tej podłodze jak spetryfikowany. Nie docierało jeszcze do mnie to co się stało. Po chwili jednak wyszczerzyłem się do samego siebie i z triumfem wymalowanym na twarzy czym prędzej popędziłem w stronę lochów. Po kilku minutach byłem już na miejscu i bez pukania wpadłem do gabinetu Snapea. Opiekun mojego domu, widząc mnie, już miał się na mnie wydrzeć gdy przerwałem mu i powiedziałem z przejęciem:
-Ona już wie.
CZYTASZ
Mrok Jaśniejszy Od Światła
FanfictionKłamstwa, wykorzystywanie oraz złudzenia, a oto całe moje życie. Nazywam się Alex Potter. Tak, TA Potter. Od kiedy tylko pamiętam, zawsze stałam w cieniu mojego brata i to dosłownie. Byłam piątym kołem u wozu i przydawałam się innym tylko wtedy gdy...