One

30 0 0
                                    

-Dzień dobry! -krzyknęłam wchodząc do szkoły. Byłam już spóźniona prawie 15 minut na matematykę, a to przedmiot, którego mimo wszystko nie chcę opuszczać. Za rok matura... Mimo iż nie wiązałam z nią żadnej przyszłości, zdać ją trzeba. Jebane koła opisane, wpisane... Czy to mi się jak kolwiek przyda? Jedyne co z matematyką związane jest w przyszłości, to to żeby dobrze obliczyć pieniądze przeznaczone na jedzenie. Nie no żartuję, ale no nie oszukujmy się, w większości przypadków ona mi się zwyczajnie nie przyda.
-Przepraszam bardzo za spóźnienie. - rzekłam wchodząc do klasy. - co przegapiłam? - spytałam się Damona, mojego "przyjaciela". Nie no, Damon to naprawdę mój przyjaciel. Jest totalnym kujonem, co mnie niesamowicie wkurza. Zawsze ma z wszystkiego same 4 i 5. Nie wspominając o tej jebanej matmie.
-Nie wiele, póki co zrobiliśmy jedno zadanie. - odpowiedział
-O jedno za dużo -powiedziałam, na co on jedynie się zaśmiał.
-Mamy dzisiaj zespół? - spytałam bez żadnego powodu, po prostu nie lubię matematyki i nie chciało mi się już myśleć, choć wiem, że to błąd i będę tego żałować
-Czy ja Wam przeszkadzam? -spytała tym swoim skrzeczącym tonem Pani Viper*.
Jak ja nie trawie tej jędzy. Nazwisko pasuje do niej idealnie.
-Nie, przepraszamy. - odpowiedziałam sarkastycznie, na co ona jedynie pokiwała w bok głową i się odwróciła, a ja zaśmiałam się ponownie.

Wychodząc ze szkoły można było poczuć ciepło majowego słońca. Miałam na sobie czarne spodnie, białą koszulkę i moje ulubione bordowe vansy. Na dworze było tak przyjemnie, że bez problemu większość ludzi chodziła ubrana już w krótkich rękawach, tak jak ja.
W drodze do domu zawsze słuchałam muzyki, to zawsze w pewien sposób mnie uspokajało, słyszałam tylko to, co chciałam słyszeć. Lecz dziś było inaczej. Ptaki śpiewały, pogoda była piękna, więc postanowiłam pozachwycać się pięknem natury, bez muzyki w uszach. W tym momencie muzyką było to, co mnie otaczało. Mieszkam w bardzo ładnej dzielnicy. Nie daleko mojego domu znajdował się mały strumyk. Chodziłam tam zawsze, gdy byłam zdenerwowana lub miałam gorszy dzień. Jednak dziś, tak jak wspomniałam, było inaczej. Poszłam tam dla zwykłego spokoju. Aby choć na chwilę uciec od całego świata. By choć na chwilę przystopować. Bez matmy, bez szkoły, bez myśli o rodzicach, maturze. Bez skrzypiec. Bez ciągłego stresu. Zawsze zgrywałam pozory twardej, sarkastycznej, nie przejmującej się niczym osoby. I owszem, byłam taka. Ale byłam również przy tym bardzo... sentymentalna? Nie wiem jak to określić, nigdy nie byłam dobra w okazywania uczuć. Mocno przywiązywałam się do ludzi. Nie było ich w moim życiu wielu, jednak w przeszłości byłam mocno przez nich zraniona. Nie należą już do mojego życia. Pewnie się zastanawiacie o kogo chodzi. Żeby nie zdradzać wszystkiego na początku, na ten moment wspomnę tylko o rodzicach. Ojca nie widziałam od 3 lat. I to dlatego dzisiaj zebrało mi się na te refleksje, bo to dzisiaj mijają 3 lata. Wiem, to dosyć długo, jednak ciągle boli tak samo. Historia jakże prosta, zdradził mamę i zostawił nas dla nowej rodzinki. I mimo iż wykrzyczałam mu prosto w twarz, że go nienawidzę, to w momencie gdybym go zobaczyła, mocno bym go przytuliła. I zapomniałabym. Tak, jak dzisiaj, wśród natury, ptaków i dźwięków strumyka.
Czasem za bardzo filozofuję nad sensem życia.
Powoli robiłam się głodna, więc zaczęłam się zbierać. W drodze do domu wstąpiłam również do sklepu po moje ulubione ciastka, na moją noc z serialem. Jestem totalnie zakręcona na punkcie seriali, oczywiście Netflixa.
-Już jestem! -powiedziałam głośniej, zdejmując przy tym buty, a następnie odłożyłam skrzypce i torbę. Myjąc ręce przed obiadem, myślałam o tym, że czeka dziś na mnie jeszcze matma i instrument. Super. Przynajmniej serial poprawi mi nastrój.
-Hej Rejczel, siadaj, zrobiłam twój ulubiony makaron. - odpowiedziała moja mama.
Jest cudowną kobietą. Świetnie gotuję, dobrze nas wychowuje (tak, mam siostrę, a raczej moja mama wrzoda), a do tego jest bardzo ładna i zadbana. Czasem nie wiem w kogo się wdałam. Ja jestem wysoka, ona niższa. Ja jestem brunetką, ona blondynką. Ona ubiera się bardzo elegancko, a ja luźno, sportowo. Totalne przeciwieństwa. Jedyne co po niej odziedziczyłam, to talent do gry na skrzypcach. To ona zaraziła mnie miłością do tego pięknego instrumentu.
-Gdzie Julie? - spytałam mamy.
Julie to moja młodsza siostra. Kocham ją, bo to jednak ciągle moja siostra, ale jest często taką idiotką, że wątpię czasem w nasze pokrewieństwo.
-Chyba u koleżanki. A czemu pytasz?
-A tak jakoś, jakoś cicho tu i więcej wolnego miejsca od niej i jej ego wielkości całej Europy.
-Rejczel! Przestań, to twoja siostra.
-Cokolwiek. - powiedziałam nieco rozbawiona.
Niestety, mój spokój nie trwał długo. Usłyszałam jak trzasnęła drzwiami i proszę bardzo, o to jej wysokość "jestem młodsza, więc to ty zawsze dostaniesz opierdol od mamy and jestem drama queen".
-Cześć mamo, cześć śmierdzielu.
-Oczywiście, jak zwykle milutka. Spierdalaj.
-Rejczel słownictwo, Julie zostaw siostrę. -powiedziała już nieco zdenerwowana mama.
-To ona zaczęła ! - Krzyknęłam
-Ojoj, tylko się nie popłacz.
-Uspokój się tempaku, bo Ci przywale zaraz -powiedziałam już na skraju wytrzymałości.
-Koniec! Do swoich pokoi, ale już! -krzyknęła mama
-Dziękuję za obiad. -Wstałam obrażona od stołu, choć już i tak chciałam się udać do pokoju. Netflix czeka. No i matma. I gra na skrzypcach. Moje życie ssie.

Pokochałam bad boy'a Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz