Three

17 0 0
                                    

Była godzina prawie 3 nad ranem. Damon odwiózł mnie do domu, bo byłam dosyć roztrzęsiona i wiem, że sama nie byłabym w stanie dotrzeć sama do domu. Wyjełam klucze z torebki i bardzo cicho starałam się otworzyć drzwi. Po zakończeniu tego trudnego zadania rozebrałam buty i kurtkę i na palcach udałam się do pokoju, jednak na marne. W salonie siedziała moja mama.
-Miałaś wrócić wcześniej... - rzekła zdenerwowana mama - I jak ty wygladasz?! Marsz do pokoju, masz szlaban na dwa tygodnie i zero netflixa!
O nie, co to to nie.
-Jeny mamo, bez przesady. Tylko nie netflix!
-Przemyślę to. A teraz do spania. - powiedziała, zgasiła światło i poszła do swojej sypialni. Ja również udałam się do swojego pokoju zahaczając po drodze o łazienkę. Ciągle czułam na sobie ten obrzydliwy oddech i dotyk, a na dodatek byłam cała brudna i rozmazana na twarzy. Umyłam się szybko moim ulubionym kokosowym żelem pod prysznic, a następnie szybko umyłam twarz i zęby. Przebrałam się w dużą bluzę Damona, którą mu kiedyś ukradłam. Założyłam na siebie również krótkie spodenki i położyłam się do łóżka.
Nie umiałam zasnąć. Ciągle w głowie siedział mi ten tajemniczy chłopak. Ciekawe kim był i czy go jeszcze spotkam. Chyba wolałabym nie... Na dodatek ta dziewczyna. Kim ona była? Przecież nie jestem chora, widziałam ją. To wszystko nie miało sensu. Zegar wskazywał godzinę prawie 5. I tak już nie zasnę. Zaczęłam przeglądać Facebooka z myślą, że może gdzieś znajdę tego tajemniczego chłopaka. Na próżno, szukałam prawie 30 min. Jakby ktoś taki nie istniał. A może ja zwariowałam. Może nie było ani go, ani tej dziewczyny? Aby się odmóżdżyc przebrałam swoje krótkie spodenki z piżamy na długie dresowe, spiełam włosy w wysokiego kucyka i wyszłam prędko z domu aby troszkę się przewietrzyć. Czuję, że mój szlaban przedłuży się o kolejne dwa tygodnie, ale cóż, wszyscy wiedzą, że jestem buntownicza. Wzięłam ze sobą jakieś drobne, bo stwierdziłam, że po drodze kupię sobie kawę aby jakoś żyć po tej ciężkiej nocy. Szkoda, że jest czynna dopiero od 8... Postanowiłam więc najpierw udać się w moje tajne miejsce. Tam zawsze się rozluźniam, na dodatek pięknie widać tam wschód słońca. Usiadłam wygodnie na trawie i zamknęłam na chwilę oczy, gdy nagle usłyszałam szelest wśród krzaków.
-Jest tu kto?! - krzyknęłam wystraszona, bo jest to miejsce, które raczej nie jest odwiedzane przez ludzi. I nagle moim oczom ukazał się on. Nie mogłam uwierzyć, mój tajemniczy wybawca.
-Witaj Rejczel - powiedział swoim niskim i groźnym tonem.
-Słuchaj, kim ty jesteś? I co tu robisz? - spytałam zszokowana, na co ten jedynie się zaśmiał oblatując mnie wzrokiem. Nie dziwie się w sumie, wyglądałam tragicznie: dresy, byle jak spięte włosy i brak makijażu. Tak, cała ja.
-Za dużo chcesz wiedzieć Rejczel - odpowiedział w końcu.
-Słuchaj, to chyba nie jest wielka tajemnica móc znać twoje imię.
Moja irytacja powoli wzrastała.
-Wystarczy, że ja znam twoje. Co tu robisz sama?
On tak na serio? Co to jest za typ? Ale on ma nieziemskie oczy... Stop! Rejczel, uspokój się!
-Eh... Przyszłam pomyśleć nad dzisiejszą nocą - odpowiedziałam zrezygnowanym głosem, mimo że go nie znałam już wiedziałam, że będzie to trudny typ człowieka.
