Siedziałam w pokoju z kubkiem czarnej kawy i oglądałam mój ulubiony serial ("Jak poznałem waszą matkę") gdy nagle usłyszałam krzyk mojej upierdliwej siostry, która weszła do mojego pokoju jakby to był jej pokój:
-Idę na spotkanie z super chłopakiem, a nie mam co na siebie włożyć! Rejczeeel! Pożyczysz mi tą super bluzkę z czarną koronką?!
-Niee! - krzyknęłam równie głośno jak ona. -Potrzebuję jej na najbliższą imprezę!
-Taaa jasne... Masz szlaban, a poza tym nie chodzisz na imprezy- odpowiedziała z perfidną satysfakcją. Mała gnida...
A no tak, zapomniałam wspomnieć, że po ostatniej przygodzie z Ericiem mam szlaban, bo nie odbierałam telefonu i nie dawałam znaku życia.
-Weź wyjdź i daj mi spokój - rzuciłam równie niemile jak ona, jednocześnie biorąc łyk kawy. Boże, tak bym chciała wyjść z domu na jakąś dobrą kawę, najlepiej do tego baru gdzie byłam z Ericiem. W prawdzie byłam tam raz, ale kawa była nieziemska. Jebany szlaban.
Kiedy moja siostra wyszła z pokoju, ja zmierzyłam do swojej łazienki w celu zrobienia sobie domowego spa. I tak nie mam nic innego do roboty, bo na skrzypcach grałam dziś już z 7 godzin i nie mam siły na razie by grać dalej.
Zaczęłam więc od przemycia twarzy moim ulubionym peelingiem. Następnie użyłam różanego toniku do twarzy, a zaraz po tym postanowiłam zrobić sobie koreańską maseczkę, która była masakryczne droga, ale kto mi zabroni. Mama płaci. Z maseczką na twarzy udałam się do kuchni aby przyrządzić sobie kolację. Nie miałam siły na eksperymenty, więc postawiłam na zwykle tosty z serem.
Udałam się z moim posiłkiem do mojego pokoju i włączyłam dalsze odcinki serialu. Gdy skończył się odcinek i zjadłam kolację przypomniałam sobie o mojej maseczce. Udałam się z powrotem do łazienki, a po zdjęciu maski umyłam zęby i nałożyłam krem. Następnie wzięłam szybki prysznic, myjąc się moim ulubionym kokosowym żelem pod prysznic. Włosów nie myje, zepnę je jutro w jakiś warkocz czy kok. Dziś niedziela, co idzie z tym, że jutro matma. Hatfu... No ale jak trzeba to trzeba, zwłaszcza, że geniuszem matematycznym to ja nie jestem. Przysiadłam do tych jebanych ułamków, ale za chuja mi to nie szło.
Przepraszam, że tak przeklinam, ale matma i ja przyjaciółmi nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy. Muszę wziąć korepetycje, bo inaczej moja maturka leży.
Gdy tak męczyłam się z tą matmą nagle usłyszałam stukanie w okno, co było dość niepokojące, bo mieszkam na piętrze, a za oknem nie mam drzewa, które tak jak w horrorach mogłoby o nie stukać. Na początku to ignorowałam, ale stukot był coraz częstszy. Nieco przerażona podeszłam do okna i to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Pod moim domem, w niedzielę, o godzinie 22 stał nie kto inny jak Eric.
-Co ty tu robisz?! - powiedziałam cichym głosema aby moja mama mnie nie usłyszała.
-Przyjechałem po Ciebie żeby Cię gdzieś zabrać - odpowiedział nonszalancko. Typa widziałam raptem trzy razy, a on nachodzi mnie jakbyśmy się znali dobre parę lat.
-Jesteś chory?! Typie, znam Cię od paru dni, a ty mnie nachodzisz jakbyśmy byli co najmniej przyjaciółmi - powiedziałam ciut głośniej.
-Oj tam, uspokój się i chodź.
Nie no, pierdolnięty.
-Weź stąd spierdalaj! Moja matka Cię zabije jak cię tu zobaczy. A potem mnie! Nie mogę stąd wyjść! Jutro mam szkołę...