-I na co wpadłaś? Że jesteś glupiutka, że sama chodzisz po ciemnym lesie i gdyby nie ja już byś nie żyła?
-Mniej więcej. Ale poradziłabym sobie sama.
Na tą odpowiedź parsknął śmiechem. Ale ma piękny śmiech, taki melodyjny... Dobra Rejczel, odpierdala ci z powodu braku snu.
-Jasne - odpowiedział na to rozbawiony.
Zapadła krótka cisza, nie była ona jednak niezręczna. Ciszę tą wypełniały odgłosy budzących się ptaków. Rozmarzyłam się na krótką chwilę, ale tylko krótką, bo przypomniałam sobie o tym typie obok mnie.
-Więc... Ja będę już lecieć, bo jestem nieco głodna i no... - marna wymówka Rejczel.
-Ja też jestem głodny, może wybierzemy się na śniadanie? - zapytał, a ja byłam w wielkim szoku.
-Jasne. - odpowiedziałam.
Czekaj co?! Czy ja się zgodziłam. Jestem spierdolona do potęgi - Znam fajną kawiarnie niedaleko, a muszę napić się kawy, bo zaraz zemdleję.
-Ja tak samo, ale mam lepszy pomysł. Ja zabiorę Cię w miejsce, w którym zjemy. - powiedział pewnie
-Zapomnij! Jeszcze mnie uprowadzisz.
Po kasku wnioskuję, że jesteś motorem, więc nie ma opcji.
-No dawaj. Postawię Ci sztywniaro.
O nie, nie jestem sztywna, co za pajac.
-Dobra, a więc prowadź.
Udaliśmy się w stronę motoru. On zaczął na niego wsiadać, kiedy zdałam sobie sprawę, że ma on tylko jeden kask. Wiedziałam, że chce mnie zabić, wiedziałam to od początku.
-Gdzie drugi kask? - zapytałam w końcu.
-Weź mój - powiedział groźnie. Czemu on ciągle musi brzmieć tak strasznie?
-A ty? Jeszcze coś się stanie i... - nie dane mi było dokończyć, bo spojrzał na mnie tymi swoimi strasznymi oczami i już wiedziałam, że z nim nie wygram. Trudny typ, ale ja lepsza nie jestem. Koniec końców ubrałam ten kask, on odpalił motor i ruszyliśmy. To było niesamowite uczucie! Ta szybkość była jak ogromny zastrzyk adrenaliny. Jak narkotyk. Pierwszy raz w życiu coś takiego czułam. Jechaliśmy tak może z 20 minut, aż w końcu dotarliśmy na miejsce. Był to niewielki, przydrożny bar.
-Jesteśmy - parsknął.
-Wow, no co ty. Nie domyśliłam się - odparłam sarkastycznie.
On spojrzał się tylko tym jego wzrokiem i poszedł do baru nie patrząc za siebie. Pobiegłam za nim, bo mimo że do niskich nie należę dogonić go to wyczyn. Ile on ma, 2 metry? Na pewno sporo, bo jest wyższy ode mnie prawie o 1,5 głowy.
Wchodząc do baru można było poczuć ten typowy zapach amerykańskiego śniadania i świeżo parzonej kawy. O tak, kawa.
Usiedliśmy w stoliku przy oknie i wzięliśmy karty menu. Po krótkim zastanowieniu podeszła do nas młoda kelnerna. Ubrana w mini, białą koszule rozpiętą prawie do połowy biustu i podwiniętymi rękawami.
-Czy mogę przyjąć zamówienie? - spytała wysokim głosem.
-Ja poproszę jajecznicę z dwoma tostami i czarną kawę - powiedziałam i zamknęłam swoje menu.
-A ja poproszę naleśniki, również czarną kawę i twój numer.
Jak to usłyszałam to myślałam, że jebne, przysięgam.
Ku mojemu zaskoczeniu kelnerka zaśmiała się i rzekła:
-Zobaczę co da się zrobić. Czas oczekiwania 15 minut.
Przepraszam, co to było?!
-Serio? Co to za akcja typie? - zapytałam zażenowana.
-A co zazdrosna?