-Szkoła nie zając, nie ucieknie. Nie pierdol i chodź.
Nie wiem o co chodzi, ale poczułam nagły przypływ szaleństwa. Jakaś część mnie chce iść. Co z tego, że mam szlaban. Powiem mamie, że idę spać i zejdę oknem. Chyba, że po drodze się zabiję jak będę schodzić. Raz kozie śmierć.
-Eghhh... Daj mi pięć minut - rzuciłam szybko aby się ogarnąć.
Poszłam do pokoju mojej mamy.
-Mamo, ja idę spać, troszkę głowa mnie boli, to pewnie ze zmęczenia - okłamałam ją, ale dziwnym trafem nie poczułam wyrzutów sumienia. Pójdę do piekła za to...
-Dobrze Kochanie, to przez to pewnie, że tak dużo grałaś dziś. Wyśpij się porządnie, bo jutro szkoła. Dobranoc
-Dobranoc Mamo.
Dobra, jednak mam wyrzuty sumienia, ale miną. Na pewno miną.
Pobiegłam na górę aby ubrać coś żeby nie uznał mnie za wariatkę, bo aktualnie mam na sobie piżamę w jednorożce. Albo mieć wyjebane? I tak typa nie znam. Nie no, trochę ogarnąć się trzeba. Związałam włosy w niechlujnego koczka, piżamę zamieniałam na czarne leginsy i za dużą, czarną bluzę z Nike od Damona. Na szczęście trzymam wszystkie buty w swoim pokoju, więc założyłam szybko moje bordowe vansy na moje skarpetki w pizze. Spojrzałam szybko w lustro i w sumie wyglądam tak, jak codziennie, tylko bez makijażu, ale mam ładną cerę, więc mi to nie przeszkadza. Wychylam się przez okno by zobaczyć czy jeszcze tam jest. Oczywiście, że jest, siedzi na motorze i o dziwo ma dwa kaski. Ufff...
-Ej debilu! - wołam go. - Jak twoim zdaniem mam zejść?
-Po rynnie! - odpowiedział. Aha.
-Kpisz sobie?! Jak mam to zrobić?!
-Tak jak strażak po rurze. No dawaj sieroto! - rzucił wyśmiewczo.
No dobra, dajesz Rejczel. Weszłam na parapet i chwyciłam się rynny. Boże, zginę dzisiaj.
-No dobra Rejczej - powiedziałam w myślach. - Nie bądź pizda, na 3, 2, 1... -
Zjechałam, jestem na dole!
-Gdzie jedziemy? - spytałam, bo to chyba oczywiste pytanie.
-Zobaczysz sama. - odpowiedział. -Masz, zakładaj ten kask i chodź, bo się grzebiesz.
-Bądź już cicho debilu.
-Teraz jestem debilem? - spytał z tym sarkastycznym, perfidnym uśmiechem na twarzy.
-Zawsze nim byłeś. - ha ha 1:0 dla Rejczel.
-Uczę się od Ciebie. - odpowiedział z satysfakcją.
Kurwa 1:1.
-A teraz wsiadaj i jedziemy, bo szkoda czasu - rzucił szybko, ubrał kask po czym usiadł na motorze by go odpalić.
Trzeba mieć nasrane w głowie, żeby jechać z nieznajomym, dwa razy większym, w nocy, nie wiem gdzie. Boże miej mnie w opiece.
Wsiadłam na motor, po czym w miarę cicho (aby nie obudzić sąsiadów) odjechaliśmy.
Nieważne gdzie mnie zawiezie, czuję, że ten wieczór będzie ciekawy.
Gdybym wiedziała jak bardzo...
CZYTASZ
Pokochałam bad boy'a
RomanceRejczel Winter to piękna, wysoka dziewczyna grająca na skrzypcach. Ma zespół, który kocha całym sercem. Gra w nim wspólnie z super wiolonczelistką Summer, która jest super laską. Jej hobby prócz muzyki to biologia. Jest bardzo szczera, ale jest równ...