-Chciałbyś... - odpowiedziałam rozbawiona
-A więc, opowiedz mi coś o sobie Rejczel. - powiedział, a ja myślałam, że się przesłyszałam.
-Ty chyba sobie kpisz... Wiesz o mnie więcej niż ja o Tobie. Co ja mam w ogóle w głowie, że przyjechałam na motorze z typem, którego imienia nawet nie znam.
-To się nazywa spontaniczność kochanie.
-Nie, to się nazywa niedojebanie - odpowiedziałam mu
-Tak, to też - powiedział rozbawiony, na co pokazałam mu środkowy palec.
Wtem przyszło nasze jedzenie, a wraz z nim ta typiara. Wręczyła mu serwetkę, pewnie z numerem telefonu. Typowo.
-Żałosne - powiedziałam i wzięłam pierwszego gryza do buzi. Matko, ale dobre - pomyślałam.
-Chciałabyś być na jej miejscu - powiedział biorąc łyk kawy.
-Kurde, rozgryzłeś mnie - powiedziałam, a ten się zaśmiał.
Nastała chwila ciszy. Zabraliśmy się za nasze posiłki. Denerwowała mnie ta cisza i kiedy chciałam już coś powiedzieć nagle on się odezwał...
-Interesuję się motoryzacją.
Wow czy on to powiedział sam z siebie?
-Mmm, nie trudno się domyślić, po fakcie, że jeździsz na motorze - rzuciłam.
-Doceń, że mówię o sobie cokolwiek.
A ty czym się interesujesz? Wnioskując po lewej ręce pewnie grasz na jakimś instrumencie. Nie pytaj skąd wiem takie rzeczy - powiedział.
Zamurowało mnie. Czyżby on też grał na jakimś instrumencie? Normalni ludzie nie zwracają uwagi na takie detale.
-Gram na skrzypcach. Już prawie 12 lat. To moja ogromna pasja. Mam też swój zespół. Chciałabym w przyszłości zostać solistką, aczkolwiek to bardzo trudne, więc pewnie skończę w jakiejś orkiestrze - zaczęłam nawijać jak katarynka.
-Dobra słońce, zapytałem tylko na czym grasz - zaśmiał się znów tak pięknie i melodyjnie. I czy on nazwał mnie słońce?
-Przepraszam. Zawsze się tak nakręcam jak mówię o muzyce, to całe moje życie - powiedziałam łagodnie.
-Ja grałem kiedyś na gitarze, stąd wiem, że jesteś instrumentaliską. Widać po opuszkach od palców.
-To już dwie informacje jakie wiem na twój temat. Jednak wciąż nie znam kluczowej, jak masz na imię?
-Oj, co za dużo to nie zdrowo - odpowiedział - pojedzone?
-Tak, dziękuję. Było pyszne.
-Dobrze, idę zapłacić, a ty idź już w stronę motoru.
A więc zebrałam się i spojrzałam na telefon. Godzina 12 i 10 nieodebranych połączeń od mamy. O kurwa...
Nagle zauważyłam jak wychodzi z baru i zdenerwowana zaczęłam mówić:
-Musisz mnie odwieść do domu.
-Już już, spokojnie. Zawioze cię słońce.
Znowu, znowu to słońce...
Wsiedliśmy na motor i ruszyliśmy. Miałam wrażenie, że jechaliśmy jeszcze szybciej niż wtedy i miałam rację, bo byliśmy pod moim domem po 10 minutach jazdy. Nieźle...
-Dziękuję bardzo za śniadanie i w ogóle. Do zobaczenia kiedyś - powiedziałam i pobiegłam w stronę domu.
W ogóle skąd on znał mój adres?! Nie mówiłam mu gdzie mieszkam...
-Tak do zobaczenia Rejczel.
Zaczełam otwierać drzwi domu kiedy usłyszałam jego krzyk:
-Ej Rejczel! Eric - krzyknął i odjechał, a ja zastanawiałam się o co chodzi. I wtedy zdałam sobie sprawę...
Eric to jego imię.


Rozdział dedykowany mojej przyjaciółce w formie prezentu na święta.
Wesołych świąt i do zobaczenia ❤

Pokochałam bad boy'a Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz